Potrząsnęła głową.
– Nie o tym mówię, Bey. Zawsze działałeś, ponieważ chciałeś chronić swoją rodzinę. Powiedz, kim zajmiesz się teraz?
Markiz tylko machnął ręką.
– Z pewnością nie zabraknie im kłopotów – stwierdził.
– Ale nauczą się je rozwiązywać sami, we własnych rodzinach – tłumaczyła. – Staniesz się… nie, już się stałeś niepotrzebny.
Rothgar przypomniał sobie rozmowę z Bryghtem i z trudem przełknął ślinę.
– Mam co robić – mruknął w końcu. Safona zbliżyła się do niego jeszcze bardziej. Poczuł się
jak zawodnik na ringu, którego napastnik zepchnął w róg. Od początku nie był w stanie nawiązać z nią równorzęd nej walki. Wciąż musiał się bronić. Dlaczego? Czyżby mia ła trochę racji?
– Jesteś człowiekiem, który potrzebuje podniety, żeby móc funkcjonować. Zawsze działałeś z pasją i energią. Mówię o pasji, a nie seksie, Bey – dodała, kiedy położył dłonie na jej biodrach. – Nie potrafisz żyć jak filozof. Do tej pory broniłeś swoją rodzinę. Co zrobisz teraz?
Rothgar zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią.
– A ty? Co ty robisz?
Safona uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Ja jestem samowystarczalna – odparła. – Mam kochanków, ale równie dobrze mogę ich nie mieć. Rozumiem, że ciało daje nam przyjemność, ale prawdziwą pełnię możemy osiągnąć sami albo z pomocą innych ludzi. Ty potrzebujesz innych ludzi Bey.
Czy mu się wydawało, czy też szepnęła na koniec: „lady Arradale"?
– Z jakiej niemądrej książki to wyczytałaś? Spojrzała na niego z politowaniem. Markiz odstąpił od niej i zaczął krążyć po pokoju.
– Dobrze, wobec tego może ucieszy cię wiadomość, że przez najbliższych parę tygodni będę się musiał zająć sprawami hrabiny – podjął temat. – Będę, jak to ujęłaś, żył jej życiem. Muszę ją bronić przed zakusami króla.
Skinęła głową.
– Nie wątpię, że zrobisz to z prawdziwą pasją. Spojrzał na nią. Znowu ten uśmiech. A niech ją diabli porwą!
– Zrobię to najlepiej, jak potrafię – stwierdził.
– Potrafisz, potrafisz – westchnęła. – Chodź, pocałuj mnie,Bey.
Zatrzymał się i zmarszczył czoło.
– Nie mam nastroju.
Safona podeszła bliżej i wzięła go za rękę.
– Tylko jeden pocałunek – poprosiła. – Być może ostatni. Pocałował, ale jej dłoń.
– Nie zamierzam się żenić, moja droga. Naprawdę nic się nie zmieniło. Zresztą, lady Arradale też nie chce wychodzić za mąż.
– Tak, oczywiście.
– Więc z całą pewnością nie będzie to nasz ostatni pocałunek, chyba że sama tak zdecydujesz.
Safona skinęła głową.
– Nigdy ci nie odmówię, jeśli będziesz się chciał ze mną kochać – powiedziała, a następnie wspięła się nieco na palce, żeby dotknąć swoimi wargami jego ust.
Pocałunek trwał długo. Oboje byli mistrzami w tej sztuce. Jednak Rothgar nie mógł nie zauważyć, samotnej łzy, która skapnęła z rzęsy przyjaciółki i potoczyła się po jej kremowym policzku.
Kiedy skończyli, podeszła szybko do drzwi.
– Ale byłabym bardzo rozczarowana, gdybyś przyszedł do mnie w tym celu – rzuciła wychodząc.
Markiz patrzył przez chwilę za nią, jakby nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Miał ochotę wziąć kieliszek po porto i trzasnąć nim o ścianę. Był jeszcze bardziej spięty niż poprzednio, a sądził, że rozmowa go zrelaksuje.