Изменить стиль страницы

Zamrugała, podnosząc na niego wzrok. Próbo¬wała zebrać myśli, wmawiała sobie, że chyba się przesłyszała.

– Bałeś się? O mnie czy o siebie? – Samo spoj¬rzenie na niego sprawiało jej ból. Świeże łzy spły¬nęły po jej twarzy.

– O nas oboje! Do diabła, Alekso, w tym kraju szpiegów się rozstrzeliwuje. Najpierw publicz¬na chłosta, a potem egzekucja. Co ty sobie my¬ślisz? Jak mogłaś podjąć tak wielkie ryzyko?

– Chcesz mi pmyiedzieć, że ta cała scena była przedstawieniem? Ze tylko udawałeś?

– Oczywiście. Musiałem coś wymyślić, przeko¬nać ich o mojej lojalności.

– Skąd oni wiedzieli, gdzie byłam?

– Jeden ze służących zobaczył, jak wchodzisz do gabinetu generała. Poszedł go poszukać, ale na szczęście najpierw natknął się na mnie. – Uniósł brwi, widząc jej załzawione policzki, jej cierpienie. – Chyba nie myślałaś, że ja… nie uwierzyłaś… – Jeszcze większy ból wykrzywił mu twarz. – Powiedz, że nie wierzysz, że chciałem cię skrzywdzić.

Pokręciła głową.

– Nie musisz więcej udawać. Wiem wszystko. Słyszałam, jak rozmawiałeś z Moreau w swoim ga¬binecie. Wiem, że wszystko, co mówiłeś o swojej lojalności wobec Brytyjczyków, było kłamstwem, które wymyśliłeś, żeby mnie uspokoić… i żeby za¬ciągnąć mnie znowu do swojego łóżka.

Zapadło milczenie.

– Na rany Chrystusa!

Przygryzła wargę, żeby powstrzymać jej drżenie.

– Chciałem cię chronić – rzekł szorstko. – Nas oboje.

– Więc dlatego mnie okłamałeś w kwestii tych mężczyzn? Dlatego nie podałeś mi prawdziwego powodu ich wizyty?

– Nie chciałem cię niepokoić.

– Znowu kłamiesz. Robisz to cały czas od naszego pierwszego spotkania.

– Nie kłamię, do diabła! Usiłuję uratować nam życie!

– Przestań! – Zakryła sobie uszy, czując narasta¬jącą złość, która spływała na nią niekontrolowany¬mi falami. – Nie zniosę tego dłużej!

Wziął ją w ramiona, drżąc równie mocno jak ona.

– Muszę cię dostarczyć do domu – powiedział ci¬cho. – Muszę znaleźć jakiś sposób…

– Powiedz mi prawdę – odezwała się błagalnie, rozdarta na dwoje. – Przyznaj się ten jeden raz, że cały czas mnie okłamywałeś, że pracujesz dla Francuzów, że to, co się stało w gabinecie genera¬ła, było autentyczne.

Objął ją jeszcze mocniej.

– Musiałem ich przekonać. Nie chciałem zrobić ci nic złego, tylko cię chronić. Kocham cię, do diabła…

Damien znieruchomiał. Z niedowierzaniem podniosła na niego wzrok.

– Co… co ty powiedziałeś? – Jeszcze nigdy nie widziała na jego twarzy takiej burzy emocji, takie¬go gorzkiego żalu, ogromnej tęsknoty.

– Powiedziałem, że cię kocham – odparł cicho jednym tchem. – Nie chciałem tego mówić, ale taka jest prawda. Przecież czekasz właśnie na prawdę.

Przymknęła powieki, czując, jak resztki sił opuszczają jej ciało. Nie przewróciła się tylko dzię¬ki podtrzymującym ramionom Damiena.

– Nie chciałem zrobić ci nic złego – powtórzył, tuląc Aleksę jeszcze mocniej. – Po prostu nie wie¬działem, jak mam postąpić.

Pragnęła mu uwierzyć. Bóg świadkiem, że prag¬nęła, by kochał ją najbardziej na świecie. Zaczęła płakać w jego ramię, nie mogąc powstrzymać poto¬ku łez. Delikatnie uspokajał ją, gładząc po plecach, wyjął spinki z jej włosów i wsunął w nie swoje palce.

– Nie płacz, chc!rie. Proszę cię, nie płacz. – Uśmiech¬nął się kącikiem ust. – Nie jestem tego wart.

Całą siłą woli opanowała się, a wtedy odchylił jej głowę do tyłu i pocałował prosto w usta.

– Mówię prawdę. Cały czas mówiłem prawdę. Powinienem był opowiedzjeć ci o tamtych mężczy¬znach, ale nie chciałem cię martwić. Wiem, jakim jestem człowiekiem. Wiem, jakie to dla ciebie trudne. – Musnął palcem jej policzek. – Gdybyś tylko mogła zajrzeć w moje serce.

Zamknęła oczy. Kolejne łzy. Pokręciła głową.

– Ja nie… – Z trudem przełknęła przez ściśnię¬te gardło. – Ja nie wiem, Damien. Już nie wiem, w co mam wierzyć. Nigdy w życiu nie miałam ta¬kiego mętliku w głowie.

– Co mam zrobić, żeby cię przekonać?

Przyjęła chusteczkę, którą jej podał, wytarła oczy i nos. Czy naprawdę mówił szczerze? Czy możliwe, żeby ją kochał? Boże, jak bardzo pragnęła, żeby to była prawda.

– Musisz mi powiedzieć wszystko. Wyjaśnić w naj drobniej szych szczegółach wszystko, co się działo od samego początku.

Spojrzał przez okno. Jechali nad Sekwaną, gdzie teraz widział tylko nielicznych przechodniów. Był wdzięczny Claude'owi, że samodzielnie wybrał mu stangreta. Zastukał w kabinę i kazał mu się zatrzy¬mać, wyskoczył na chodnik i pomógł wysiąść Aleksie. Przez chwilę trzymał ją w ramionach, czując na po¬liczku kosmyki jej włosów i spokojne bicie serca.

Siny policzek oskarżycielsko uświadamiał mu, jakim jest draniem, wywołując bolesny skurcz w trzewiach. Boże, przecież życie z nim było dla niej jednym nieprzerwanym pasmem udręki.

Objął ją w talii i poprowadził ścieżką w kierun¬ku rzeki. Spoza cienkich chmur wyjrzał podobny do srebrnej monety księżyc, rzucając na wodę lśniącą poświatę.

– Sam nie wiem, od czego zacząć – powiedział w końcu, zatrzymując się przy drewnianej ławecz¬ce. Odwrócił Aleksę przodem do siebie. – Robię to już od bardzo dawna. Niemal tak długo, jak się¬gam pamięcią. I jestem w tym dobry. Tak dobry, że odgrywane role stały się cząstką mnie. – Opowie¬dział jej o babce, o tym, jak jej nie znosił, jak ma¬jor Fieldhurst, znajomy lorda Townsenda, został jego przyjacielem, po czym razem wpadli na po¬mysł, żeby zaczął zbierać informacje.

3Damien pokręcił głową, targany wspomnieniami.

– Anthony był podejrzliwy i niesamowicie od¬ważny. Powiedział: "Oni będą widzieli w tobie jedy¬nie małego chłopca. Nie będziesz dla nich żadnym zagrożeniem. Ale przecież nie jesteś już chłopcem, prawda, Damien?". "Nie", odpowiedziałem. "Już od dawna nie jestem chłopcem". – Coś zabłysło w jej oczach. Miał nadzieję, że to nie była litość.

– Więc za każdym razem, kiedy byłeś we Francji, szpiegowałeś dla niego?

– Tak. Początkowo dawałem im bardzo niewie¬le, jakąś zasłyszaną ciekawą pogłoskę albo dwie, lecz miałem coraz więcej kontaktów, więc gdy do¬rosłem, znałem już sporo ludzi w rządowych sfe¬rach. Byli przyzwyczajeni do mojej obecności, przekonani, że jestem lojalny. Dlatego uważnie wysłuchali mojej propozycji, którą im złożyłem, gdy miałem dwadzieścia jeden lat.

– Jakiej propozycji?

– Ze będę sprzedawał im angielskie tajemnice. Odwołałem się do francuskiego poczucia sprawie¬dliwości, że ja, 'angielski arystokrata z tytułem hra¬biego, chcę dostarczać im informacje, oczywiście nie za darmo. Lecz my z Fieldhurstem dokładnie tak to zaplanowaliśmy.

Dokładnie wyjaśnił, jak to wszystko funkcjono¬wało, że informacje dostarczane Francuzom były tak przygotowywane, żeby ich wyprowadzić w po¬le. Uważał, żeby niczego nie opuścić, świadomy podejmowanego ryzyka.

– Jakie dokumenty miałeś przy sobie tamtej nocy, gdy Bewicke zaczaił się na ciebie na plaży? – spyta¬ła, chociaż z trudem mogła się skoncentrować. Wciąż myślała o tym, że powiedział, że ją kocha.

– Pozorne ruchy wojsk brytyjskich. W dokumen¬tach było wystarczająco dużo prawdziwych infor¬macji, aby Francuzi w nie wierzyli, lecz w większo¬ści były tak spreparowane, żeby zaprowadzić ich w przeciwnym kierunku.

– Kto powiedział generałowi Moreau o tym, co wyznałeś mi wtedy nocą w gabinecie? Kto nas szpiegował?

– Ktoś ze służby, to mógł być ktokolwiek, z wy¬jątkiem Claude'a-Louisa i Marie Claire. Ten dom to labirynt ukrytych pomieszczeń i tajnych przejść. Dlatego zawsze starałem się zachować ostrożność.

Przypatrywała mu się dłuższą chwilę

– Dlaczego? – spytała w końcu. – Dlaczego to robisz?

Wzruszył szerokimi ramionami, wyraźnie zasko¬czony tak osobistym pytaniem.

– Pewnie z kilku powodów. Dla pieniędzy. Dla emocji. Może po prostu dlatego, że mogłem to zrobić. – Z początku robił to dla ojca, gdyż była to jedyna rzecz, z której jego ojciec mógł być dumny. Kiedy dorósł, robił to, bo czuł się z tym dobrze, bo przyczyniał się w jakiś sposób do zakończenia woj¬ny. Jednak były to zbyt intymne motywy, aby o nich mówić. Nawet Aleksie.

– Czy chciałabyś wiedzieć coś jeszcze?

– Dlaczego Fieldhurst nie wyciągnął cię z więzienia?

– Ponieważ ten sukinsyn Bewicke nie pozwolił mi z nim porozmawiać. Kiedy to wszystko się skoń¬czy, przysięgam, że drań zapłaci mi za to.

Spojrzała na niego, zastanawiając się, czy gnę¬biące ją wyrzuty sumienia są widoczne w jej oczach.

– Tamtej ostatniej nocy w zamku… nie chciałam niczego złego. Chciałam cię tylko powstrzymać, żebyś nie przekazał Francuzom dokumentów. By¬łam przerażona, obawiałam się, co mogły zawie¬rać. Nie myślałam jasno. Byłam zła, czułam się zra¬niona, zagubiona. – I strasznie zakochana. – Kiedy zobaczyłam cię na plaży… gdy zrozumiałam, że możesz zginąć… – Urwała i kolejne łzy wylały się z jej oczu.

Pocałował ją w czoło.

– Zrobiłaś to, co uznałaś za słuszne. W pewien sposób nawet byłem z ciebie dumny.

– Och, Damien. – Wtuliła się w jego ramiona.

Głowę miała pełną wirujących myśli, faktów, które przed chwilą wyjawił. Wszystko to miało jakiś sens, lecz z drugiej strony człowiek posiadający takie umiejętności jak Damien na pewno potrafił być bardzo przekonujący.

– Czy teraz mi wierzysz? – Przyłożył policzek do jej twarzy, pocierając ją jednodniowym zarostem.

– Wierzę ci. – Bardzo tego pragnęła, wręcz de¬speracko. Niby dlaczego nie powinna? Przecież te¬raz nie miał już powodów, aby kłamać.

Przytulił ją jeszcze mocniej.

– Dostarczę cię bezpiecznie do domu. Obiecuję. Ale ty musisz mi obiecae, że już nigdy nie zrobisz żadnego głupstwa.

Zastanowiła się, po czym odchyliła głowk, aby spojrzeć mu w oczy.

– Ja widziałam, co było w tych papierach, Da¬mien. Musimy po nie wrócić!

– Jezu Chryste!

– Wiesz, co to było? Plany okrętów zasilanych maszynami na parę. Cała flota. Masz pojęcie, co to oznacza, jakie to ważne?