Изменить стиль страницы

Diana złapała się za głowę.

– Mój Boże, trzeba ukrywać przed królem, że się działa dla jego dobra! Czy ktoś ci pomaga?

– Parę osób w rządzie wie o tym, czym się zajmuję – odparł niechętnie.

– W tajnym rządzie?

Na jego wargach pojawił się nikły uśmiech.

– Obawiam się, Diano, że za dużo ci powiedziałem i teraz zaczniesz gustować w szpiegowskich historiach.

Jakby na komendę odwrócili się i ruszyli do wyjścia. Brama parku majaczyła przed nimi gdzieś w oddali. Powoli robiło się coraz ciemniej.

– Co mogę dla ciebie zrobić? – spytała jeszcze.

– Miej oczy i uszy otwarte. Chcę przede wszystkim wiedzieć, czy D'Eon kontaktuje się z królową i co jej mówi.

Diana uśmiechnęła się do siebie.

– Więc będziemy się widywać – ucieszyła się.

– Czy sądziłaś, że cię opuszczę?

– Ale chyba nie będziesz przychodził codziennie? – Jej serce biło szybciej niż zwykle.

– Mam wolny wstęp do królewskich apartamentów. Mogę przychodzić, kiedy chcę – zapewnił. – Jednak rzadko będziemy mogli rozmawiać na osobności.

Wyszli z parku i skierowali się do pałacu. Królewski powóz już stał przed wyjściem.

– Spóźniliśmy się. Musimy teraz zaczekać na zewnątrz, a potem odwiozę cię do królowej. Może ustalimy jakiś szyfr – Rothgar wrócił do poprzedniego tematu. – Królowa może być Rosą, a król Brandem.

– Sprytnie – rzekła z uznaniem. – Wobec tego D'Eon niech będzie Samuelem, rozpłodowym baranem Rosy.

Markiz zaśmiał się złośliwie.

– Dobrze, choć to zupełnie do niego nie pasuje.

– Dlaczego? – Diana od dawna nie zadała tylu pytań.

– To długa historia. Może opowiem ci przy innej okazji. – Skłonił się ostatnim wychodzącym gościom i pociągnął ją za rękaw. Hrabina niezwłocznie poszła w jego ślady. – A kim będzie Ludwik?

– Dirkiem, flamandzkim ogierem Rosy – odparła bez namysłu. – W ten sposób będziemy mogli ograniczyć się do rozmowy o jej obejściu.

Tym razem Rothgar zdołał powstrzymać śmiech.

– Dobrze, ale mimo wszystko uważaj.

Przy schodach znowu zebrało się sporo osób, które chciały pożegnać królewską parę, musieli więc przerwac rozmowę. W końcu król i królowa wyszli z pałacu i pozdrowiwszy poddanych, udali się do siebie.

– Możemy ruszać – rzekł markiz.

Po chwili podjechał do nich jego powóz. Lekki kocz musiał więc powrócić do Malloren House. Diana pamiętała o tym, że nie powinna wsiadać sama i zaczekała aż Roth-gar poda jej rękę, po tym jak lokaj otworzył drzwiczki.

– Bardzo dobrze – szepnął, kiedy znaleźli się w środku.

– Czy chcesz jeszcze porozmawiać o Samuelu, baranie Rosy, czy wolisz skończyć ten temat? – spytała.

Spojrzał na nią z uznaniem, co dostrzegła w świetle pałacowych latarni.

– Wystarczy, że będziesz pamiętać, że to niebezpieczne zwierzę – skierował do niej ostatnie ostrzeżenie. – Zajmij się raczej samą Rosą.

Pod wpływem nagłego impulsu chwyciła go za rękę.

– Kiedy cię zobaczę, Bey?

Sama zdziwiła się, że stać ją na taki gest. Trudno było w bardziej oczywisty sposób wyrazić to, że go pragnie. Markiz ścisnął jej dłoń, ale po chwili ją cofnął.

– Jak mówiłem, będziemy się widywać. Jednak Diana postanowiła pójść na całość.

– Wiesz, że nie o to mi chodzi. – Rozchyliła namiętnie wargi. – Pocałuj mnie na pożegnanie.

Wahał się przez chwilę.

– Lepiej nie – zdecydował. – Z tego mogą być tylko kłopoty.

Diana czuła się pobita. Pomyślała, że znacznie łatwiej będzie jej wypełnić tajną misję, niż przekonać Beya, że powinien poddać się swoim uczuciom. Ona już im uległa. Wiedziała, że kocha markiza i że nie wyjdzie za mąż za nikogo innego.

Pozostawała kwestia, jak przekonać go, że warto zaryzy-

kować. Być może problem szaleństwa jest tylko iluzoryczny. Cóż, zastanowi się jeszcze.

– Wydawało mi się, że potrafisz pokonać wszystkie trudności.

Rothgar pokręcił głową.

– Nie wszystkie. Na przykład nie potrafię latać.

I nie potrafię powstrzymać strachu przed chorobą, dodał w duchu.

– Ale słyszałam, jak Elf mówiła o tobie „nasz Dedal" -zauważyła.

– Chodziło jej raczej o zamiłowanie do mechanizmów i labiryntów – wyjaśnił.

Diana wiedziała już o mechanizmach, ale po raz pierwszy usłyszała o labiryntach.

– Czyżbyś je budował? Obdarzył ją ponurym spojrzeniem.

– Tak. Oboje znaleźliśmy się w jednym z nich – rzekł niechętnie. – Jest naprawdę bardzo skomplikowany.

– Ale Dedal też latał – przypomniała.

– 1 pozwolił, żeby jego syn za bardzo zbliżył się do słońca.

Diana od razu zrozumiała aluzję. Nie było jednak czasu na dyskusje, ponieważ powóz zatrzymał się właśnie przed królewską rezydencją.

– Ale ty nigdy byś na to nie pozwolił! – rzuciła tylko.

Pałac, przed który zajechali, wybudował książę Buckingham i król dopiero niedawno kupił go małżonce. Budynek przypominał bardziej zwykłe londyńskie domy niż prawdziwy pałac, ale właśnie to odpowiadało królewskiej parze. Jak również jego nowoczesny wystrój i położenie w sąsiedztwie parków.

Samo miejsce bardzo spodobało się Dianie, jak również to, że z pałacem nie wiązała się żadna mroczna historia. Wnętrza też wydawały się miłe i jasne, chociaż dotarli tu po zmroku. Wielkie świeczniki dawały dużo światła.

Jednak Diana nie liczyła na to, że spędzi tu miłe chwile. Przede wszystkim nie będzie już mogła tak swobodnie spotykać się z Beyem. Poza tym musi przecież uważać na każde słowo i gest.

Służba zapowiedziała ich królewskiej parze.

– Proszę za mną, lordzie – władca zwrócił się do Roth-gara. W prywatnych kontaktach nie używał formy „my" w odniesieniu do siebie.

Bey pożegnał się z nią pospiesznie i ruszył za królem, Diana z trudem oderwała od niego wzrok. Czuła się tak, jakby zabrano jej najbliższą osobę na świecie.

– Proszę za mną, lady Arradale – do niej z kolei zwróciła się królowa. – Muszę się przebrać do kolacji.