– Alarm – powiedział Griffin.
– Alarm?
– Tak. Niebieski, biały, wszystko mi jedno. Sami wybierzcie kolor. Kiedy jest alarm, trzeba zamknąć całe więzienie, prawda? I wyprowadzić na zewnątrz nawet adwokatów i dziennikarzy.
– Zgadza się – potwierdził Charpentier.
– A zanim wszystkich znowu wpuszczą trzeba ich będzie ponownie przeszukać, prawda? Więźniów trzeba jeszcze raz odeskortować do sali odwiedzin…
– To mogłoby trochę potrwać – zgodził się radośnie Charpentier, po chwili jednak się zawahał.
Griffin rozumiał dlaczego. Niebieski alarm można było wprowadzić, tylko gdy w więzieniu doszło do poważnego zakłócenia porządku: do pobicia strażnika albo do bójki między więźniami. Z kolei biały alarm był stosowany wyłącznie w przypadku zagrożenia czyjegoś życia lub zdrowia. Tak czy inaczej, najpierw musiało się coś wydarzyć w samym więzieniu.
– Naczelnikowi nie podoba się, że telewizja chce tu wejść – powiedział w końcu Charpentier. – Mogę z nim porozmawiać. Może nadszedł czas na ćwiczenia. Wiesz, sierżancie, jako gest dobrej woli w stosunku do policji stanowej.
– Policja stanowa byłaby bardzo wdzięczna – zapewnił Griffin.
– Chwileczkę. – W słuchawce zaległa cisza. Griffin usłyszał odgłos kroków, a potem stłumione dźwięki rozmowy. Po minucie Charpentier znowu się odezwał. – Wiesz, co się okazało? Już od bardzo dawna nie mieliśmy ćwiczeń. Prawdziwe alarmy to co innego. Te mamy cały czas, ale nie ćwiczenia. W związku z tym na pewno da się coś załatwić…
– Doskonale, kapralu. Powiedz naczelnikowi, że zawsze doceniamy dobre ćwiczenia. I jeszcze jedno…
– Tak?
– Jeżeli mimo wszystko dojdzie do wywiadu… nie odprowadzajcie Price’a do celi. Zaprowadźcie go gdziekolwiek, tylko nie tam.
– Nie chcesz, żeby stamtąd coś zabrał.
– Nigdy nie dość ostrożności.
– Na pewno naczelnik przyzna ci rację. O, kurczę… Wygląda na to, że w bloku przydałaby się niespodziewana inspekcja. Co za kształcący dzień dla straży więziennej!
– Ćwiczenie czyni mistrza. I zajmijcie się tą listą, kapralu. Będziemy w kontakcie.
Griffin rozłączył się w momencie, gdy wjeżdżał na ulicę, przy której mieszkały Tawnya i pani Como.
O dwunastej piętnaście zaparkował przed domem.
– Ty pierwszy – powiedział Fitzowi.
Miejski detektyw uśmiechnął się promiennie.