Wygięła się w łuk, piszcząc jak lis schwytany we wnyki, gdy coś z chrupotem rozpękło się w jej umyśle. Ciemność przesłoniła oczy. Słyszała, że z ust dobywają się jej jakieś słowa, pospieszne, rozgorączkowane, lecz było tak, jak gdyby wypowiadał je ktoś zupełnie inny.
– Trafnie ci wiedźma niecnota przepowiedziała przyszłość – rzekł ktoś, chyba ów przyodziany na brązowo pomocnik Pomorca.
Nikt mu nie odpowiedział. Ból tymczasem rozrastał się, coraz głębiej zapuszczał korzenie w skórze Morwy, przenikał w głąb czaszki. Wreszcie z ogromnej odległości dobiegł ją głos pomorckiego kapłana:
– Wyrzućcie stąd to ścierwo.