Изменить стиль страницы

16

Zanim odebrałem telefon, Rachel położyła swoją dłoń na mojej.

– To negocjacje – powiedziała. – Strach i groźby są środkami nacisku. Musisz być silny. Jeśli naprawdę zamierzają ją wypuścić, będą skłonni do ustępstw.

Przełknąłem ślinę i włączyłem telefon. Powiedziałem: „Halo”.

– Spróbujemy jeszcze raz?

Ten sam elektronicznie zniekształcony głos. Krew zaczęła mi szybciej krążyć w żyłach. Zamknąłem oczy i odparłem: – Nie.

– Słucham?

– Chcę mieć pewność, że Tara żyje.

– Przecież dostaliście włosy, czyż nie?

– Owszem.

– I co?

Spojrzałem na Rachel. Skinęła głową.

– Wyniki badań nie są jednoznaczne.

– Świetnie – powiedział głos. – No, to zaraz mogę się rozłączyć.

– Zaczekaj – powiedziałem.

– Tak?

– Poprzednim razem odjechaliście.

– Owszem.

– Skąd mam wiedzieć, że nie zrobicie tak teraz?

– Czy tym razem zawiadomiliście policję?

– Nie.

– No, to nie macie powodów do niepokoju. Oto co masz zrobić.

– Nic z tego – powiedziałem.

– Co takiego?

Zacząłem się trząść jak w febrze.

– Robimy wymianę. Nie dostaniecie pieniędzy, dopóki ja nie dostanę córki.

– W pana sytuacji nie może pan stawiać warunków.

– Ja dostanę córkę – mówiłem powoli, z trudem wyrzucając z siebie każde słowo – wy dostaniecie pieniądze.

– Nic z tego.

– No cóż – powiedziałem, siląc się na stanowczość.

– W takim razie koniec rozmowy. Nie chcę, żebyście znowu uciekli, a potem zażądali więcej pieniędzy. Dokonamy wymiany i na tym będzie koniec.

– Doktorze Seidman?

– Tak.

– Niech pan uważnie mnie posłucha.

Zapadła nieznośnie długa chwila ciszy.

– Jeśli teraz się rozłączę, nie zadzwonię przez kolejne osiemnaście miesięcy.

Zamknąłem oczy i ścisnąłem słuchawkę.

– Niech pan przez chwilę zastanowi się nad konsekwencjami. Czy nie myśli pan o tym, gdzie podziała się pana córka? O tym, co się z nią dzieje? Jeśli się rozłączę, nie będzie pan miał o niej żadnych wieści przez następne osiemnaście miesięcy.

Miałem wrażenie, że na mojej piersi zaciska się stalowa obręcz.

Nie mogłem złapać tchu. Popatrzyłem na Rahel. Odpowiedziała mi dodającym otuchy spojrzeniem.

– Ile będzie miała wtedy lat, doktorze Seidman? Oczywiście, jeśli jeszcze będzie żyła.

– Proszę.

– Jest pan gotowy mnie wysłuchać?

Zamknąłem oczy.

– Chcę tylko mieć pewność.

– Przysłaliśmy próbkę włosów.

– Dam wam pieniądze. Wy oddacie mi córkę. Dostaniecie pieniądze, kiedy ją zobaczę.

– Chce pan nam dyktować warunki, doktorze Seidman?

Mechaniczny głos zaczął zabawnie seplenić.

– Nie obchodzi mnie, kim jesteście – odparłem – ani dlaczego to robicie. Ja tylko chcę odzyskać moją córkę.

– W takim razie zrobi pan to, co mówię.

– Nie – odparłem. – Nie bez gwarancji.

– Doktorze Seidman?

– Słucham.

– Żegnam.

Telefon zamilkł.