Изменить стиль страницы

– Zabieraj się do pracy – poleciła Jackowi.

Zakręcił się na pięcie i pomaszerował do przebieralni, gdzie czekał kombinezon.

– A jeśli chodzi o pozostałe dwa przypadki, o których mówiłeś na górze, to którym z nich chciałbyś się zająć w następnej kolejności?! – zwołała Laurie za oddalającym się Jackiem.

– Lagenthorpe – odpowiedział.

Laurie uniosła kciuk na znak, że się zgadza.

Pomimo kaca Vinnie, jak zawsze, sprawnie przygotował ciało Marii Lopez do autopsji. Zanim skończył, Jack po raz drugi przejrzał teczkę ofiary, a następnie włożył strój ochronny.

Poza nim i Vinniem w sali nikogo nie było. Jack mógł się łatwo skoncentrować. Na oględziny zewnętrzne poświęcił o wiele więcej czasu niż zwykle. Uznał, że jeżeli jest na ciele ślad ukąszenia, to on go musi znaleźć. I znowu, jak u Katherine Mueller, było kilka miejsc o dyskusyjnym wyglądzie – wszystkie sfotografował – ale ukąszenia nie znalazł.

Kac Vinnie'ego pomagał Jackowi się skoncentrować. Vinnie, chcąc ukoić ból głowy, milczał. Mógł się doskonale obejść bez ciętych dowcipów Jacka, jego chorych żartów i nieustających komentarzy na temat nic nikogo nie obchodzących szczegółów wydarzeń sportowych. Jack rewanżował się również wiele znaczącym milczeniem.

Po zewnętrznych oględzinach przystąpił do badania organów wewnętrznych, tak jak przy wszystkich poprzednich przypadkach. Zachowywał tylko jeszcze większą ostrożność, aby do zera zmniejszyć ryzyko rozsiania śmiercionośnych bakterii.

W miarę postępu badań Jacka ogarniało przeświadczenie, iż przypadek Lopez jest lustrzanym odbiciem tego, co widział u Susanne Hard, a nie u Katherine Mueller. W efekcie jego wstępną diagnozą była tularemia, nie dżuma. To jednak jeszcze bardziej zmuszało do zastanowienia się, jak dwie kobiety z działu zaopatrzenia mogły zarazić się chorobami, podczas gdy reszta personelu, bardziej przecież narażona na kontakt z chorymi, zarażenia uniknęła.

Kiedy skończył badać organy wewnętrzne, przygotował próbki laboratoryjne z płuc, żeby zanieść je później Agnes Finn. Wszystkie próbki, także te pobrane od Joy Hester i Donalda Lagenthorpe'a, chciał jak najszybciej wysłać do laboratorium miejskiego w celu przebadania na obecność zarazków tularemii.

Kiedy zabrali się do szycia zwłok, dobiegły ich odgłosy z umywalni i spoza sali.

– Zjawili się normalni, cywilizowani ludzie – zauważył Vinnie.

Jack nie odpowiedział.

Otworzyły się drzwi do umywalni. Do sali weszły dwie osoby ubrane w kombinezony i wolnym krokiem ruszyły w stronę stołu Jacka. Okazało się, że to Laurie i Chet.

– Chłopcy, już skończyliście? – zapytał Chet.

– Mnie w to nie mieszajcie – odparł Vinnie. – To szalony rowerzysta, musi zaczynać, zanim wzejdzie słońce.

– I co to jest twoim zdaniem? Dżuma czy tularemia? -zapytała Laurie.

– Moim zdaniem tularemia – odparł Jack.

– No więc jeżeli w pozostałych dwóch przypadkach również stwierdzimy tularemię, będziemy mieli sześć zachorowań.

– Wiem. Fatalna sprawa. Choroba przekazywana przez ludzi to niezwykle rzadko spotykana droga zakażenia. Nie ma to sensu, ale z biegu zdarzeń wynika, że właśnie tak się rozprzestrzenia.

– A jak się rozprzestrzenia tularemia? – zapytał Chet. – Nigdy nie miałem z nią do czynienia.

– Roznoszą ją kleszcze. Ewentualnie można się zarazić przez kontakt z chorym zwierzęciem, dajmy na to królikiem – poinformował Jack.

– Zapisałam, że teraz zajmiesz się Lagenthorpe'em. Trzeci przypadek zamierzam sama zbadać – stwierdziła Laurie.

– Z ochotą zajmę się również Hester – odpowiedział.

– Nie ma potrzeby. Nie mamy dzisiaj aż tak wielu autopsji, jak sądziłam. Większość z przywiezionych w nocy denatów nie wymaga sekcji. Nie mogę więc pozwolić, abyś jedynie ty dobrze się bawił.

Zaczęto wwozić ciała. Stoły na kółkach pchali pracownicy kostnicy. Oni też poukładali ciała na stołach autopsyjnych. Laurie i Chet odeszli do swoich zajęć, a Jack i Vinnie wrócili do szycia. Gdy skończyli, Jack pomógł Vinniemu przenieść ciało na wózek. Następnie zapytał, jak długo będzie trwało przygotowanie Lagenthorpe'a.

– Co za krwiopijca – poskarżył się Vinnie. – Czy nie możemy jak wszyscy inni wypić kawę?

– Wolałbym mieć to już za sobą. A potem możesz sobie pić kawę przez resztę dnia.

– Bzdury. Zaraz zagonią mnie do pomocy komuś innemu.

Narzekając na swój los, Vinnie wyprowadził wózek z ciałem Marii Lopez. Jack tymczasem podszedł do stołu Laurie. Była pochłonięta pracą. Przeprowadzała oględziny, ale gdy zauważyła Jacka kątem oka, natychmiast powiedziała:

– Biedaczka miała trzydzieści sześć lat. Cóż za tragedia.

– Co znalazłaś? Jakieś ślady po ukąszeniu owadów albo zadrapanie?

– Nic poza skaleczeniem na lewej nodze, ale to od maszynki do golenia. Nie ma śladu infekcji, myślę więc, że to zwykły wypadek. Jest jednak coś interesującego. Ma wyraźne zapalenie spojówek.

Ostrożnie uniosła powieki zmarłej. Zapalenie spojówek było wyraźne, chociaż rogówka była czysta.

– Wyczuwam także powiększone węzły przeduszne. – Mówiąc to, wskazała na widoczne guzki z przodu uszu.

– Ciekawe. Pasuje do tularemii, lecz nie występuje w poprzednio badanych przypadkach. Daj znać, jeśli trafisz jeszcze na coś niezwykłego.

Teraz Jack podszedł do stołu Cheta. Szczęśliwie jemu przypadł podziurawiony kulami mężczyzna. W tej chwili zajęty był fotografowaniem ran postrzałowych, wlotów i wylotów kul. Gdy spostrzegł Jacka, podał aparat Salowi, który asystował mu przy autopsji, wziął Jacka na bok i zapytał:

– Jak spędziłeś ostatnią noc?

– To chyba nie jest najlepsza pora – zauważył Jack. Jakakolwiek rozmowa w kosmicznym kombinezonie była bardzo utrudniona.

– No, nie wykręcaj się – nalegał Chet. – My z Colleen zabawiliśmy się nieźle. Po chińskim klubie poszliśmy do niej. Mieszka przy Sześćdziesiątej Szóstej Wschodniej.

– Cieszę się, że ci się udało.

– Ale jak wy zakończyliście wieczór?

– Nawet gdybym ci powiedział, to i tak byś nie uwierzył.

– Spróbuj – powiedział Chet i przysunął się bliżej do Jacka.

– Najpierw poszliśmy do jej biura, a później przyjechaliśmy tutaj.

– Miałeś rację, nie wierzę – skwitował Chet.

– Prawda często bywa trudna do zaakceptowania.

Vinnie właśnie wjechał do sali z ciałem Lagenthorpe'a, więc Jack wykorzystał to jako usprawiedliwienie, przeprosił i wrócił do swojego stołu. Wolał pomagać w przygotowaniu ciała do sekcji, niż wysłuchiwać kolejnych uwag na temat minionego wieczoru.

Tym, co zwracało największą uwagę podczas oględzin ciała, była świeża rana po wycięciu wyrostka robaczkowego długa na około dwa cale. Jack szybko jednak odkrył kolejne nieprawidłowości. Dokładnie przyglądając się dłoniom, zauważył ślady gangreny na koniuszkach palców. Oznaki podobnych zmian, w bardzo początkowym stadium odnalazł również na płatkach usznych denata.

– Przypomina mi to Nodelmana – stwierdził Vinnie. – Tylko że mniej tego i nie występuje na nosie. Sądzisz, że znowu mamy dżumę?

– Nie wiem – odparł Jack. – Nodelman nie był po operacji wyrostka.

Kolejne dwadzieścia minut poświęcił na dokładne sprawdzenie, czy nie ma śladów ukąszeń insektów lub innych zwierząt. Jednak w przypadku ciemnoskórego Lagenthorpe'a rzecz była trudniejsza niż u białej Marii Lopez.

Mimo starannych poszukiwań nie znalazł śladów ukąszeń. Zaowocowały one za to odkryciem innych niezwykle subtelnych zmian. Na wewnętrznej stronie dłoni i na podeszwach stóp widoczna była słaba wysypka. Vinnie twierdził, że nic nie widzi.

– Powiedz mi, na co mam patrzeć.

– Płaskie, różowawe plamki – wyjaśnił Jack.

– Przykro mi, ale niczego takiego nie widzę – stwierdził Vinnie.

– Nieważne – uznał Jack. Zrobił kilka fotografii, choć sam wątpił, aby słaba wysypka była na nich widoczna. Światło lampy błyskowej najczęściej zaciera tak subtelne zmiany na skórze.

Gdy Jack kontynuował oględziny, czuł, że jest coraz bardziej zaskoczony rozwojem wypadków. Lagenthorpe'a przywieziono ze wstępnym rozpoznaniem dżumy płucnej i po zewnętrznych oględzinach, jak Vinnie zwrócił na to uwagę, można było rzeczywiście uznać Lagenthorpe'a za kolejną ofiarę dżumy. Jednak była w tym pewna sprzeczność. Raport wspominał, że test na dżumę wypadł negatywnie, więc Jack pierwotnie podejrzewał raczej tularemię.

Ale tularemia zdawała się rozwiązaniem niemożliwym do przyjęcia, gdyż w ślinie chorego nie wykryto żadnych wolnych bakterii. Dalej sprawę komplikował fakt, iż u chorego wystąpiły wystarczająco poważne objawy, by podejrzewać zapalenie wyrostka, który po operacji okazał się zdrowy. A na dodatek na dłoniach i stopach miał jakąś wysypkę.

Jack nie miał pojęcia, z czym ma do czynienia. Im bardziej się nad tym zastanawiał, tym głębsze miał przeczucie, że nie chodzi ani o dżumę, ani o tularemię!

Ledwie zaczął badanie wewnętrzne, a od razu nabrał przekonania, że jego domysły nie są bezpodstawne. Naczynia limfatyczne były minimalnie powiększone. Po rozcięciu płuca już na pierwszy rzut oka Jack mógł stwierdzić, że widzi różnicę między stanem Lagenthorpe'a, a innych chorych na dżumę lub tularemię. Tym razem bardziej wyglądało to na niewydolność serca niż na infekcję. W płucach było sporo płynu, niewiele zaś zagęszczeń tkanki.

Po obejrzeniu innych organów wewnętrznych stwierdził, że w większości z nich zaczęły zachodzić procesy patologiczne. Serce było znacznie powiększone, podobnie jak wątroba, śledziona i nerki. Jelita wyglądały na przekrwione, jakby na jakiś czas przed śmiercią przestały pracować.

– Coś interesującego? – dobiegł go silny głos.

Jack był tak zaabsorbowany, że nawet nie zauważył, jak Calvin odsunął Vinniego na bok i zajął jego miejsce.

– Myślę, że tak – odpowiedział Jack.

– Kolejny przypadek infekcji? – zapytał inny burkliwy głos.

Jack odwrócił się w lewo. Od razu rozpoznał głos, ale nie potrafił ukryć zaskoczenia. Miał rację. To był sam szef!

– Zjawił się z rozpoznaniem dżumy – wyjaśnił Jack. Był zaskoczony pojawieniem się szefa. Bingham schodził do sali jedynie wtedy, gdy mieli na stole niezwykle rzadki przypadek lub gdy sprawa dotyczyła osób z politycznego establishmentu.