– Powinienem był się domyślić, że odkryje pan mój ostateczny cel. Nieważne. Tak, Syberia stanie się spichlerzem świata. A pański kraj będzie tak zajęty lizaniem ran i zabieganiem o żywność, że nie starczy mu czasu na wtrącanie się w sprawy Rosji. Być może, będziemy wam sprzedawać syberyjskie zboże, jeśli zasłużycie na to.
– Czy Irini poparłaby ten pomysł?
Uśmiech zniknął.
– Nie jesteś godny wymawiać jej imienia.
Austin wycelował bowena w serce Razowa.
– Ale mogę cię do niej posłać.
Razow coś powiedział. Na jego słowa rozsunęła się kurtyna, oddzielająca główną część sterowni od kabiny nawigacyjnej. Wszedł brodaty Kozak i Pułaski, porywacz NR-1. Trzymali w rękach pistolety maszynowe. Okrążyli Austina i stanęli za nim. Potem pojawił się wysoki mężczyzna w długiej czarnej sutannie. Utkwił w Austinie głęboko osadzone oczy i oblizał wargi jak przed ucztą. Powiedział coś po rosyjsku. Jego donośny, basowy głos brzmiał tak, jakby wydobywał się z wnętrza grobowca.
Austinowi przeszły ciarki po plecach, ale nadal celował w Razowa.
Razow wydawał się ubawiony reakcją Austina.
– Chciałbym panu przedstawić Borysa, mojego wspólnika i doradcę. Mnich wyszczerzył zęby na dźwięk swojego imienia i zagadał coś po rosyjsku. Razow przetłumaczył.
– Borys żałuje, że nie spotkał pana na pokładzie tamtego statku NUMA.
– Nawet nie masz pojęcia, jak ja żałuję – odparł Austin. – Teraz by tu nie stał.
– Brawo! Wspaniała próba blefu. Niech pan odłoży broń, panie Austin. Kiedy tu sobie rozmawiamy, moi ludzie wykańczają pańskich towarzyszy.
Austin nie zamierzał wypuszczać rewolweru z ręki. Chyba że zmusiłaby go do tego seria z automatu. Ale najpierw zabiłby Razowa i Borysa. Zastanawiał się, gdzie jest Zavala. Gdy rozważał następny krok, w jego słuchawce odezwał się głos Yaegera.
– Słyszysz mnie, Kurt? Jest jeszcze szansa. Pracuję nad częścią kodu, której nie mogłem rozgryźć. Dotyczy bomb. Nie wybuchną, dopóki nie są uzbrojone. Odbierasz mnie?
Austin wciąż trzymał Razowa pod lufą. Zerknął na monitor. Punkty dotarły do dna morza. Razow zauważył, na co patrzy Austin.
– Zadanie wykonane, panie Austin.
– Niezupełnie – odparł Austin. – Bomby są nieszkodliwe, dopóki się ich nie uzbroi.
Mina Razowa zdradzała zaskoczenie, ale szybko się opanował.
– Zgadza się. Trzeba je uzbroić. Będzie pan miał zaszczyt zobaczyć to. Szkoda, że za chwilę umrze pan ze świadomością, że pańskie żałosne próby przeszkodzenia mi nie powiodły się.
Razow prawie niezauważalnie skinął głową. Borys podszedł do klawiatury komputera i wyciągnął długie palce. Więcej nie zdążył zrobić.
Austin przestał mierzyć do Razowa, wycelował w rękę mnicha i nacisnął spust. Z bliskiej odległości efekt był przerażający. Dłoń rozprysła się na kawałki. Borys spojrzał z niedowierzaniem na zakrwawiony kikut. Zwykły śmiertelnik upadłby z wrzaskiem na podłogę. Borys wydał dziki ryk wściekłości i wbił w Austina oczy płonące nienawiścią. Sięgnął lewą ręką pod sutannę i wydobył sztylet. Nie zwracając uwagi na ranę, ruszył na Austina.
Dwaj mężczyźni odbezpieczyli pistolety maszynowe. Borys krzyknął do nich ostrzegawczo. Chciał mieć Austina dla siebie.
Austin nie mógł uwierzyć, że ten człowiek jeszcze stoi na nogach. Uniósł bowena, żeby wykończyć mnicha strzałem między oczy, ale nagle ktoś przycisnął mu ręce do boków tułowia. To Pułaski złapał go niespodziewanie z tyłu.
Borys był już tak blisko, że Austin czuł zwierzęcy smród niemytego ciała i cuchnący oddech. Mnich wyszczerzył zepsute zęby i uniósł nóż do ciosu.
Austin z całej siły nadepnął butem na stopę Pułaskiego. Rosjanin jęknął z bólu i rozluźnił chwyt. Austin ugiął kolana i wbił mu łokieć w bok. Pułaski puścił go. Austin zadarł lufę rewolweru do góry i strzelił Borysowi w pierś z odległości kilku centymetrów. Impet ciężkiego pocisku odrzucił mnicha do tyłu. Borys wpadł na ścianę i runął na podłogę.
Pułaski wyrżnął Austina kolbą w skroń. Kurt zobaczył wszystkie gwiazdy i upadł. Zamroczyło go, ale ostry ból nie pozwolił mu całkiem stracić przytomności. Dostrzegł jak przez mgłę, że Razow wystukuje polecenie na zakrwawionej klawiaturze. Poczuł jeszcze w dłoni kopnięcie rewolweru i zemdlał.
Pułaski pochylił się nad nim i zbliżył lufę pistoletu maszynowego do jego głowy, gdy od drzwi zaterkotał heckler &koch Zavali. Pułaski i stojący obok niego Kozak zwalili się na podlone.
Kiedy Austin odzyskał przytomność, klęczał przy nim Zavala. Przy pierwszym strzale charty skuliły się w kącie. Teraz lizały rękę Austina.
– Przepraszam, że nie zdążyłem wcześniej – powiedział Joe. – Musiałem załatwić kilku ochroniarzy Razowa.
Austin delikatnie odsunął psy.
– Gdzie on jest? – zapytał i rozejrzał się.
– Wymknął się drugimi drzwiami, kiedy wdałem się w wymianę ognia z Kozakami.
Austin wstał z pomocą Zavali. Zerknął na trupy Kozaka, Pułaskiego i Borysa, potem podszedł do komputera. Z ekranu monitora została tylko kupa szkła.
– Chciał stąd uzbroić i zdetonować bomby. Wpisywał polecenie, ale rozwaliłem komputer celnym strzałem.
Zavala uśmiechnął się.
– Mam nadzieję, że dostał miesięczną gwarancję na sprzęt.
Austin połączył się przez radio z Pietrowem.
– Iwan, jesteś tam?
– Tak. Jakieś problemy?
– Było kilka, ale poradziliśmy sobie. A co u ciebie?
– Tamci próbowali nas okrążyć, ale czekaliśmy na nich. Straciłem kilku ludzi. Teraz pozostaje tylko posprzątać trupy.
– Dobra robota. Borys jest sztywny. Przeszkodziliśmy w uzbrojeniu bomb. Razow dał nogę. Rozejrzyj się za nim.
– W porządku… Moment. Startuje helikopter.
Austin usłyszał przez sporadyczne strzały warkot rotorów. Wyszedł na skrzydło mostka w samą porę, żeby zobaczyć nad statkiem czarny helikopter. Uniósł rewolwer, ale maszty przeszkadzały mu w celowaniu. Po kilku sekundach maszyna zniknęła w ciemności.
Coś szturchnęło Austina w nogi. Charty domagały się pieszczot i smakołyków. Schował broń do kabury i pogłaskał psy po łbach. Zeszli z Zavalą na pokład główny do Pietrowa i jego ludzi. Charty nie odstępowały Austina na krok. Zastanawiał się, czy znajdzie gdzieś kiełbaski dla swoich nowych przyjaciół.
37
Anglia
Trzydzieści sześć godzin później lord Dodson wyprostował się nagle w skórzanym fotelu. Zamrugał oczami i rozejrzał się po swoim gabinecie. Zasnął nad nową biografią Nelsona. Pewnie się starzeje, opis życia takiego człowieka nie mógł być nudny.
Z drzemki obudził go hałas, ale teraz znów panowała cisza. Jego gospodyni Jenna niedawno wyszła. O ile wiedział, domu nie nawiedzały duchy, choć czasem coś skrzypiało i trzeszczało. Sięgnął po wygasłą fajkę w popielniczce i zastanowił się, czy ją zapalić. Ale ciekawość zwyciężyła. Odłożył fajkę i książkę, wstał z fotela, otworzył drzwi frontowe i wyszedł w ciemną noc.
Na tle księżyca płynęły chmury, tu i tam mrugały gwiazdy. Było bezwietrznie. Wszedł z powrotem do domu. Kiedy zamykał drzwi, zamarł. W kuchni coś zaskrzypiało. Jenna wróciła bez jego wiedzy? Niemożliwe. Miała się dziś opiekować chorą siostrą. Rodzina jest dla niej ważniejsza niż praca.
Dodson zakradł się cicho do gabinetu i zdjął wiszącą nad kominkiem strzelbę. Drżącymi rękami pogrzebał w szufladzie biurka i znalazł pudełko naboi. Załadował broń i poszedł ostrożnie do kuchni.
Jenna nie zgasiła światła. Wszedł i natychmiast zauważył wybitą szybkę w tylnych drzwiach. Na podłodze walało się szkło. Włamywacze! Co za bezczelność włazić do domu, kiedy on tu jest! Dodson podszedł bliżej do tylnych drzwi, żeby się lepiej przyjrzeć. Kiedy pochylił się, oglądając zniszczenia, dostrzegł w całej szybce odbicie jakiegoś ruchu.
Odwrócił się gwałtownie. Ze spiżami wyszedł mężczyzna z pistoletem.
– Dobry wieczór, lordzie Dodson. Proszę mi oddać strzelbę.
Dodson przeklął własną głupotę. Powinien był najpierw sprawdzić spiżarnię. Opuścił lufę i oddał broń.