Изменить стиль страницы

Stary Max ma jednak przede wszystkim charyzmę. Jego grube kamienne mury wyglądają jak mury więzienia. Stalowe, szerokie na dwa i długie na dwa i pół metra cele wyglądają jak cele więzienia. Pomalowane na czarno metalowe drzwi, skrzypiące przy otwieraniu i trzaskające przy zamykaniu, brzmią jak drzwi więzienia. Stale unoszący się odór potu, moczu, amoniaku i świeżej farby jest dokładnie taki, jaki powinien być w więzieniu. A inne dźwięki – gardłowe okrzyki, szum odbiorników radiowych i telewizorów, brzęk metalu, odgłosy sikających mężczyzn – to dźwięki prawdziwego więzienia.

Przez ostatnie sto lat dziesiątki tysięcy mężczyzn przekroczyło jego bramy. Gwałciciele, mordercy, handlarze narkotyków, mafiosi, złodzieje. Gdyby mury mogły mówić, Stary Max krzyczałby jak opętany.

Griffin i Fitz wpisali się do księgi odwiedzin. Cywile musieli przejść przez wykrywacz metali. Jako stróże prawa detektywi zostali pozbawieni tego przywileju i od razu otworzono przed nimi pancerne drzwi do pierwszego strzeżonego sektora. Tam czekał na nich siedzący w budce strażnik, który poprosił Fitza i Griffina o położenie na obrotowej tacy policyjnych odznak. Obrócił tacę do siebie, obejrzał odznaki, skinął głową, rzucił na tacę dwie czerwone przepustki, po czym znowu ją obrócił.

Dopiero gdy Fitz i Griffin przypięli więzienne identyfikatory, otworzyły się przed nimi ciężkie, pomalowane na biało drzwi. Po drugiej stronie musieli się zatrzymać i poczekać, aż drzwi się zatrzasną. Wtedy otworzyła się przed nimi kolejna brama i wreszcie mogli wejść do sali odwiedzin Starego Maksa.

W pomalowanym na biało i wyłożonym czerwonymi płytkami pomieszczeniu siedziało sześciu strażników. Na lewo od wejścia znajdowały się drzwi prowadzące do cel. Obok mieścił się gabinet naczelnika więzienia, przed którym dwóch strażników czuwało przed rzędem ekranów telewizyjnych. Na wprost był korytarz prowadzący do kafeterii, a po prawej stronie sala odwiedzin. Siedział w niej skuty łańcuchem i kajdanami David Price. Przed wejściem prężyło się dwóch strażników, którzy spojrzeli na Griffina, kiwnęli głowami, po czym ostentacyjnie odwrócili wzrok.

Czyżby myśleli, że stanowy detektyw znowu zaatakuje Price’a? Czy w ten sposób zamierzali okazać, że nie mają nic przeciwko temu? Wyglądało na to, że wszyscy chodzili wokół Davida na palcach, bez względu na to, czy można mu było cokolwiek udowodnić, czy nie. Nawet przy zaostrzonym rygorze więźniowie przebywali osiem godzin poza celami: jedli, pracowali, przyjmowali gości, łazili po spacerniaku. Innymi słowy, mieli możliwość kontaktu z innymi więźniami i mnóstwo czasu, żeby narobić kłopotów.

To miejsce było dla Price’a naprawdę idealne.

Kapral Charpentier otworzył drzwi. Griffin i Fitz weszli za nim do środka.

W więziennym uniformie koloru khaki David Price nie wyglądał groźnie. Zresztą nigdy tak nie wyglądał. Miał metr siedemdziesiąt wzrostu i sześćdziesiąt kilogramów wagi. Jasnobrązowe włosy, piwne oczy i okrągła, gładka twarz nadawały mu wygląd siedemnastolatka, mimo że stuknęła mu już trzydziestka. Nie był przystojny, ale nie był też brzydki. Miły młody człowiek, tak opisałaby go większość kobiet.

Właśnie w ten sposób wyraziła się Cindy, kiedy złożył im pierwszą sąsiedzką wizytę: „Hej, Griffin, poznaj naszego nowego sąsiada Davida Price’a. Powiedz Dave, co taki miły młody człowiek jak ty robi w takiej okolicy?”

David Price uśmiechał się do niego.

– Dobrze wyglądasz – powiedział. Zdawał się w ogóle nie zauważać Charpentiera i Fitza. Ich obecność była dla niego zupełnie nieistotna. Griffin od razu to zrozumiał, oni pewnie też.

David Price wciąż uśmiechał się przyjaźnie. Jak dzieciak uśmiechający się do starszego brata. Właśnie na tym polegał jego urok. Unikał bezpośredniej konfrontacji, zwłaszcza gdy miał do czynienia z silniejszymi od siebie. Udawał uległego pomocnika, oddanego ucznia, dobrego kumpla. Okazywał szacunek, ale nigdy się nie płaszczył. Prawił komplementy, ale zawsze szczere. Na początku człowiek go lekceważył, lecz po jakimś czasie zaczynał lubić jego towarzystwo, chętnie się z nim spotykał, czekał na jego pochwały. I wtedy stosunek sił ulegał zmianie. Aż w końcu nie było już jasne, kto jest mistrzem, a kto pomocnikiem. Tyle że człowiek nigdy się nad tym nie zastanawiał, bo wydawało się, że wciąż robi to, co chce, nawet jeśli nie potrafił sobie przypomnieć, by przedtem tego pragnął.

Mężczyźni lubili Davida – był dla nich idealnym bezkonfliktowym przyjacielem. Kobiety też go lubiły, bo nigdy nie czuły się zagrożone jego towarzystwem. Dzieci również – był dla nich jak dobry wujek.

Powinienem był go zabić, kiedy miałem sposobność, pomyślał Griffin.

– Znalazłeś już kogoś na miejsce Cindy? – zagaił David. – Czy zrezygnowałeś z kobiet? Znalezienie bratniej duszy nie jest takie łatwe.

– Stul pysk – warknął Fitz.

– Opowiedz nam o Sylvii Blaire – powiedział Griffin. Odsunął sobie krzesło, ale nie usiadł.

David przekrzywił głowę. Nie był jeszcze gotowy do przejścia do spraw urzędowych.

– Brakuje mi kolacji w waszym domu, wiesz? Uwielbiałem na was patrzeć. Cindy i Griffin. Griffin i Cindy. Dawaliście mi nadzieję, że w życiu jest coś wartościowego. Mam nadzieję, że kiedyś też się tak zakocham.

– Jak on się nazywa?

– Hej, Griff, nie bądź taki chamski, okej?

– Masz mi podać nazwisko mężczyzny, który zgwałcił i zamordował Sylvię Blaire. – Griffin oparł ręce o stół i pochylił się nad Price’em, marszcząc brwi.

David po prostu się uśmiechnął i potrząsnął kajdanami.

– Nie ma powodu przechodzić do rękoczynów, Griff. Jestem bezbronny. Nie widzisz? – Posłał Griffinowi kolejny słodki uśmiech.

– Dawaj to nazwisko! – huknął Griffin.

Zamiast odpowiedzieć, David spojrzał na Fitza.

– Nie wyglądasz mi na gościa, który umie się podstawić dla dobra kumpla – oświadczył chłodno. – Mike Waters to co innego. Skoczył do przodu i przyjął cios. A twój kumpel Griff naprawdę umie nieźle walnąć. Widziałeś gębę Mike’a po tym laniu? – David gwizdnął z uznaniem. – Można by pomyśleć, że facet odbył dziesięciorundowy pojedynek z Tysonem. Podejrzewam, że musiał przejść gruntowną operację plastyczną. Pewnie z pieniędzy podatników. Warto, żebyś o tym pamiętał, detektywie. Przydałaby ci się interwencja wprawnego chirurga. A przynajmniej liposukcja tu i tam. O, i jeszcze tam. Przyznaj się! Jaka jest twoja ulubiona potrawa? Chyba nie frytki, co?

– Dawaj to pierdolone nazwisko – warknął Fitz.

David westchnął z ubolewaniem. Samcze porykiwania zawsze go nudziły. Zwrócił się znowu do Griffina.

– Myślałem, że przynajmniej raz mi odpiszesz.

– Gadaj, co wiesz – powiedział półszeptem Griffin. – Obaj wiemy, że bez tego nie ma zabawy.

– Dostałeś moje listy?

Griffin nie odpowiedział. Wcześniej powinien był przyjąć tę taktykę. David potrzebował udziału rozmówcy, bez tego nie mógł nim manipulować. A bez manipulacji nie ma zabawy.

– Wiesz, w więzieniu nie jest nawet tak źle – powiedział David, zmieniając strategię. – Żarcie jest całkiem niezłe. Zdaje się, że władze uznały, że zwierzęta w zoo trzeba dobrze żywić, żeby się na siebie nie rzucały. Poza tym odnalazłem wewnętrzny spokój w ćwiczeniach jogi. I wiesz co, nigdy byś nie zgadł! Okazuje się, że mam prawdziwy talent do stolarstwa. Kiedyś zrobię ci stół, Griff. Z inicjałami wyrytymi na nóżkach. Ze względu na dawne czasy. Jakie chcesz wymiary?

Fitz otworzył usta. Griffin zgromił go wzrokiem. Detektyw zmarszczył brwi, ale się nie odezwał.

– Oooo, jak tresowana foka – zauważył David. Uśmiechnął się radośnie. Znowu miał widownię.

– Kto zgwałcił i zamordował Sylvię Blaire? – zapytał spokojnym głosem Griffin.

– Eddie Como.

– Jak się spotkaliście?

– Nigdy nie spotkałem Eddiego. Przecież w kółko to powtarzam. Ale znam faceta, który siedział z nim w celi, Jimmy’ego Woodsa. Spędziliśmy razem sporo czasu.

– Nie bajeruj mnie, Davidzie. Powiedz, kto jest prawdziwym Gwałcicielem z Miasteczka Uniwersyteckiego. Który z was wpadł na pomysł z płynem do higieny intymnej?

Po raz pierwszy udało mu się zbić Price’a z tropu. Po chwili jednak David znowu się uśmiechnął.

– Widzę, że ta sprawa przypadła ci do gustu, co? Jest skomplikowana. Chytrze obmyślona. Zawsze umiałeś to docenić. Jak myślisz, która z kobiet wynajęła mordercę Eddiego Como? A może to ktoś z rodziny? Osobiście stawiam na tę opanowaną. Jakże się ona nazywa? A, tak! Jillian Hayes.

– Masz dokładnie dziesięć sekund na powiedzenie czegoś ważnego. Inaczej stąd wychodzimy. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć…

– Wiem, kto jest prawdziwym gwałcicielem. Griffin wzruszył ramionami.

– Nie wierzę. Pięć, cztery, trzy…

– Zaraz, zaraz, nie tak szybko, człowieku. Terapia niczego cię nie nauczyła? Zwolnij. Uspokój się. To nie był mój pomysł. Facet sam się do mnie zgłosił.

– Gwałciciel z Miasteczka Uniwersyteckiego przyszedł do ciebie?

– Jasne.

Griffin już wiedział, że Price kłamie.

– Po co?

– Bo ja wiem? Może ze względu na moją reputację. A może po prostu chciał z kimś pogadać. Nie potrafię czytać facetowi w myślach. Ale przyszedł do mnie i pogadaliśmy trochę o tym i o owym.

– O tym, jak popełnić przestępstwo?

– Obaj się tym interesujemy.

– Jak wykiwać policję?

David Price uśmiechnął się szeroko.

– O, tak. Tym też obaj się interesujemy.

– Gratuluję, Price – odezwał się Fitz. – Właśnie przyznałeś się do współudziału w trzech gwałtach i dwóch morderstwach. Teraz musisz wyśpiewać całą prawdę, żeby ocalić własny tyłek.

David obrzucił Fitza pogardliwym spojrzeniem.

– A przed czym niby mam ratować swój tyłek? Przed dożywociem, które i tak już odsiaduję? Hej, koleś, co jest? Nie wiesz, kim jestem? Jestem tym facetem, który zaczepiał dzieci na placach zabaw. Dawałem im trochę cukierków, bujałem na huśtawkach. A potem zabierałem do domu, do piwnicy, gdzie ściągałem ich urocze ubranka i…

– Wciąż nie powiedziałeś nic nowego – oświadczył Griffin. – Trzy, dwa, jeden…

– Wpuszcza spermę Como do płynu do higieny intymnej.