Изменить стиль страницы

– Zadzwonię do ciebie. Zaraz się do tego wezmę – obiecała Maureen.

Po powrocie do swojego biura sprawdził czekające na niego wiadomości, lecz niczego interesującego nie znalazł. Zrobił na biurku nieco miejsca na teczki Lagenthorpe'a i Lopez. Zamierzał sporządzić raport poautopsyjny, a następnie podzwonić po krewnych ofiar. Chciał zatelefonować także do kogoś bliskiego ofiary, nad którą pracowała Laurie. Jednak zamiast zabrać się do pracy, spojrzał na stojący na półce egzemplarz podręcznika medycyny Harrisona. Zdjął książkę, poszukał rozdziału o chorobach zakaźnych i zaczął czytać. Sporo tego było, prawie pięćset- stron. Jednak nie przerażał się, mógł szybko przerzucać strony, gdyż większość informacji miał w głowie. Często korzystał z tej wiedzy w pracy.

Trafił w końcu na podrozdział o nietypowych infekcjach wirusowych i w tym momencie zadzwoniła Maureen. Poinformowała go, że zamrożone płatki do analizy są gotowe. Natychmiast też zszedł do laboratorium, aby je odebrać. Wrócił z nimi do pokoju, postawił swój mikroskop na środku biurka i zabrał się do pracy. Próbki miał posegregowane według organów. Zaczął od płuc. Zaintrygowały go spore zmiany w opuchniętej tkance i zupełny brak bakterii.

Badając próbki serca, od razu się zorientował, co spowodowało jego powiększenie. Mięsień serca opuchł z powodu zapalenia, w komórkach mięśniowych znajdowało się mnóstwo płynu.

Przełączył na silniejsze powiększenie i natychmiast rozpoznał przyczynę tych zmian. Komórki wyściełające naczynia krwionośne dochodzące do serca były w większości zniszczone. W efekcie wiele z naczyń zostało zatkanych przez skrzepy, wywołując liczne drobne ataki serca!

Czując, jak po tak ekscytującym odkryciu rośnie mu poziom adrenaliny we krwi, Jack wrócił do próbek pobranych z płuc, aby zbadać je w tym samym powiększeniu. Bez problemu odkrył identyczne uszkodzenia w naczyniach krwionośnych.

Wymienił próbkę z płuc na wycinek pobrany ze śledziony. Pokręcił okularem i znowu ujrzał tę samą przyczynę choroby. Oczywiście było to znaczące odkrycie, które mogło sugerować możliwą diagnozę.

Jack wstał od biurka i szybko zjechał do laboratorium mikrobiologicznego, by porozmawiać z Agnes. Zastał ją przy jednym z licznych laboratoryjnych inkubatorów.

– Powstrzymaj się z próbkami Lagenthorpe'a – zawołał, łapiąc oddech. – Mam nowe informacje, które na pewno ci się spodobają.

Agnes przyjrzała się Jackowi z zainteresowaniem przez grube okulary.

– To choroba śródbłonkowa – powiedział podnieconym głosem. – Pacjent miał ostrą chorobę zakaźną bez widocznych wykształconych bakterii. To powinno było nam coś powiedzieć. Miał także początek wysypki na dłoniach i stopach. A do tego rozpoznano u niego zapalenie wyrostka robaczkowego. Zgadnij dlaczego?

– Tkliwość uciskowa – powiedziała Agnes.

– Właśnie. No a co według ciebie może wywołać takie objawy?

– Riketsje.

– Bingo! – zawołał i gwizdnął z zadowolenia. – Dobra stara gorączka Gór Skalistych. Możesz to potwierdzić?

– To równie trudne jak w przypadku tularemii. Znowu będziemy musieli wysłać próbki. To się robi zwykłą techniką immunofluorescencyjną, ale brakuje nam odczynników. Wiem jednak, że w laboratorium miejskim mają wszystko, co potrzeba, ponieważ w osiemdziesiątym siódmym w Bronxie odnotowano kilka zachorowań na gorączkę Gór Skalistych.

– Wyślij to natychmiast – zadecydował Jack. – I powiedz im, że potrzebujemy wyniki tak szybko, jak tylko zdołają je ustalić.

– Zrobi się.

– Jesteś kochana.

Ruszył do wyjścia. Agnes zatrzymała go jeszcze na chwilę.

– Cieszę się, że powiedziałeś mi o wszystkim zaraz po odkryciu. Doceniani to. Riketsjozy są dla laborantów wyjątkowo groźne. Unoszącymi się w powietrzu riketsjami niezwykle łatwo się zarazić. Choroby są równie niebezpieczne, a bywa, że nawet bardziej niż tularemia.

– Nie ma o czym mówić. Bądź ostrożna – poprosił Jack.