…tym razem wszędzie wokół Myszki było niebo. To niebo, które wcześniej spłynęło skądś z góry, a woda rozstąpiła się przed nim, robiąc mu miejsce. A potem woda zrobiła miejsce ziemi. Ziemia trawie. Trawa drzewokwiatom.
Drzewokwiaty poprawił. Zatem wbrew temu, co początkowo sądziła, słyszał ją. Słyszał jej słowa, a nawet myśli. Była tego pewna. Choć zapewne nie zawsze słyszał. Tylko wtedy, gdy miał ochotę. Albo gdy nie był zajęty czymś innym, ważniejszym.
“Czemu ustąpi miejsca niebo?”, zastanawiała się niespokojnie. Usiłowała zgadnąć, lecz nie zgadywała. On był nieprzewidywalny.
“Tylko nie zabieraj nieba!”, zawołała w myślach, ale On oczywiście nie słuchał, nagle bowiem z jednej strony nieskończonego błękitu pojawił się mrok i zaczął z wolna go powlekać. Przypominało to wkładanie przez Myszkę sweterka. Trwało długo i nie bez przeszkód. Mrok szamotał się z niebem jak Myszka z rękawami. Przybywało go powoli i nierównomiernie; to zasłaniał część lazuru, to znowu cofał się, by zaraz wrócić. Ale wciąż było go więcej i więcej. Myszka przeraziła się, że zabierze całe niebo.
“Znowu się pomylił”, pomyślała z lękiem. A jednak mrok zatrzymał się, jakby czując jej strach. Teraz pół nieba tonęło w błękicie, a drugie pół w mroku. Myszce coś to przypominało, ale nie wiedziała, co. Błękit nabrał intensywności, rozszczepił się na wiele barw, od jasnego lazuru po ciemny, nasycony szafir. Mrok, tak jak pajęcze zasłony, ujawniał kolejne odcienie czerni.
Nagle po obu stronach nieba pojawiły się dwa dziwne kształty. Na połowie błękitnej ukazał się, nie wiadomo skąd, złocisty kwadrat. W ciemną, zbliżoną do granatu przestrzeń wskoczył trójkąt. Kwadrat był złocisty i mienił się takim blaskiem, że Myszka tylko z trudem, mrużąc oczy, mogła mu się przyglądać. Trójkąt miał chłodną barwę srebra.
– TO JEST DOBRE? – stwierdził z powątpiewaniem Głos.
Myszka nie umiała odpowiedzieć. Nie wiedziała, co to jest. Nagle figury raptownie się zmieniły. Kwadrat zaczął falować, drżeć, zatracał ostre kąty i powoli, powolutku przemieniał się w koło. Gdy koło już było idealnie okrągłe, zaczęło lśnić tak mocno, że Myszka musiała odwrócić wzrok. W tej samej chwili pojęła:
– Słońce! – zawołała z radością.
Już wiedziała, że On znowu eksperymentuje, właściwą sobie metodą prób i błędów. I miała pewność, że zaraz coś wymyśli; będzie wiedział, że idealnym kształtem dla srebrnej figury jest również koło. Albo wąski sierp. Lub pulchny rogalik.
Myszka przypomniała sobie księgę z baśniami. Na obrazkach księżyc miał sierpowaty kształt, a niekiedy ten sierp miał długi nos i skrzywione usta. Księżyc w baśniach nie zawsze był dobry, sprzyjał złym mocom, pomagał czarownicom, ale Myszka i tak go lubiła. W przeciwieństwie do niego, słońce na tych malunkach miało okrągłą, pogodną buzię, śmiało się do Myszki i wysyłało ku niej równiutkie, długie promienie.
On widocznie westchnął, gdyż Myszka poczuła na twarzy tchnienie wiatru i stwierdziła, że znowu zna jej myśli: księżyc miał teraz sierpowaty kształt z wyraźnym długim nosem, a słońce otrzymało szczerzące się w uśmiechu usta.
– TO JEST DOBRE – powiedział On hucząco-pytającym głosem i Myszka odruchowo pokręciła głową. To było dobre w bajkach, ale nie tu. Co On wyprawia!
On już wiedział. Księżyc zgubił nos i przemienił się w wąziutki sierp, ale zaraz zaczął puchnąć, stał się rogalikiem, potem niepełnym kołem i wreszcie księżycem w pełni.
– TO JEST DOBRE – stwierdził potężny Głos, a księżyc w pełni znowu zaczął maleć, zmieniając swój kształt, z okrągłego stał się wąziutkim, wysmukłym sierpem.
“Spodobała Mu się ta zabawa”, pomyślała Myszka, a księżyc jeszcze parokrotnie przechodził od pełni do nowiu i z powrotem. “Mnie się też podoba”, stwierdziła i już spokojnie czekała, aż On odejmie słońcu nieszczery uśmiech. Była pewna, że On wie.
Wiedział. I stwarzał dalej. Już nie zdziwiły jej gwiazdy, które wyskoczyły na granatowe niebo nie wiadomo skąd, najpierw nieśmiałe i symetryczne, jak z obrazka w księdze, ale wkrótce zaczęły zmieniać kształty, wielkość i moc światła; niektóre pulsowały, inne tworzyły konstelacje, a ich rysunek na nocnym niebie układał się w Wielką Niedźwiedzicę, w Strzelca, Oriona, Gwiazdę Polarną czy w Pannę.
– TO JEST DOBRE – oświadczył Głos, przypominający wiosenną burzę, i Myszka usłyszała w nim zadowolenie.
Zrozumiała, ile On ma roboty. Codziennie stwarzać i stwarzać tyle gwiazd, tyle światów, tyle bezkresnych przestrzeni…!
“Musi być zmęczony”, pomyślała ze współczuciem.
Sama również była zmęczona. Blask słońca, księżyca i gwiazd oślepiał ją. Nagle wszystkie gwiazdy zaczęły wirować, wirować, wirować… Myszka zamknęła oczy, chroniąc je przed jaskrawym światłem – i zasnęła. Już spała, gdy pojawiły się kurtyny przyjaznej czerni i otuliły ją miękką, pajęczą kołdrą.
– Myszka… – powiedziała mama wystraszonym głosem. – Śpisz? Na tym strychu? W ciemnościach?
– Spaaa – powiedziała dziewczynka, sepleniąc po swojemu, a język, nieposłuszny, żyjący własnym życiem, wysunął się z ust i wypuścił bąbelek śliny.
“Zgasiła światło, lecz zanim zeszła na dół, zmogła ją senność”, pomyślała Ewa.
Mrok na strychu przejął ją lękiem, lecz trwało to krótko. Poczuła jego miękki, łagodny spokój. Nawet tam, gdzie podłoga łączyła się z dachem, gdzie czaiła się czerń głęboka jak sadza, było bezpiecznie.
“Myszce tu nic nie grozi”, uspokoiła się z przekonaniem.
Z trudem zniosła dziewczynkę na dół, otuliła kołdrą i nim zasunęła zasłony, zatrzymała się przy oknie.
Gwiazdy wisiały na niebie tak nisko, że wydawało się, iż gdyby wyszła na pobliskie drzewo, dosięgłaby ich ręką. Księżyc był na przemian wyrafinowanie wąskim sierpem, to znowu potężną, emanującą chłodnym światłem kulą.
“Ćmi mi się w oczach, jestem zmęczona”, stwierdziła i przetarła powieki. Oczywiście, że księżyc, jeśli mu się przyjrzeć, nawet gdy jest na nowiu, zdradza kulistą budowę. Nie była zdziwiona, że widzi go równocześnie na nowiu i w pełni.
Nagle z granatowego nieba zaczęły spadać gwiazdy. Pierwsza… druga… piąta… dwudziesta… Deszcz gwiazd. Sprawiały wrażenie, że lecą ku niej; że gdyby wyszła teraz przed dom, mogłaby nabrać ich pełne naręcze.
“Jeszcze nigdy ich tyle nie spadło”, zdziwiła się. “Powinnam pomyśleć jakieś życzenie, a się spełni. Podobno spełniają się wtedy dobre wróżby”.
Jednak o niczym nie pomyślała. Wiedziała, że to, o czym marzy, nie spełni się nigdy, a innych marzeń nie miała.
I nastał wieczór, dzień czwarty.