Изменить стиль страницы

Okiem naukowca spojrzała na tablicę przyrządów. Widząc jej zainteresowanie, drugi pilot nie oparł się pokusie, by wywrzeć wrażenie na pięknej kobiecie.

– Ten samolot jest taki mądry, że leci sam, a my oglądamy w tym czasie w telewizji mecze piłki nożnej – pochwalił się, odsłaniając duże zęby.

– Carlos opowiada pani głodne kawałki – rzekł pilot. – To EFIS, elektroniczny system kontroli lotu. A te ekrany zastępują dawne przyrządy pomiarowe.

– Dziękuję – odparła uprzejmie Francesca i wskazała na inny przyrząd. – To kompas?

– Sim, sim – potwierdził drugi pilot, dumny, że tak dobrze wywiązał się z roli belfra.

– To dlaczego pokazuje, że lecimy niemal wprost na północ? – spytała, marszcząc czoło. – Czy Miami nie leży bardziej na zachód?

Piloci wymienili spojrzenia.

– Bardzo pani spostrzegawcza, senhora – odparł Teksańczyk. – Faktycznie. Ale nie zawsze leci się najszybciej po linii prostej. Ma to związek z krzywizną Ziemi. Na przykład najkrótsza trasa ze Stanów do Europy wiedzie w górę, a później opada wielkim łukiem. Musimy się też liczyć z kubańską przestrzenią powietrzną. Po co wnerwiać starego Fidela?

Jeszcze raz puścił oko i bezczelnie się uśmiechnął.

Francesca skinęła głową.

– Bardzo dużo dowiedziałam się od panów – odparła. – Dziękuję.

– Nie ma za co, szanowna pani. Zawsze do usług.

Siadając w fotelu, gotowała się ze złości. Bęcwały! Mają ją za idiotkę? Krzywizna Ziemi, akurat!

– Wszystko w porządku? – zapytał Philippo, podnosząc wzrok znad czytanego czasopisma.

– Nie, wprost przeciwnie. Myślę, że samolot zboczył z kursu. – Nachyliła się w jego stronę i cichym głosem poinformowała go, co zobaczyła na kompasie. – We śnie poczułam coś dziwnego. Prawdopodobnie właśnie wtedy zmienili kierunek lotu.

– Może się pani myli.

– Może. Ale wątpię.

– Poprosiła pani pilotów o wyjaśnienie?

– Tak. Poczęstowali mnie idiotyczną historyjką, że z powodu krzywizny Ziemi najkrótszą odległością pomiędzy dwoma punktami nie jest linia prosta.

Najwyraźniej zaskoczony tym wyjaśnieniem, lecz wciąż nie przekonany ochroniarz uniósł brwi.

– Bo ja wiem…

– A przypomina pan sobie, co powiedzieli po wejściu do samolotu? – spytała.

– Oczywiście. Powiedzieli, że tamtym pilotom zlecono inne zadanie i mają tu ich zastąpić.

– Dziwne. – Francesca pokręciła głową. – Po co w ogóle o tym wspomnieli? Jakby chcieli uniknąć jakichkolwiek pytań z mojej strony. Dlaczego?

– Znam się trochę na nawigacji. Sprawdzę to – odrzekł zamyślony Philippo i po raz drugi poszedł do kabiny pilotów.

Francesca słyszała, jak rozmawiają tam ze sobą, głośno się śmiejąc. Kiedy po kilku minutach ochroniarz wrócił, twarz miał bardzo poważną.

– Jest tam przyrząd, pokazujący pierwotny plan lotu – oznajmił. – Nie lecimy wzdłuż niebieskiej linii, którą tam zaznaczono. Z kompasem też miała pani rację. Zboczyliśmy z kursu.

– Boże, o co tutaj chodzi?!

Philippo spochmurniał.

– Jest coś, o czym ojciec nie powiedział pani – odparł.

– Nie rozumiem.

Philippo zerknął w stronę zamkniętej kabiny.

– Docierały do niego różne pogłoski. Nic takiego, co przekonałoby go, że grozi pani niebezpieczeństwo, ale wolał mieć pewność, że będę pod ręką, gdyby jednak potrzebowała pani pomocy.

– Widzę, że pomoc przydałaby się nam obojgu.

– Sim, senhora. Niestety musimy liczyć tylko na siebie.

– Ma pan broń? – spytała wprost.

– Oczywiście – odparł, lekko rozbawiony tak rzeczowym pytaniem w ustach pięknej, kulturalnej kobiety. – Mam ich zabić?

– Nie chciałam… skądże – odparła przygnębiona. – Ma pan jakieś pomysły?

– Z broni nie tylko się strzela. Można nią zastraszyć, sterroryzować ludzi, zmusić ich do robienia tego, czego nie chcą.

– Na przykład, żeby skierowali samolot we właściwą stroną?

– Mam nadzieję, senhora. Pójdę do nich i grzecznie poproszę, żeby na pani prośbę wylądowali na najbliższym lotnisku. W razie odmowy pokażę im pistolet i zaznaczę, że nie chciałbym go użyć.

– Pan nie może go użyć! – przestraszyła się. – Przedziurawienie samolotu na tej wysokości oznacza dekompresję kabiny i śmierć nas wszystkich w kilka sekund.

– Doskonały argument. Jeszcze bardziej się przestraszą. – Philippo uścisnął jej rękę. – Przyrzekłem pani ojcu, że będę pani strzegł, senhora.

– A jeżeli się mylę? – spytała. – Jeżeli są to Bogu ducha winni piloci, którzy robią, co do nich należy?

– Skontaktujemy się przez radio z najbliższym lotniskiem, wylądujemy, wezwiemy policję, wszystko wyjaśnimy i polecimy dalej.

Przerwali rozmowę, bo z kabiny pilotów wyszedł kapitan i spokojnym krokiem ruszył w ich stronę.

– Przed chwilą opowiedział nam pan dowcip. Zna pan jeszcze jakiś? – spytał z krzywym uśmiechem.

– Niestety nie, senhor – odparł Philippo.

– No to ja mam coś dla pana.

Z opadającymi, ciężkimi powiekami Riordan miał senny wygląd, ale w ruchu, jakim sięgnął za plecy po pistolet, nie było nic ospałego.

– Oddaj broń – rozkazał Philippowi. – Tylko wolno.

Ostrożnie odsunąwszy połę marynarki, Philippo koniuszkami palców wydobył z kabury pistolet. Riordan zatknął jego broń za pas.

– Gracijas, amigo – powiedział. – Grunt to mieć do czynienia z zawodowcem. – Usiadł na poręczy fotela i wolną ręką zapalił cygaro. – Pogadałem z kolegą i wykombinowaliśmy, że chcesz nas załatwić. Kiedy przyszedłeś drugi raz, pomyśleliśmy, że nas sprawdzasz, dlatego dla uniknięcia nieporozumień postanowiliśmy pozbyć się kłopotu.

– O co chodzi, kapitanie? – spytała Francesca. – Dokąd nas wieziecie?

– Ostrzegali mnie, że jest pani sprytna. – Riordan zaśmiał się. – Kolega niepotrzebnie przechwalał się przed panią samolotem. – Wypuścił nosem dwie smugi dymu. – Ma pani rację. Nie lecimy do Miami, tylko na Trynidad.

– Trynidad?!

– To podobno bardzo przyjemna wyspa.

– Nie rozumiem.

– Na lotnisku będą na panią czekać ludzie. Proszę nie pytać, kim są, bo nie wiem. Wiem tylko tyle, że wynajęto nas, żebyśmy tam panią dostarczyli. Miało pójść jak po maśle. Usłyszałaby pani od nas, że są kłopoty techniczne i musimy lądować.

– A co się stało z pilotami? – spytał Philippo.

– Mieli wypadek. – Riordan wzruszył ramionami i zadeptał na podłodze niedopałek. – Sytuacja wygląda tak: zostanie pani tutaj i wszystko będzie dobrze. Wybacz mi, cavaleiro, że przeze mnie podpadniesz szefom. Mógłbym was związać, ale chyba nie umiecie latać tą maszyną, więc nie wpadnie wam do głowy nic głupiego. I jeszcze jedno, kolego. Wstań i odwróć się.

Sądząc, że pilot chce go obszukać, Philippo bez sprzeciwu wykonał polecenie. Ostrzeżenie Franceski przyszło za późno. Lufa pistoletu opadła srebrzystą smugą w dół i uderzyła Rodriquesa ponad prawym uchem. Ochroniarz z bolesnym krzykiem zgiął się wpół i runął na podłogę.

– Dlaczego pan to zrobił?! – krzyknęła Francesca, zrywając się z fotela. – Ma pan jego pistolet. Jak mógł panu zagrozić?

– Wolę zadbać o swoje bezpieczeństwo – Riordan przestąpił przez powalonego Philippa, jakby to był wór kartofli. – Nic tak nie powstrzymuje człowieka przed robieniem głupstw jak rozwalona głowa. Na ścianie wisi apteczka. Opieka nad nim zajmie pani czas aż do lądowania.

Przytknął dłoń do czapki, wrócił do kabiny pilotów i zamknął drzwi.

Francesca uklękła przy rannym ochroniarzu. Nasączyła płócienne serwetki wodą mineralną, przemyła ranę i, stosując ucisk, zatamowała krwawienie. Posmarowała rozcięcie i zsiniałą skórę wokół niego środkiem odkażającym, a potem żeby zapobiec spuchnięciu, przyłożyła do głowy Philippa serwetkę z lodem.

Usiadła przy nim i zaczęła dopasowywać do siebie elementy zagadki. Wykluczyła porwanie dla pieniędzy. Porywacze mogli zadać sobie tyle trudu tylko z jednego powodu – żeby poznać to, co odkryła. Ktokolwiek stał za tą szaloną intrygą, zależało mu nie tylko na zdobyciu miniaturowego modelu odsalarni i referatu, objaśniającego jej metodę. Mogli się przecież włamać do laboratorium lub wyrwać jej bagaż na lotnisku. Była im jednak sama potrzebna do objaśnienia dokonanych odkryć. Wymyśliła bowiem coś, na co nikt przed nią nie wpadł, tylko ona znała tajemnicę procesu wykraczającego poza aktualne naukowe osiągnięcia w tej dziedzinie.