Eddiemu coraz mniej się to podobało. Takie zachowanie mogło doprowadzić do wybuchu agresji.

– Ej, ty! – warknął ostrzegawczo. – Przestań.

Bandyta nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.

– Świetne cycki! – wykrzyknął z zachwytem, po czym wypuścił z ręki butelkę i chwycił mocno Dianę za pierś.

Kobieta krzyknęła przeraźliwie.

– Nie dotykaj jej, draniu! – ryknął Mark Alder, szarpiąc się z klamrą pasa bezpieczeństwa. Joe doskoczył do niego z zaskakującą zwinnością i uderzył w usta kolbą rewolweru. Z rozciętych warg Marka popłynęła krew.

– Każ mu przestać, na litość – boską! – krzyknął Eddie do Vinciniego.

– Najwyższa pora, żeby ktoś ją wreszcie porządnie wymacał – odparł gangster z niewzruszonym spokojem.

Joe wepchnął rękę pod sukienkę Diany. Wiła się i kopała, ale pas bezpieczeństwa uniemożliwiał jej skuteczną obronę.

Markowi wreszcie udało się uporać z klamrą, ale nie zdążył zerwać się z fotela, kiedy bandyta uderzył ponownie. Tym razem rękojeść rewolweru trafiła Marka w skroń. Joe rąbnął go pięścią w żołądek, po czym po raz trzeci uderzył rewolwerem w twarz. Krew trysnęła obfitym strumieniem, zalewając Markowi oczy. Kobiety krzyczały przeraźliwie.

Eddiego ogarnęło przerażenie. Za wszelką cenę pragnął nie dopuścić do rozlewu krwi. Joe zamachnął się do kolejnego ciosu. Eddie nie mógł już na to patrzeć. Zacisnął z determinacją zęby, doskoczył do chudego bandyty i chwycił go od tyłu za ramiona, unieruchamiając w żelaznym uścisku.

Joe walczył zaciekle, usiłując wymierzyć rewolwer w przeciwnika, ale Eddie trzymał mocno. Gangster nacisnął spust. Huk był ogłuszający, lecz broń była skierowana w dół i kula przeszła przez podłogę, nie czyniąc nikomu krzywdy.

A więc jednak padł strzał. Eddiego ogarnęło paskudne przeczucie, że sytuacja zaczyna wymykać się spod jego kontroli. Na szczęście Vincini wreszcie zdecydował się na interwencję.

– Uspokój się, Joe! – ryknął.

Bandyta natychmiast znieruchomiał. Eddie oswobodził jego ramiona. Gangster obrzucił go nienawistnym spojrzeniem, ale nic nie powiedział.

– Możemy się zwijać – oznajmił Vincini. – Przeliczyłem forsę.

Deakin dostrzegł promyk nadziei. Gdyby gangsterzy zniknęli z pokładu samolotu, udałoby się uniknąć dalszego rozlewu krwi. Idźcie – błagał ich w myślach. – Idźcie sobie!

– Weź sobie tę cipcię, jeśli masz ochotę – ciągnął Vincini. – Może ja też ją przelecę. Jest dużo lepsza od kościstej żony naszego inżyniera.

– Nie! – wrzasnęła przeraźliwie Diana. – Nieeeee!

Joe rozpiął jej pas i szarpnął brutalnie za włosy. Walczyła ze wszystkich sił, lecz nie dawało to większych efektów. Mark podniósł się chwiejnie na nogi, usiłując otrzeć krew zalewającą mu oczy. Eddie położył mu dłoń na ramieniu.

– Nie daj się zabić! – ostrzegł go, po czym dodał, znacznie zniżywszy głos: – Nic jej się nie stanie, daję ci słowo. – Najchętniej powiedziałby mu o kutrze Marynarki Wojennej, który zatrzyma łódź gangsterów, zanim ta zdoła dotrzeć do brzegu, ale obawiał się, że ktoś mógłby go usłyszeć.

Joe wycelował rewolwer w Marka.

– Albo idziesz z nami, albo twój facet dostanie kulkę między oczy – warknął do Diany.

Natychmiast zaprzestała walki i już tylko łkała rozpaczliwie.

– Musicie mnie zabrać – oświadczył Luther. – Nie przypłynęli po mnie.

– Od początku wiedziałem, że tak będzie – odparł Vincini. – Żaden okręt podwodny nie zdoła dopłynąć z Europy do Stanów.

Vincini nie miał najmniejszego pojęcia o okrętach podwodnych. Eddie domyślał się, dlaczego U – boot nie pojawił się na powierzchni; prawdopodobnie dowódca okrętu zauważył krążący w pobliżu kuter Marynarki Wojennej USA. Zapewne czaił się gdzieś niedaleko w nadziei, że patrolowiec odpłynie na inny akwen, pozostawiając mu wolny teren.

Decyzja Luthera znacznie poprawiła nastrój Eddiego. Wszystko wskazywało na to, że Hartmann zostanie po raz drugi wyrwany z rąk nazistów. Jeżeli ceną za to miało być parę szwów na twarzy Marka Aldera, Eddie nie posiadałby się ze szczęścia.

– W takim razie chodźmy – polecił Vincini. – Najpierw Luther i Szkop, potem Mały, ja i inżynier – wolę mieć cię pod ręką, dopóki nie zleziemy z tego wraka – na końcu Joe z blondyną. Ruszać się!

Mark próbował uwolnić się z uścisku Eddiego.

– Przytrzymacie tego faceta, czy wolicie, żeby Joe go sprzątnął? – zapytał Vincini dwóch agentów FBI. Obaj mężczyźni złapali Aldera za ramiona.

Eddie szedł tuż za Vincinim. Pasażerowie z kabiny numer trzy przyglądali im się szeroko otwartymi oczami. W chwili gdy minęli jadalnię i weszli do kabiny numer dwa, Clive Membury zerwał się z miejsca, wyciągnął pistolet i wycelował go w głowę Vinciniego.

– Stójcie! – zawołał. – Niech nikt się nie rusza, bo załatwię waszego szefa!

Eddie cofnął się o krok, by zejść z linii strzału, Vincini zaś zbladł jak ściana i wykrztusił:

– W porządku, chłopcy. Róbcie, co wam każe.

Kilkunastoletni bandyta rzucił się raptownie w bok i strzelił dwa razy. Membury runął na podłogę.

– Ty pieprzony kretynie! – ryknął z wściekłością Vincini. – Przecież mógł mnie zabić!

– Nie słyszałeś jego akcentu? – zapytał Mały. – Przecież to Anglik.

– I co z tego, do kurwy nędzy?

– Oglądałem mnóstwo filmów, ale nigdy nie widziałem, że Anglik kogoś naprawdę zastrzelił.

Eddie ukląkł przy leżącym nieruchomo Memburym. Oba pociski trafiły go w pierś. Jego krew miała ten sam kolor co kamizelka.

– Kim pan jest? – zapytał Eddie.

– Scotland Yard, Sekcja Specjalna – wyszeptał Membury. – Miałem pilnować Hartmanna. – A więc jednak nie był pozbawiony ochrony – pomyślał Eddie. – Cholerny pech… – wycharczał Membury, po czym zamknął oczy i przestał oddychać.

Eddie zaklął pod nosem. Przysiągł sobie, że uczyni wszystko, by nikt nie został zabity, i tak niewiele brakowało, by udało mu się dotrzymać przyrzeczenia.

– Tak niepotrzebnie… – powiedział głośno.

– Czasem trafiają się ludzie, którzy koniecznie chcą zostać bohaterami – wycedził Vincini. Eddie podniósł głowę i zobaczył, że gangster przygląda mu się podejrzliwie. Boże, ten wariat chce mnie zabić! – zaświtała mu okropna myśl. – Czy ty przypadkiem czegoś przed nami nie ukrywasz? – dodał Vincini.

Eddie otwierał już usta, by odpowiedzieć, kiedy do kabiny wpadł zadyszany sternik łodzi, którą przypłynęli bandyci.

– Vinnie, właśnie dostałem wiadomość od Willarda…

– Przecież wyraźnie powiedziałem, żeby używać radia tylko w ostateczności!

– No, właśnie! Wzdłuż brzegu w tę i z powrotem pływa kuter Marynarki Wojennej, zupełnie jakby kogoś szukał!

Serce zamarło Eddiemu w piersi. Nie wziął pod uwagę możliwości, że gangsterzy zostawią na brzegu człowieka z krótkofalówką. Cały plan wziął w łeb, a on przegrał swoją ostatnią szansę.

– Oszukałeś mnie – wycedził Vincini. – Ty sukinsynu! Zabiję cię za to.

Eddie spojrzał na kapitana Bakera. Na twarzy dowódcy malował się wyraz zdumienia i podziwu.

Vincini podniósł pistolet.

Wszyscy wiedzą, że zrobiłem, co mogłem – pomyślał Eddie. – Nic mnie nie obchodzi, że zaraz umrę.

– Zaczekaj, Vincini! – wykrzyknął Luther. – Słyszysz?

W kabinie zapadła cisza. Po chwili wszyscy usłyszeli narastający warkot silnika. Luther wyjrzał przez okno.

– To łódź latająca! Woduje tuż koło nas.

Vincini opuścił broń, a Eddie poczuł, jak uginają się pod nim kolana. Zbliżywszy twarz do szyby ujrzał mały hydroplan, który cumował obok Clippera w Shediac. Maszyna podskoczyła kilka razy na falach, po czym wytraciła prędkość i zatrzymała się.

Sternik wrócił pośpiesznie do łodzi.

– I co z tego? – warknął Vincini. – Jeśli wejdą nam w drogę, wystrzelamy ich jak kaczki.

– Nie rozumiesz? – zapytał z podnieceniem Luther. – Mamy szansę ucieczki! Zostawimy łódź i polecimy samolotem!

Vincini skinął powoli głową.

– Dobry pomysł. Tak właśnie zrobimy.

Eddie uświadomił sobie, że bandytom jednak uda się uciec.

Zachował życie, ale poniósł dotkliwą porażkę.

ROZDZIAŁ 28

Lecąc wynajętym samolotem wzdłuż wybrzeży Kanady, Nancy Lenehan znalazła sposób na rozwiązanie dręczących ją problemów.

Pragnęła pokonać brata, ale zależało jej również na tym, by wyswobodzić się ze schematu narzuconego przez ojca i wreszcie zacząć samodzielnie kształtować swoje życie. Chciała być z Mervynem, lecz obawiała się, że jeśli porzuci Buty Blacka i przeniesie się do Anglii, wkrótce stanie się znudzoną kurą domową, taką jak Diana.

Nat Ridgeway powiedział, że jest gotów zaproponować jej znacznie wyższą cenę i jednocześnie zatrudnić ją w General Textiles. Nancy uświadomiła sobie, że General Textiles ma wiele fabryk w Europie, a szczególnie w Wielkiej Brytanii, i że Ridgeway będzie mógł odwiedzić je dopiero po zakończeniu wojny, a więc kto wie, czy nawet nie za kilka lat. Postanowiła więc zgłosić chęć objęcia stanowiska dyrektora europejskiej filii General Textiles. Dzięki temu będzie mogła zostać z Mervynem, a jednocześnie uzyska szansę dalszego prowadzenia interesów.

To rozwiązanie ogromnie przypadło jej do gustu. Jego jedyna wada polegała na tym, że w Europie trwała teraz wojna, w której można było zginąć.

Właśnie rozmyślała o tej bardzo mało prawdopodobnej, lecz mimo to mrożącej krew w żyłach możliwości, kiedy siedzący w fotelu drugiego pilota Mervyn odwrócił się i wskazał na okno i w dół; kiedy spojrzała we wskazanym kierunku, ujrzała Clippera unoszącego się na powierzchni morza.

Mervyn starał się nawiązać łączność radiową, ale nie otrzymał odpowiedzi. Nancy zapomniała o swoich problemach, obserwując potężną maszynę z okna zataczającej szerokie kręgi Gęsi. Co się stało? Czy pasażerowie nie odnieśli żadnych obrażeń? Z tej odległości samolot wyglądał na nie uszkodzony, ale nie sposób było dostrzec żadnych śladów życia.

– Musimy wodować i sprawdzić, czy potrzebują pomocy! – powiedział Mervyn, przekrzykując ryk silników.