Изменить стиль страницы

Byłyby to najważniejsze dokumenty, jakie uda¬łoby mu się zdobyć w czasie piętnastu lat szpie¬gowskiej służby.

– Mam pojęcie.

– W zeszłym roku w Londynie widziałam powóz poruszany maszyną parową. Jechał po szynach w drewnianym pawilonie.

– Pamiętam. Nazywał się Złap-mnie-jeśli-potra¬fisz. Zbudował go niejaki Trevithick. Czytałem o tym w "Chronicle".

– Ta maszyna może być wykorzystywana także na statkach. Musimy wrócić,i zdobyć te plany.

– My? Wcale nie musimy niczego robić. Nie bę¬dziesz się w nic angażować. Wracasz do domu.

– Nie wrócę bez tych papierów – upierała się, przekrzywiając znacząco głowę. Jej oczy rozbłysły zielonym ogniem.

– Do diabła, Alekso. Nie pozwolę, żebyś się w to angażowała.

– Jak możemy tam wrócić? – spytała, ignorując jego słowa.

– W cale nie musimy wracać.

– Jak to?

Westchnął znużony.

– Bo generał na pewno schował plany w innym miejscu i…

– I co? No, mów dalej, chociaż jeden raz powiedz mi całą prawdę.

– I może jest łatwiejszy sposób ich zdobycia.

– To znaczy?

Spojrzał na rzekę. Po wodzie dryfowała łódka, wywołując małe falki łamiące odbicie księżycowe¬go światła.

– Mogę je zdobyć od człowieka, który je nakreślił.

– Skąd wiesz kto to?

– W narożniku była sygnatura autora.

– Tak, pamiętam. Małe kółko i dwa trójkąty, które wyglądały jak miniaturowe żagle.

– Wiem, czyj to znak.

– Czyj? – spytała podekscytowana.

Do licha, przecież nie chciał, żeby się w to anga¬żowała.

– Niejakiego Salliera. Jest słynnym projektan¬tem okrętów. Jest bardzo prawdopodobne, że ma jeden komplet planów u siebie.

– Na pewno jest tam napisane, kiedy ich kon¬strukcja ma być ukończona. Myślisz, że napisali także miejsce budowy, dzięki czemu będziemy wiedzieli, które to stocznie?

– Bardzo możliwe.

– Więc musimy je zdobyć. Musimy zapobiec ich wodowaniu. Gdyby zbudowali dostatecznie dużo tych okrętów, Napoleon mógłby przekroczyć kanał w dowolnym momencie. Nie będzie zmuszony cze¬kać na wiatr. Wykorzysta zasłonę mgły i wysadzi żołnierzy w dowolnym miejscu, a nam nie uda się go powstrzymać.

Spojrzał na nią twardo. – Wiem.

Na ścieżce pojawili się jacyś ludzie, więc Damien odwrócił się i poprowadził Aleksę z powrotem do karety. Milczeli. Kiedy zobaczyli konie,:zatrzy¬mała się i stanęła twarź'ą do niego.

– Czy mówiłeś szczerze? – spytała cicho, nic spuszczając z niego wzroku. – Wtedy wcześniej…, gdy jechaliśmy karetą.

– Tak. Człowiek taki jak ja niełatwo wypowiada takie słowa. Kocham cię, Alekso. Chyba od dawna cię kocham.

Chciała odpowiedzieć, że ona też go kocha, lecz przypomniała sobie, jak zobaczyła go w gabinecie generała, kiedy był zimny, okrutny, bezwzględny. Od uderzenia wciąż bolał ją policzek, od wylanych łez piekły oczy, i słowa uwięzły jej w gardle. Da¬mien nachylił się i pocałował ją, czule i delikatnie, wywołując kolejną burzę emocji, ucisk w bijącym z bólem sercu.

Bez słów dotarli do powozu i Damien pomógł jej wsiąść.

– Będę szczęśliwa, gdy znajdziemy się w domu – powiedziała, wciąż niepewna swoich odczuć.

– Tak – zgodził się z zakłopotaną miną.

Wciąż nie wiedziała, co on naprawdę myśli.

Miała tylko nadzieję, że domem, o którym wspo¬minał, jest Anglia.