Frankfurt nad Menem, niedziela wieczorem
Myśli Pani, że Syzyf miał depresję?
Czy czyta Pani czasami mitologię (grecką lub rzymską)? Ja, jako praktykujący katolik, często więcej inspiracji znajduję w historii pogaństwa niż w Biblii. Mitologia jest frapującą historią grzechu. Biblia jest dla mnie tylko nudnawą historię jego potępienia. Żaden alkoholik nie przestanie pić, gdy przeczyta, że jest wyłącznie potępieńcem.
Biblię czytam głównie w hotelach, w których przychodzi mi nocować. Czytałem już Biblię w hotelu w Kuala Lumpur (islam), w Bangkoku (buddyzm), w Nowym Jorku (judaizm), w Bombaju (hinduizm), w Oslo (ateizm), a także w Opolu (katolicyzm). Z jakiegoś powodu właściciele hoteli uważają, że w hotelowym pokoju powinien być minibar, telewizor i Biblia. Niektórzy dokładają ostatnio do tego Internet. I koło w ten sposób się zamyka. I w Biblii, i w Internecie na „początku było słowo”. Gdy kiedyś będę właścicielem hotelu, to do Biblii dołączę mitologię.
Syzyf to dla mnie dramatyczna postać. Syn Eola i Enarety, legendarny założyciel Koryntu. Niektórzy twierdzili, że był ojcem Odyseusza. Odyseusz mnie także fascynuje. Potrafił zostawić wszystko, sławę, bogactwo, uznanie. Dla miłości…
Syzyf był niezwykle przebiegły, oszukiwał nawet bogów (Zeus ukarał go przedwczesną śmiercią za zdradę boskich tajemnic, ale Syzyf oszukał Hadesa i wrócił na ziemię). Strącony do Tartaru piorunem Zeusa za karę miał wtaczać na górę głaz, który tuż przed szczytem ponownie się osuwał (stąd syzyfowa praca). Z drugiej strony, gdy pominie się ten element oszustwa, Syzyf to bardzo prawa i szanowana postać. Przez niektórych uważana za króla Efyru. Ale i tak wszyscy kojarzą go wyłącznie z tą straszną karą. Gdy Zeus porwał jedną ze swych śmiertelnych (Zeus kochał ziemianki, były jego zdaniem o wiele bardziej lubieżne i grzeszne niż boginie) wybranek, córkę Asoposa, Aginę, na jedną z wysp Morza Egejskiego, to właśnie Syzyf – widząc cierpienie ojca Aginy – powiadomił go o tym. Zeus nigdy nie wybaczył tego Syzyfowi i strącił do Tartaru piorunem, a także ukarał go tym głazem pchanym pod sam szczyt i opadającym za każdym razem u szczytu.
Ale pomimo to moim zdaniem Syzyf nie miał depresji. Głaz mu spadał, on wracał do podnóża góry i pchał go w nadziei, że teraz… to jest właśnie ten raz. Syzyf po prostu nie wiedział, że nigdy nie osiągnie tego szczytu i nie przepchnie kamienia na drugą stronę. Nikt mu tego nie powiedział. Nawet bogowie nie byli aż tak nieludzcy, by mu to powiedzieć.
Gdy rozglądam się wokół, widzę wielu Syzyfów wpychających swoje głazy pod górę. Mam takie uczucie, że teraz, w listopadzie ich głazy są szczególnie ciężkie. Zaczynają rano, gdy jest jeszcze ciemno, i kończą, gdy już jest ciemno. I także nie mają depresji. Chociaż powinni. Teraz w wieku Internetu i globalnej informacji trudno liczyć na dyskrecję Zeusów. Ale za to teraz Syzyf może sobie kupić Prozac w aptece.
Serdecznie,
JLW