Dzień siódmy: “Nic” pod figowym liściem
– Myszka, znowu na strych? – spytała Ewa z rezygnacją, a zarazem ulgą, słysząc, jak dziewczynka, stąpając z właściwą sobie ociężałością, wspina się po drewnianych schodach. Każdy stopień skrzypiał pod jej ciężarem i to oddalające się skrzypienie z wolna przywracało Ewie spokój. Godzinę temu wspięła się na krzesło i wyjęła klucz z puszki po herbacie. Otworzyła drzwi strychu, a potem z ulgą zbiegła na dół.
“Nie będę jej niczego zabraniać”, postanowiła. “Niech będzie, jak jest. Każda próba zmiany jest w jej przypadku wyłącznie zmianą na gorsze. Ja też nie będę w sobie niczego zmieniać. Może nawet już nie umiem? Niech więc to trwa”.
Uświadomiła sobie, że dokładnie od tylu lat, ile liczy Myszka, nastawiła się wyłącznie na przetrwanie.
“Czy Myszka też myśli tylko chwilą, jak ja? Bojąc się jutra? I czy w ogóle myśli? Czy też jej doznania są obrazem? Melodią? Czuciem? A może są to tylko rozbłyski światła w mrocznym chaosie?”, myślała, idąc do salonu.
Schody wciąż skrzypiały, zatem Myszka wędrowała na górę, gdzie jak zwykle utknie na wiele godzin. Ona zaś, Ewa, poczyta sobie pogodną książkę, nieuchronnie zmierzającą do happy endu. Wszystkie takie książki były ilu siebie podobne, ale miały jedną zaletę: nie smuciły.
“Co Myszka widzi w tym strychu…”, pomyślała po raz nie wiadomo który, choć bez szczególnego zainteresowania. Było oczywiste, że na strychu nie ma nic ciekawego.
Myszka nie dziwiła się, że w Ogrodzie wciąż był dzień. Nigdy nie zapadała tu ciemna noc czy choćby szary zmierzch. Rozumiała, że noc i dzień, których stwarzanie On pozwolił jej zobaczyć, przynależały do strefy dołu. Do miejsca, w którym żyła z mamą i z przebiegającym przez dom ojcem. Tam spadły Jego gwiazdy, aby rozświetlać mrok. Tu, w Ogrodzie, nie tylko ciągle był dzień, ale w dodatku był to stale ten sam świeży, rześki poranek.
Dziewczynka zjadła jabłko i poczuła, jak jej ciało wzlatuje. Zjadanie jabłka należało już do rytuału, tak pik taniec. Po buzi Myszki jeszcze spływał sok, zęby przeżuwały ostatni kęs owocu, ale ciało już czuło porywającą lekkość i drżąc z emocji, przygotowywało się do szalonego piruetu. W tańcu Myszka najbardziej lubiła wirowanie, tak szybkie, że wszystkie kolory przestawały się różnić i scalały w jeden tęczowy blask. Uwielbiała naśladować uginające się na wietrze gałęzie; jej ramiona wyciągały się ku górze, aby opaść ku stopom, a całe ciało było wiotkie i elastyczne jak trzcina. Kiedyś widziała taki taniec w telewizorze: tancerki ubrane były na biało, w króciutkie, sztywno sterczące spódniczki, i Myszka wiedziała bez słów, że są łabędziami. Ich ciała gięły się jak łabędzie szyje – w taki sam sposób, jak teraz gięło się ciało Myszki. Potem sfrunął ku nim czarny łabędź – najpiękniejsza tancerka, w równie pięknym, błyszczącym czarnym stroju – i zawirował. Wydawało się, że unosi się w powietrzu, że fruwa jak prawdziwy ptak.
Teraz w Ogrodzie Myszka była na przemian to białym, to czarnym łabędziem, wykonującym swoje pas na czubkach paluszków lub szybującym jak ptak.
Tańcząc, Myszka zawsze słyszała muzykę. Nie znała nazwisk kompozytorów, którzy ją stworzyli – tak jak On stwarzał niebo i gwiazdy, zapewne nie znając ich nazw – ale wiedziała, że jest to muzyka z pokoju taty; ta, która dobiegała do niej zza grubo obitych drzwi gabinetu, przenikała przez ściany i wprawiała dziewczynkę w szczególny trans. To ta muzyka, słyszana od czasu, gdy jeszcze raczkowała po domu i dopiero uczyła się rozróżniać dźwięki, tchnęła w nią impuls do tańca. I teraz Myszka, nic o tym nie wiedząc, tańczyła do muzyki Czajkowskiego. To Czajkowskiego wygrywały wszystkie świerszcze, wyśpiewywały ptaki, szumiały liście drzew, a nawet brzęczały komary.
Była świadoma, że Wąż, jak zwykle, obserwuje ją w trakcie tańca, ale sprawiało jej to przyjemność. Miała w nim widza uważnego i życzliwego, który nie uciekał juk lato, nie lekceważył jej, jak niekiedy mama, widział i rozumiał wszystko.
Zakończyła swój taniec głębokim ukłonem, takim, jaki widziała w telewizorze u prawdziwych tancerek. Kłaniała N się po kolei drzewom, krzewom, kwiatom, Wężowi – i niewidzialnemu Jemu, który obdarzył ją darem.
Potem ruszyła przed siebie. Już wiedziała, że w Ogrodzie wszędzie jest blisko i nie można się zgubić. Ogród imał przecież tylko początek, a ograniczał go niewidoczny ogon Węża. Gdyby miała zbłądzić czy skręcić przez pomyłkę do innego świata niż jej własny lub do Ogrodu zamieszkanego przez inne istoty – w którym On nie przewidział dla niej miejsca – była pewna, że Wąż w odpowiedniej chwili leciutko uderzy ją płaskim łbem i zawróci na właściwą ścieżkę. Ale dziewczynka nie chciała szukać innych ścieżek niż te, które były dla niej wytyczone.
Kobieta i Mężczyzna znajdowali się w tym samym miejscu co poprzednio, w pobliżu strumienia, a strumień płynął leniwie, gdyż najprawdopodobniej kręcił się w kółko. Nigdy nie zdołał rozwinąć się w rzekę. Myszka pomyślała, że rzeka jest pomiędzy: pomiędzy strumieniem a morzem lub strumieniem a inną rzeką. Rzeka nie była Początkiem, lecz Środkiem, więc nie mogło jej być w Ogrodzie. Kobieta i Mężczyzna też byli tylko Początkiem Kobiety i Mężczyzny. Ale to nie był najlepszy Początek – Barbie i Ken – bowiem Myszka wiedziała, jaki jest ich Środek: szafa pełna ubrań.
“Zostawią po sobie tylko szafę?”, zamyśliła się.
Podeszła bliżej, ale skryła się za drzewo. Chciała przyjrzeć się Kobiecie i Mężczyźnie, sprawdzić, czy i rzeczywiście nie ma żadnych różnic między nimi a Barbie i Kenem. Już pierwsze uważne spojrzenie wywołało na jej twarzy rumieniec. Odwróciła głowę i zagryzła wargi. To, co zobaczyła, było niezgodne z tym, co powinno było być, i niewątpliwie było nieprzyzwoite. Tymczasem Kobieta dostrzegła ją swymi okrągłymi, błękitnymi oczami:
– Widzę cię zza tamtego drzewa. Dlaczego się chowasz? I odwracasz głowę? Czy jestem aż tak brzydka, że nie możesz na mnie patrzyć? – spytała z niepokojem.
“Ona myśli tylko o wyglądzie, jak Barbie”, skonstatowała z niechęcią Myszka.
– Nie mogę na was patrzeć – wyznała wreszcie. Nie umiała kłamać, ale nie chciała mówić prawdy. Wyjawienie im, że są Barbie i Kenem, było, jej zdaniem, także nieprzyzwoite. – Nie mogę na was patrzyć, ale nie dlatego, że jesteście brzydcy. Przeciwnie, jesteście zbyt ładni – dodała szybko, aby pozostać wobec nich uczciwą, lecz nie powiedzieć wszystkiego.
– To dlaczego odwracasz od nas wzrok? – zdziwił się Mężczyzna. On także spostrzegł, że spojrzenie dziewczynki wędruje wszędzie, byle nie w ich stronę. A co zerknie ku nim, to odwraca głowę, udając zainteresowanie drzewami, trawą lub nieskazitelnym błękitem. Mężczyznę zdenerwowało to podwójnie: zaobserwował to później niż Kobieta, co odczuł jako porażkę. I miał niejasne przekonanie, że we wszystkim powinien być lepszy niż Kobieta, gdyż On stworzył go pierwszym. Kobieta rozumowała podobnie: On stworzył ją drugą, więc niewątpliwie musiała być lepsza od Mężczyzny. Za drugim razem popełnia się przecież mniej błędów. A mimo to oboje nie podobali się tej dziewczynce.
– Co ci się w nas nie podoba? – spytał Mężczyzna po długim namyśle.
“On myśli tak jak ja na dole. Jego myśli nie mogą dogonić oczu”, stwierdziła Myszka.
– To nie tak… Podobacie mi się. Ja tylko wstydzę się na was patrzyć – powiedziała niechętnie.
– Dlaczego? – zdziwiła się Kobieta.
– Nnnie wiem… – skłaniała. Ale Wąż już zsunął się z drzewa i dmuchnął jej w kark, sycząc:
– Ssspróbuj im to powiedzieć…
Myszka milczała. Nie miała pewności, czy On by tego chciał. Stwarzając Kobietę i Mężczyznę takimi, jacy byli, zapewne wierzył w ich doskonałość. Wziął ich obraz z jej głowy, nie wiedząc, że obraz ten znalazł się tam tylko przypadkiem, za sprawą taty. W dodatku Myszka zastanawiała się, czy to, czego im brakuje, nie jest jednak dowodem doskonałości. Być może istnienie “tego” jest przyczyną wielu problemów…
– Mów… – ponaglił Wąż, a Kobieta i Mężczyzna patrzyli na nią wyczekująco. Niema prośba w oczach Kobiety poruszyła Myszkę, bo ciekawość i żal zmieniły wyraz jej emaliowanych, błękitnych oczu. W pustym, pozbawionym głębi błękicie błysnęło malutkie światełko. “Powiem”, zdecydowała.
– Wstydzę się, bo gdy nas was patrzę, to widzę, że nic “tam” nie macie – szepnęła cichutko.
– Gdzie? – spytał zdziwiony Mężczyzna, ale Kobieta już opuszczała głowę, aby zbadać wskazane przez Myszkę miejsce.
– A co mamy “tam” mieć? – spytała z irytacją.
– Nie wiem – wyznała Myszka. – Ale to, co “tam” macie, a raczej to, czego nie macie, jest nieprzyzwoite i nie chcę na to patrzyć.
– Dlaczego? – spytał Mężczyzna.
– Bo to jest “Nic” – odparła i odetchnęła z ulgą, że ma to za sobą.
Mężczyzna siedział nieruchomo, z posępną miną, lecz w oczach Kobiety znowu coś zaiskrzyło:
– Chcę wiedzieć, co powinnam “tam” mieć! – zawołała z gniewem.
Myszka zauważyła, że gdy Kobieta się gniewa, jej podobieństwo do Barbie maleje. Ale w odpowiedzi na okrzyk Kobiety umiała tylko wzruszyć ramionami. To, co widziała u mamy w łazience, oglądała zbyt krótko, aby opisać. Nie sądziła zresztą, że opis coś pomoże.
– Zatem to, co “tam” mamy, jest nieprzyzwoite – powtórzył Mężczyzna po kolejnym długim namyśle.
– To czego “tam” nie macie – poprawiła go Myszka.
Wąż, zaciekawiony rozmową, kolebał się na boki, poruszając rytmicznie płaskim łbem. Kobieta nie namyślała się tak długo jak Mężczyzna.
– Możemy to “Nic” czymś przysłonić! Czy wtedy będziesz na nas patrzyć? – spytała.
– Tak! – ożywiła się Myszka. – To przecież jasne! Musicie znaleźć jakieś ubranie!
“No i zaczyna się…”, uprzytomniła sobie z niepokojem. “Zaraz będzie szafa z ubraniami…”
A jednak wolała Barbie ubraną niż nagą. Gołą Barbie tam, na dole, przenosiła wciąż z miejsca na miejsce, mając nadzieję, że zniknie. Lub że mama ją wyrzuci. Ale Barbie na dole nie znikała – podobnie jak Kobieta w Ogrodzie. Myszka pomyślała, że Barbie są wszechobecne i niezniszczalne.