Pod oknami na sznurach rozpiętych między ścianą domu i pniem świerku furkotała bielizna z błękitnym monogramem Walmannów, ale nitki haftu były już poprute, a literki miały coraz mniej brzuszków. Gdy wiatr wzdymał płótno przypięte do sznura drewnianymi klamerkami, w paru miejscach słońce przeświecało przez siateczkę spranego materiału.
Hanemann stał przy oknie i patrząc na furkoczącą biel, myślał o domu Bergerów na Frauengasse. Dębowa sień? Kręte schody? Mosiężny próg? Co było w przedpokoju, po lewej stronie lustra, obok portretu radcy Wolfganga Bergera? Co stało na marmurowej kolumnie między oknami w salonie? Jak wyglądał haft na oparciu czerwonego szezląga? A stół, piękny orzechowy stół – co było na stole tamtego dnia? Lśnienie karafki? Bukiet dalii w błękitnym dzbanku? Wtedy? Filiżanka w białych palcach. Pierścionek z malachitowym oczkiem. Ruch głowy. Wstrząśnięcie włosami. Ciemnoczerwona suknia Stelli. Biały spodek z kwiatem irysa?
Filiżanka?
Tak, ta filiżanka, ten irys na krawędzi, ta cienka złota kreska nad szafirową wypukłością – pamiętasz to, no powiedz, Stello, pamiętasz, kiedy ona znikła nam z oczu na zawsze?
Gdyby cię ktoś o to zapytał tamtego dnia, wzruszyłabyś tylko ramionami. Filiżanka? Która? Kiedy? Małoż to filiżanek przechodziło przez nasze ręce? Któż by sobie głowę zaprzątał ciepłym dotknięciem porcelany, delikatną chropowatością denka z niebieskim znaczkiem firmy Werffla. Ale teraz, Stello, kiedy cię już nie ma, wiesz już, że to nie było zbyt mądre, ta twoja taneczna nieuwaga, gdy kręciłaś się po kuchni na Frauengasse 16, pozwalając, by rzeczy przepływały obok ciebie jak łódki z papieru rzucone na wodę, po których nie zostaje ślad.
Bo przecież teraz, kiedy już cię nie ma, oddałabyś wszystko, by choć przez chwilę poczuć pod palcami to parzące – pamiętasz? – gorąco filiżanki z kawą „Eduscho”, pachnące gorąco, aż przygryzłaś wargę, bo teraz na dnie koło Bornholmu, tam, gdzie zatonął płynący z Danzig do Hamburga wielki statek „Bernhoff”, w zimnie, na szarym dnie, leżą rozsypane kostki twojej ręki, niepozorne jak kostki ptaka, a drobna kiść dłoni odciśnięta w piasku…
Och, Stello, jak odciśnięty ślad listka…