Изменить стиль страницы

– Doskonale rozumiem, mon amio Mówiono mi, że pańska żona jest boginią, i rzeczywiście muszę przyznać, że ta opinia nie była przesadzona. – Ge¬nerał nachylił się nad jej dłonią, pożerając wzro¬kiem jej kobiece krągłości z jawnym podziwem.

Aleksa nie mogła powstrzymać się od myśli, w ilu bitwach generał uczestniczył. Na pewno w wielu, gdyż wyglądał na żołnierza mocno zapra¬wionego w boju. A ile razy walczył z Anglikami, ilu młodych Brytyjczyków pozbawił życia?

– Jak się pani podoba nasz kraj? – spytał. – Wiem, że pierwsze zetknięcie z Paryżem nie było takie, jak byśmy chcieli, ale takie rzeczy się zda¬rzają, n'est ce pas?

A więc wiedział o tygodniach, które spędziła w Le Monde. Czy otrzymał te informacje od swo¬ich szpiegów, czy też może Damien opowiedział mu całą historię, żeby go rozbawić?

– To piękne miasto – odparła z pewną dozą non¬szalancji. – Chociaż są tu oczywiście dzielnice, któ¬rych wolałabym już nigdy nie odwiedzać. – Bolało ją, że być może Damien opisał mu wszystko ze szczegółami. Szukała odpowiedzi na jego twarzy. – Jak każde wielkie miasto, także Paryż ma swoje niepożądane elementy.

Poczuła, jak Damien władczo obejmuje ją w ta¬lii.

– Od tej pory moja żona będzie oglądała jedynie dobre strony naszego ukochanego miasta. – W je¬go głosie dało się słyszeć pewne napięcie. Zrozu¬miała, że w ten sposób ostrzegał Moreau, żeby nie kontynuował tego tematu. Wyczuwała, że chciał ją chronić, i zrozumiała, że nie pisnął o sprawie ani słowa ani generałowi, ani nikomu innemu. Spłynꬳa na nią fala wdzięczności i niemal przemożna tę¬sknota za tym, by ją przytulił.

– Majorze Falon, jestem pewien, że pańska mał¬żonka pokocha nasz kraj tak samo, jak pan go po¬kochał. – Moreau spojrzał na Aleksę. – A teraz, madame Falon, proszę pozwolić, że przedstawię moją cudowną żonę, Lucile. – Siwiejąca kobieta przerwała rozmowę ze swoją odzianą w czarną suknię rozmówczynią i uśmiechnęła się do męża. Była niska i dostojna, miała rzymski nos i wyrazi¬ste niebieskoszare oczy.

– Bonsoir, madame Falon – powiedziała. – Miło mi panią poznać.

– Cała przyjemność po mojej stronie, madame Moreau. – Przez jakiś czas prowadzili zdawkową rozmowę, w czasie której generał wciąż przyglądał się Aleksie, wreszcie udało im się uwolnić od jego towarzystwa.

– Niemal żałuję, że tak się tobą zachwycił – po¬wiedział Damien, gdy odeszli kilka kroków. – Mo¬że wtedy odesłałby cię do domu.

Pozostawiła to bez komentarza. Czy naprawdę chciał odesłać ją w bezpieczne miejsce, czy też tę¬sknił za swobodą, żeby bez ograniczeń móc się spo¬tykać z kochanką? Jedną połową duszy Aleksa prag¬nęła wyjechać, lecz drugą, o dziwo, wolała zostać.

Po raz pierwszy od chwili, gdy uciekła z Le Mon¬de, pomyślała o swoim domu w pobliżu Hamp¬stead Heath i poczuła ogromną nostalgię. Czy Ray¬ne dowiedział się już o tym, że ją uprowadzono? Je¬śli nie, to z pewnością niebawem się dowie, lecz on i jego żona nie mogli jeszcze wrócić do Anglii. By¬la przekonana, że wrócą, gdy tylko poznają prawdę.

A więc gdy to się stanie, a jednocześnie gdyby St. Owen sprawił jej zawód, Rayne wywrze nacisk na rząd, żeby zorganizować uwolnienie jej lub do¬konać jakiejś wymiany. Tak czy inaczej, będzie mo¬gła wrócić do domu. Wtedy Damien zniknie z jej życia, lecz serce Aleksy pozostanie rozdarte. Być może uda jej się zdobyć jakieś wartościowe infor¬macje i zabrać je ze sobą do Anglii, dzięki czemu jej cierpienie nie okaże się zupełnie bezcelowe.

Kiedy szli dalej pod złoconymi świecznikami, przysłuchując się dźwiękom muzyki, Damien przedstawiał ją kolejnym gościom. Przywitał się chyba z pięćdziesięcioma osobami, które także go¬ściły w pałacu. Aleksa słuchała uważnie, starając się zapamiętać każde nazwisko. Mężczyźni często rozmawiali o wojnie, komentowali jakiś artykuł, który ukazał się na łamach "Monitem" czy też "Courrier Francaise", często dodając drobne, lecz istotne szczegóły.

Gdy mówili o kampanii austriackiej cesarza, do¬wiedziała się, że pod Wagram francuskie zwycię¬stwo zostało okupione ogromnymi stratami. Nie był to wcale triumf, jak wynikało z informacji pra¬sowych, które znała już wcześniej. Wielka Armia mocno się wykrwawiła.

Rozmawiano także o ruchach wojsk angielskich, co wzbudziło jeszcze większe zainteresowanie Aleksy. Ledwie trzy dni wcześniej Brytyjczycy wy¬lądowali w Walcheren. Chociaż ta wiadomość jesz¬cze nie dotarła do gazet, wywołała spore zamiesza¬nie w rządzie i zapewne dlatego pan Fouche, mini¬ster policji sprawujący także funkcję ministra spraw wewnętrznych, nie mógł przybyć na przyję¬cie u generała.

J ak tylko mogła, zachęcała ich do mówienia, na¬dając rozmowie właściwy kierunek, lecz starała się być ostrożna. Gdyby Damien rzeczywiście praco¬wał dla Anglików, mogła sprawdzić jego użytecz¬ność w tej roli.

Odwróciła się i zobaczyła, jak mierzy ją gniew¬nym spojrzeniem.

– Cieszę się, że tak miło spędzasz czas – rzekł ze złością, gdyż większość ezasu poświęcała innym osobom, z rzadka tylko zagadując do niego.

– Skoro przyjęłam… gościnę we Francji, pomy¬ślałam, że postaram się ją jak najlepiej wykorzystać..

– Zgadzam się całkowicie, ale pod warunkiem że nie będziesz zaniedbywać swoich obowiązków wobec mnie.

– Obowiązków wobec ciebie? A co z twoimi obowiązkami wobec mnie?

– Alekso… – zaczął, ale ona odwróciła się szyb¬ko ze słodkim uśmiechem, podejmując rozmowę z nowo poznanymi gośćmi.

Odkryła, że są zdumiewająco przyjaźni, być mo¬że dlatego, iż znalazła się tam na wyraźne życzenie generała, a więc była jak gdyby pod jego opieką. A może dlatego, że mówiła płynnie po francusku?

Bez względu na powody, jej zadanie stało się o wiele łatwiejsze. Zdołała się już niemało dowie¬dzieć o samym Paryżu. O dziwo, Napoleon osobi¬ście bardzo interesował się rozwojem miasta, od kładzenia nowych chodników po budowę syste¬mów kanalizacji i wodociągów, szpitali, szkół, fon¬lann i ogrodów.

Z jego inspiracji zbudowano akwedukt przy rue St. Denise, podobnie sierociniec zwany La Pitie. Były również, oczywiście, świątynie i pomniki, lecz w większości poświęcone nie samemu Napoleono¬wi, tylko ludziom, którzy poświęcili w wojnie swoje życie.

Na ten temat, przynajmniej w generalskim pała¬cu, słyszała pod adresem cesarza same pochwały. Jednak niektóre kobiety szeptem mówiły o Józefi¬nie i rozpadzie cesarskiego małżeństwa. Wspomi¬nano o możliwości rozwodu, co słyszała już wcześ¬niej, chociaż nie sądziła, by rzeczywiście Napoleon zdecydował się na taki krok. Lecz teraz nie była już tego taka pewna.

– Naprawdę uważasz, że zdecyduje się na roz¬wód? – spytała.

– Oczywiście – odparł Damien.

– W tym kraju małżeństwo musi mieć bardzo niewielkie znaczenie – powiedziała, czując bolesne ukłucie.

– Cesarz pragnie dziedzica. I to desperacko. Zrobi wszystko, żeby ten cel osiągnąć. Może nawet rozstanie się z ukochaną kobietą.

– Naprawdę sądzisz, że on ją kocha? – spytała zdumiona.

– Tak. Wierzę, że ich związek w końcu przetrwa, bez względu na to, czy przetrwa ich małżeństwo.

Przyjrzała mu się bacznie. Nie mogła się zdecy¬dować, czy Napoleon jest jeszcze większym dra¬niem, niż myślała, czy jest tylko znacznie bardziej ludzki.

Przechadzali się dalej. Ręka Damiena otaczała zaborczo talię Aleksy, gdy wtem jego szczupła dłoń zesztywniała. Ledwie kilka kroków od nich, w narożniku sali, stał z kieliszkiem w ręku Jules St. Owen.

Przystojny blondyn podszedł do nich. – Dobry wieczór, majorze.

– Witam, St. Owen. Pamięta pan, oczywiście, moją żonę, Aleksę

– Mężczyzna musiałby chyba zapaść na choroby mózgu, żeby zapomnieć tak piękną istotę. – Kurtu¬azyjnie nachylił się nad jej dłonią, ona zaś spłoniła się na widok uwielbienia, jakie dostrzegła w jego błękitnych oczach.

– Z pewnością – rzuci) sucho Damien. Jego oczy przybrały barwę kobaltu, połyskiwały stalą, zdradzały ostrzeżenie oraz jeszcze inne uczucia, które usiłował ukryć.

Rozmawiali jakiś czas, po czym St. Owen prze¬prosił ich i jeszcze raz skłonił się nad ręką Aleksy. Poczuła w dłoni małą karteczkę, którą tam wsunąl, więc szybko zwinęła palce, aby nikt jej nie zauważył.

– Adieu, madame. – Uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała mu tym samym.

– Bonsoir, St. Owen. Zawsze miło będzie pa¬na widzieć. – Dyskretnie wsunęła liścik do torebki, by przeczytać go natychmiast, gdy tylko Damien oddali się po kieliszek ponczu.

Na kartce widniały dwa proste słowa: La bibliotheque. A więc biblioteka! Aleksa nie mogła opanować drżenia. Nie miała pojęcia, gdzie znaj¬duje się to pomieszczenie, lecz mogła się tego do¬wiedzieć. Gdyby tylko udało się jej niepostrzeżenie wymknąć…

– Twój poncz, kochanie – powiedział Damien, obrzucając ją chłodnym spojrzeniem, jakby chciał odczytać jej myśli.

Zastanawiała się, co chodzi mu po głowie. Jak mogłaby się wymknąć? Jej modlitwy zostały bardzo szybko wysłuchane, gdy zjawił się służący ze srebr¬ną tacą, na której leżała kartka z informacj ą dla Damiena. Wziął ją i szybko przebiegł wzrokiem.

– Obawiam się, że wzywa mnie gospodarz balu. Zostawię cię w towarzystwie Jacqueline, żony pa¬na Creteta. – Zdążyła już wcześniej poznać mał¬żonkę ministra, z którą szybko nawiązała dobry kontakt. – Na pewno nie zabawię zbyt długo. – Gdy skinęła głową, pochylił się i pocałował ją w policzek. – Wrócę najszybciej, jak będę mógł – powiedział cicho i szybko odszedł.

Patrzyła, jak jego wysoka sylwetka niknie w tłu¬mie, i wzdrygnęła się. Boże, ten człowiek umiał po¬ruszyć ją do głębi jednym spojrzeniem. Był nie¬przenikniony, niegodzien zaufania, a jednak…

Cóż takiego miał w sobie, że zawsze mieszał jej zmysły? Nigdy nie zrozumie swoich uczuć do nie¬go, nigdy!

Kiedy opuścił salon, przeprosiła grzecznie ma¬dame Cretet i udała się w kierunku damskiej toalety na piętrze. Zanim tam dotarła, pozbyła się kartki, a od jednego z lokajów dowiedziała się, jak znaleźć bibliotekę.

Kiedy tam weszła, Sto Owen już na nią czekał.