Изменить стиль страницы

PROTEST GŁODOWY!

FIREPOWER

TO BANDA OSZUSTÓW!

Zaparkowałem samochód i podszedłem do Jona. Wokół stało 4 czy 5 gapiów. Przyklękiem na chodniku.

– Słuchaj, Jon. Zapomnijmy o tym pieprzonym filmie. Zwrócę ci całą forsę. Nie muszę jej mieć. Wypnijmy się na to wszystko i chodźmy się gdzieś uchlać, co?

Jon sięgnął do kieszeni płaszcza i podał mi kawałek papieru.

– Podałem ten tekst przez umyślnego Harry'emu Friedmanowi. List dotarł do niego. To jest kopia. – Wyciągnął jeszcze jedną kartkę. – A to jest umowa o zrzeczeniu się praw.

Przeczytałem pierwszy tekst:

Drogi Harry!

Oto alternatywne propozycje, które przedstawiłem ci przez telefon. Jak widzisz, jestem gotowy przyjąć każde rozwiązanie. Uwierz mi, że kiedy proponuję wersję, w której nie dostanę ani grosza, to robię tak nie tylko po to, żeby ratować całe przedsięwzięcie, ale również dlatego, że cię kocham, kocham daleko bardziej, niż to sobie możesz wyobrazić.

Decyduj wobec tego. Bardzo cię proszę, nie zwlekaj z decyzją, bo mam Edlemana, który jest gotów przejąć film oraz zobowiązania zawarte we wszystkich umowach. Edleman jest gotów przejąć film od ręki. Jeżeli do czwartku po południu nie otrzyma tekstu załączonej poniżej Propozycji 1, z twoim podpisem, nie będzie w stanie rozpocząć zdjęć 19. Do tego dnia musimy zatrudnić dziesięciu niezbędnych pracowników. Na przejęcie filmu przez Edlemana zostaje nam tylko wtorek i środa. Jeżeli nie zdążymy, nam przepada Bledsoe jako odtwórca głównej roli, a wam około miliona dolarów. Dla wszystkich będzie to samobójstwo, przynajmniej poci względem finansowym. W tej sytuacji zmuszony jestem posunąć się dalej; mianowicie: jeżeli prawa, do filmu nie zostaną, tak jak przyrzekłeś, przekazane jutro rano do godziny 9, zacznę wcielać Propozycję 2, odcinając sobie kolejne kończyny i przesyłając ci je codziennie pocztą. Mówię serio. Nie możemy sobie pozwolić nawet na jeden dzień zwłoki. Dla Naszego Filmu to Kwestia Życia i Śmierci.

Ściskam, Jon.

Drugi dokument zatytułowany był Propozycja 1. Nagłówek głosił:

POPRAWKA DO UMOWY O PRZEKAZANIU PRAW DO FILMU W REŻYSERII JONA PINCHOTA

Tekst wypichcił adwokat, więc ledwie można się było połapać, o co chodzi, wyglądało jednak na to, że dokument nawołuje Friedmana, żeby przekazał film Edlemanowi i zatrzymał sobie pieniądze należne Jonowi.

Oddałem Jonowi oba papiery.

– Na czym polega Propozycja 2?

– Na odcinaniu kończyn.

– Ty to nazywasz propozycją?

– Faktycznie, powinienem to nazwać determinacją.

– Nie zrobisz chyba czegoś takiego?

– Owszem, zrobię.

– Oszalałeś chyba.

– Nie, nie oszalałem. Możesz pojechać ze mną. Muszę się przygotować.

– Przygotować?

– Tak jest.

Wsiedliśmy obaj w samochód Jona.

– Mam już pierwszą z niezbędnych mi rzeczy. Środek przeciw bólowy. Wyobraź sobie, musiałem iść do lekarza, bo mi zaczął wrastać paznokieć u nogi. Zoperował paznokieć, potem zaaplikował środek przeciwbólowy. Podziałał znakomicie…

– Dokąd jedziemy?

– Zobaczysz. No więc musiałem jeszcze raz tam pójść, do kontroli. Mówię do doktora: „Wie pan, dał mi pan naprawcie świetny środek przeciwbólowy, działał bez przerwy przez 10 godzin. Czy mógłby mi pan opowiedzieć o jego działaniu?” Opowiedział, a ja spytałem: „Mógłbym zobaczyć, jak wygląda?” Zaprowadził mnie do gablotki z lekarstwami i pokazał, o który lek chodzi. „To bardzo interesujące” – pochwaliłem. Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilkę i pożegnałem się. Miałem ze sobą torbę, niewielki neseser. Zostawiłem go przy gablocie z lekarstwami. Wyszedłem z gabinetu. Po chwili zawróciłem. „Bardzo przepraszam – mówię do recepcjonistki – zostawiłem w gabinecie neseser”. Wszedłem do gabinetu. Nie było nikogo. Otwarłem gablotkę i porwałem środek uśmierzający.

– Nie możesz tego zrobić – powiedziałem do Jona.

– Muszę – brzmiała odpowiedź.

Weszliśmy do sklepu z artykułami żelaznymi.

– Słucham? – zwrócił się do nas sprzedawca.

– Potrzebuję piły – wyjaśnił Jon. – Elektrycznej piły łańcuchowej.

Sprzedawca zdjął z tablicy narzędziowej pomarańczowe cacko.

– Firma Black and Decker, jedna z najlepszych pił, jakimi dysponujemy.

– Jak się zakłada ostrze? – dopytywał się Jon. – Jak się je zamocowuje?

– Bardzo prosto – wyjaśnił sprzedawca. Przykręcił ostrze.

Jon przyjrzał się pile. Ostrze miało olbrzymie zęby.

– Hmm – oświadczył – nie o taki rodzaj ostrza mi chodzi.

– A jakie ostrza pana interesują? – spytał sprzedawca.

Jon zastanawiał się przez chwilę.

– Coś do cięcia drewna na maleńkie kawałeczki. Twardego drewna – dodał.

– Rozumiem – powiedział sprzedawca. – Może coś takiego?

Zamontował nowe ostrze z drobnymi, gęstymi, ostrymi ząbkami.

– O to, to – ucieszył się Jon. – Właśnie o to mi chodzi.

– Płaci pan gotówką czy kartą kredytową? – spytał sprzedawca.

Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy podjąć protest głodowy.

– Nie zrobisz tego, prawda? – nalegałem.

– Oczywiście, że zrobię. Zacznę od małego palca lewej ręki. Na co mi mały palec u lewej ręki?

– Chociażby do wystukiwania „a” na maszynie.

– Będę pisał nie używając „a”.

– Słuchaj, przyjacielu, nie dałoby się tego jakoś odkręcić? Puścić całą sprawę w niepamięć?

– Nie. Wykluczone.

– Naprawdę masz zamiar tam być o 9 rano?

– W gabinecie adwokata Friedmana. Włączę piłę. Włączę ją tyle razy, aż zrzekną się praw do filmu.

Nie rozdzierając szat, konstatował po prostu suche fakty; nie mogłem mu nie wierzyć.

– Zaczekasz na mnie przed gabinetem adwokata?

– Zaczekam, ale musisz przyjść punktualnie. Przyjdziesz punktualnie?

– Przyjdę punktualnie – obiecałem.

Wróciliśmy pod Firepower.

25

Przyjechałem o 8.50. Zaparkowałem i czekałem w wozie na Jona. Nadjechał o 8.55. Wysiadłem i podszedłem do jego samochodu.

– Dzień dobry, Jon.

– Cześć, Hank. Jak się masz?

– W porządku. Jak ten twój protest głodowy?

– O, trwa nadal. Najważniejsze jest jednak obcinanie kończyn.

Jon miał ze sobą owiniętego w zielony ręcznik black and deckera.

Razem weszliśmy do gmachu Firepower. Do gabinetu adwokata, Neeli Zutnicka, jechało się windą.

Sekretarka spodziewała się naszego przybycia.

– Proszę do gabinetu – powiedziała.

Neeli Zutnick już na nas czekał. Wyszedł zza biurka i uścisnął nam dłonie. Potem wrócił na miejsce i usiadł.

– Czy panowie napiją się kawy? – spytał.

– Nie – odparł Jon.

– Ja poproszę – powiedziałem.

Zutnick wcisnął klawisz interkomu.

– Rose? Rose, kochanie… podaj mi jedną kawę… – spojrzał pytająco – z cukrem i śmietanką?

– Czarną.

– Czarną. Dziękuję, Rose… A teraz, panowie… Gdzie jest Friedman? spytał Jon. Pan Friedman udzielił mi wszechstronnej instrukcji. A teraz…

– Gdzie jest gniazdko? – spytał Jon.

– Gniazdko?

– Chciałem włączyć… – Jon zsunął ręcznik, odsłaniając black and deckera.

– Błagam, panie Pinchot…

– Gdzie jest kontakt? Już nie trzeba, widzę go.

Jon przeszedł przez gabinet i wcisnął wtyczkę black and deckera do gniazdka w ścianie.

– Proszę mi wierzyć, że kazałbym wykręcić korki, gdybym wiedział, że przyjedzie pan z tym urządzeniem – powiedział Zutnick.

– Nie ma sprawy – uspokoił go Jon.

– To urządzenie jest najzupełniej zbyteczne – oświadczył Zutnick.

– Mam nadzieję. Przyniosłem je na wszelki wypadek.

Weszła Rose z kawą dla mnie. Jon wcisnął przełącznik black and deckera. Tarcza zawirowała z brzękiem. Filiżanka w dłoni Rose drgnęła nerwowo… wystarczająco, żeby odrobina kawy chlapnęła na jej sukienkę.