Изменить стиль страницы

EPILOG

18 marca 1997 roku

godzina 15.45

Nowy Jork

Lou Soldano machnął legitymacją służbową i wszedł do sali odpraw celnych na międzynarodowym lotnisku Kennedy'ego. Zerknął na zegarek. Ruch na drodze był niniejszy, niż Lou się spodziewał, miał więc nadzieję, że nie spóźnił się na powitanie wracających do domu obieżyświatów.

Podszedł do jednego z bagażowych i zapytał, przy którym stanowisku będzie odbiór bagaży z Air France.

– Idź do końca, brachu – odparł zapytany i ręką wskazał kierunek.

Mam szczęście, pomyślał Lou, przyspieszając do lekkiego truchtu. Zaraz jednak zwolnił i po raz milionowy złożył solenne przyrzeczenie, że od zaraz przestanie palić.

Gdy podszedł bliżej, łatwo się zorientował, gdzie powinien oczekiwać znajomych. Na monitorze dużymi literami wypisano: AIR FRANCE. Dookoła kotłowali się ludzie.

Lou okrążył tłumek. Chociaż wszyscy byli zwróceni do niego tyłem, z łatwością wypatrzył włosy Laurie. Wśliznął się między pasażerów i ścisnął ją za ramię. Odwróciła się oburzona, ale natychmiast poznała przyjaciela. Nie bacząc, że wszyscy patrzą, uściskała go tak serdecznie, że aż się zarumienił.

– Dobrze, już dobrze, poddaję się – rozłożył ręce i roześmiał się.

Laurie puściła go, więc mógł się przywitać z Jackiem i Warrenem. Natalie pocałował w policzek.

– No to jak, kocham, podróż była udana czy nie? – zapytał. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest niezwykle zaintrygowany wynikami wycieczki.

Jack popatrzył na Laurie i wzruszył ramionami.

– Było nie najgorzej – odparł wymijająco.

– Tak, nieźle – przytaknęła Laurie. – Właściwie nic niepokojącego się nie wydarzyło.

– Tak? Jestem zaskoczony. No, wiecie, wyprawa do Afryki i w ogóle. Nigdy tam nie byłem, ale słyszałem co nieco.

– Co słyszałeś, człowieku? – wtrącił się Warren.

– No, że mają tam dużo zwierząt.

– I to wszystko? – spytała Natalie.

Lou wyglądał na zaambarasowanego.

– No tak. Zwierzęta i wirus Ebola. Ale, jak mówiłem, nigdy tam nie byłem.

Jack roześmiał się, a za nim pozostali.

– O co tu chodzi? Gracie sobie ze mną w kulki?! – zawołał Lou.

– Tak mi się zdaje – potwierdziła Laurie. – Mieliśmy fantastyczną podróż! Pierwsza część była nieco wyczerpująca, ale jakoś przetrwaliśmy, a potem wylądowaliśmy w Gabonie i mieliśmy już wszystko w garści.

– Widzieliście jakieś zwierzaki?

– Więcej niż potrafisz sobie wyobrazić – powiedziała Laurie.

– A widzicie, tak właśnie wszyscy mówią – odparł usatysfakcjonowany Lou. – Może któregoś dnia ja też tam pojadę.

Kiedy zjawiły się ich bagaże, przemknęli przez odprawę i przeszli przez terminal. Nie oznakowany wóz Lou stał przy krawężniku tuż przed wejściem.

– Jeden z przywilejów – wyjaśnił przyjaciołom.

Złożyli torby w bagażniku i wsiedli do wozu. Laurie usiadła obok Lou. Wyjechali z lotniska i natychmiast wylądowali w ulicznym korku.

– A co u ciebie? – spytała Laurie. – Posunąłeś się trochę do przodu?

– Już się bałem, że nigdy nie spytacie. Po waszym wyjeździe sprawy tak ruszyły, że trudno uwierzyć. Prawdziwą kopalnią złota okazał się Dom Pogrzebowy Spoletto. Wszyscy czekają teraz na wyznaczenie kaucji. Mam nawet akt oskarżenia przeciwko Vinniemu Dominickowi.

– Fantastycznie – uradowała się Laurie. – A co z tą obrzydliwą świnią, Angelem Facciolem?

– Ciągle zapuszkowany. Przygwoździmy go za wykradzenie zwłok Franconiego. Wiem, że to niewiele, ale Ala Capone przyłapali na niepłaceniu podatków.

– Znaleźliście wtyczkę w naszym zakładzie? – pytała dalej Laurie.

– Owszem. To właśnie dzięki temu możemy przycisnąć Angela. Vinnie Amendola zdecydował się zeznawać.

– Ach, więc to jednak Vinnie – powiedziała Laurie z mieszaniną satysfakcji i żalu.

– Nic dziwnego, że zachowywał się tak dziwnie – wtrącił Jack.

– Pojawił się też nieoczekiwany trop. Ktoś jeszcze był w to wszystko wmieszany. Zaskoczył nas. Kiedy wróci do kraju, zostanie aresztowany pod zarzutem zamordowania nastolatki z Jersey, Cindy Carlson. Sądzimy, że zrobili to Franco Ponti i Angelo Facciolo, ale na zlecenie tego faceta. Nazywa się Raymond Lyons. Słyszeliście o nim?

– Ja nie – odparł Jack.

– Ani ja – przyznała Laurie.

– Cóż, w każdym razie ma coś wspólnego z tymi transplantacjami, które was tak zainteresowały. Ale o tym później. Teraz ja chciałbym posłuchać, szczególnie o tej pierwszej części wyprawy, tej nieco wyczerpującej.

– W takim razie będziesz musiał postawić obiad – stwierdziła Laurie. – To naprawdę długa opowieść.