Niezależnie zatem, czy kogoś to złości, czy irytuje, historia pokazała, iż w XVII i XVIII wieku Rzeczpospolita i Ukraina nie były w stanie istnieć jako osobne państwa, gdyż taki stan osłabiał ich potencjał i prowadził do ich unicestwienia oraz podporządkowania zaborczym sąsiadom. Mówiąc krótko, brak ugody polsko-kozackiej i wykrwawianie swoich sił w walkach oznaczały totalną katastrofę pospołu dla Ukrainy i Rzeczypospolitej.

Czy zatem nadanie szlachectwa Kozakom rozwiązałoby ten problem? I czy byłoby ono możliwe w XVII wieku?

Znając mentalność szlachty polskiej, można uznać, iż z wielką niechęcią zgodziłaby się na takie rozwiązanie. Żadna z ugód podpisanych z Kozakami nie szła aż tak daleko, z wyjątkiem ugody hadziackiej, która wszakże obiecywała nobilitację starszyźnie zaporoskiej oraz kilkuset najbardziej zasłużonym Kozakom z każdego pułku. Szlachta polska i litewska zazdrośnie strzegła swoich przywilejów i raczej nie zgodziłaby się na uszlachcenie kilkunastu tysięcy mołojców. Jednak zastanawiając się nad tym problemem, który być może rozwiązałby konflikt polsko-kozacki, nie mogłem odmówić sobie porównania ugód z Kozakami, a zwłaszcza ugody hadziackiej z aktami unii polsko-litewskich, a przede wszystkim z postanowieniami zapadłymi w Horodle w 1413 roku. Na mocy tej unii polskie rody szlacheckie przyjęły i nadały swoje herby czterdziestu siedmiu rodom bojarów litewskich. Mnie zaś wielce nurtowało pytanie, czy litewscy bojarzy w roku 1414 różnili się aż tak bardzo od Kozaków zaporoskich w połowie XVII stulecia, że nadanie im szlachectwa było całkowicie niemożliwe? Dopuszczenie do polskich herbów Litwinów, którzy dopiero w 1385 roku przyjęli chrześcijaństwo, było decyzją dość niezwykłą jak na Europę u schyłku średniowiecza. Podejmując ją, szlachta polska zbudowała jednak podwaliny pod późniejszą Rzeczpospolitą i jej potęgę. Czy zatem nie mogła zrobić tego samego w połowie XVII wieku? Zasadnicza kwestia polega zaś na tym, czy Litwini z początku XV wieku różnili się bardzo od Kozaków? Oczywiście – Zaporożcy wzniecali bunty i powstania, mordowali szlachtę, jednak Litwini począwszy od XIII wieku tak samo napadali na Królestwo Polskie, porywali jeńców, palili wsie i miasta. Jednym z postanowień unii w Krewie było zresztą zwolnienie wszystkich jeńców polskich przebywających na Litwie. A jednak pomimo tego Litwini dostali herby i przywileje szlachty polskiej.

Bojarzy litewscy jednak, powie ktoś, byli odpowiednikiem rycerstwa europejskiego, a więc szlachta polska poniekąd nadawała herby równym sobie. Tymczasem Kozacy wywodzili się w większości z plebsu i pospólstwa. Dlatego właśnie panowie bracia nie mogli nadać im własnych przywilejów.

Niestety, nie jest to do końca prawda. XV-wieczny bojar litewski nie był bowiem odpowiednikiem rycerza, gdyż uzależniony był od swojego księcia. Dopiero kolejne unie dokonały przeniesienia na Litwę praw i przywilejów szlachty polskiej, a bojarzy stali się w ich wyniku takim samym rycerstwem i szlachtą jak Polacy. Nie byli nim jednak w czasie unii w Horodle, podobnie jak Kozacy nie byli szlachtą.

Wreszcie sprawa najważniejsza: Litwini dopiero wyszli z pogaństwa, gdyż chrzest Litwy odbył się w 1385 roku, na 28 lat przed wydarzeniami z Horodła. Wielu z tych, którzy przybierali na swoje tarcze polskie herbowe znaki, urodziło się, nie znając znaku krzyża; duża część z nich jeszcze przez długie lata pozostawała poganami. W przeciwieństwie do nich, Kozacy, którzy nie grzeszyli religijnością, wyznawali w znacznej części prawosławie, choć u niektórych wiara była nader powierzchowna. Nie byli jednak poganami, wyjąwszy wszakże pogańską, grzeszną skłonność do horyłki.

Cóż jeszcze różniło Kozaków od Litwinów? Kultura? Nie uchybiając Litwinom, wątpliwe, aby na przełomie XIV i XV wieku powszechnie znali obyczaje rycerskie, nie mieli też takich praw jak rycerze zachodnioeuropejscy. Co do Kozaków, to ma się rozumieć iż w sporej części byli oni grubianami, uprawiali zaś demokrację i politykę szabli, kija lub pięści, nie można wszakże odmówić im specyficznego poczucia honoru, a także tego, że większość starszyzny kozackiej przejmowała obyczaje szlachty polskiej. Generalnie nie różnili się jednak zbytnio od Litwinów.

Szkoda zatem, że w połowie XVII wieku nie nadano szlachectwa Kozakom, gdyż być może nowa unia tworząca równocześnie kolejną część Rzeczypospolitej – Księstwo Ruskie – uratowałaby szlacheckie państwo i pozwoliła pokonać coraz potężniejszą Moskwę. Oczywiście zawarcie takiej ugody wymagałoby od naszych przodków zmiany mentalności i przezwyciężenia podziałów stanowych. Jednak na podobnie wspaniałomyślny gest zdobyli się przecież prapradziadowie szlachty polskiej; nadając swoje herby i przywileje Litwinom. Bardzo źle stało się, że podobnego gestu zabrakło w 250 lat po unii horodelskiej.

Odpowiadając na wszelakie pytania, uprzedzając wątpliwości, które pojawią się w głowie uważnego Czytelnika, doszliśmy w końcu do ostatniej kwestii: czy Jan Kazimierz, wybrany w 1649 roku na króla Rzeczypospolitej, dążył w 1652 roku do zniszczenia armii koronnej? Czy chciał powołać w jej miejsce oddziały cudzoziemskie, aby przeprowadzić w Rzeczypospolitej zamach stanu i wprowadzić władzę absolutną króla jak we Francji czy w Anglii?

Znów odpowiedzmy zgodnie z prawdą historyczną: żadne źródła nie przemawiają za takim postępowaniem króla. W 1652 roku władca odradzał Kalinowskiemu rozpoczynanie wojny z Kozakami i zagrodzenie Chmielnickiemu drogi do Mołdawii.

Znów jednak pozostają pewne poszlaki...

Jan Kazimierz, ostatni Waza na polskim tronie, był jednym z najgorszych królów Polski i Litwy. Przez całe życie działał wbrew poddanym, a wbrew logice i interesom Rzeczypospolitej w szczególności. Jego nieudolna polityka była powodem przeciągającego się konfliktu na Ukrainie, sprowokowała najazd szwedzki, rokosze, konfederacje i osłabienie kraju. O jego wadach można by napisać książkę. Jednak do najważniejszych należało przede wszystkim kilka groźnych fobii i obsesji.

Najważniejszą z nich był strach przed możnymi wrogami. W czasie swojego życia Jan Kazimierz bez przerwy szukał wrogów – zwykle możniejszych od siebie. A kiedy król już kogoś znienawidził, nie potrafił zachować umiaru – ze wszelkich sił i nie zważając na nic, dążył do zniszczenia swego przeciwnika. Pierwszym z wrogów królewskich stał się Hieronim Radziejowski – podkanclerzy, którzy dał się wmanewrować w przewrotną intrygę króla i skazany został na infamię. Radziejowski uciekł za granicę i przyczynił się do Potopu szwedzkiego. Drugim z wrogów królewskich stał się Jerzy Sebastian Lubomirski; skazany, podobnie jak Radziejowski, na banicję i infamię, rozpętał w Rzeczypospolitej rokosz, który doprowadził do klęski króla.

Jan Kazimierz podejmował także decyzje polityczne, które śmiało można nazwać szaleńczymi. Kiedy tuż przed Potopem posłowie szwedzcy zaproponowali mu sojusz i wspólny atak na Moskwę, pod warunkiem zrzeczenia się praw do tronu szwedzkiego, król nie uczynił tego i w ten sposób sprowokował Karola X Gustawa do ataku na Rzeczpospolitą. Kiedy po Potopie szwedzkim sejmy zalecały królowi uporządkowanie spraw związanych z podatkami i utrzymaniem wojska, Jan Kazimierz umyślił sobie wprowadzić zasadę elekcji vivente rege, to jest wybieranie następcy tronu za życia poprzednika; trwonił na to czas i siły, podczas gdy na początku lat sześćdziesiątych było wiele poważniejszych problemów do rozwiązania.

Jan Kazimierz potrafił być nieobliczalny. Klęska pod Batohem miała miejsce między innymi z jego winy, gdyż w marcu 1652 roku nie potrafił (a może nie chciał – diabeł to wie) zapobiec zerwaniu sejmu przez Władysława Sicińskiego. Był to ten sławny poseł, który wykrzyczał w izbie poselskiej pamiętne liberum veto, po czym uciekł na Pragę, nie pozwalając tym samym na przedłużenie obrad sejmowych (za co jeszcze w XIX wieku w Upicie pokazywano jego zwłoki w szklanej trumnie). Teoretycznie rzecz biorąc, zerwanie dziesięciu sejmów mogło nie mieć żadnych skutków dla Rzeczypospolitej. Niestety, zerwanie akurat tego okazało się katastrofalne. Po pierwsze – nie uchwalono podatków na wojsko, które nie otrzymało żołdu i potem pod Batohem zbuntowało się przeciwko hetmanowi Kalinowskiemu. Po drugie – nie zatwierdzono ugody białocerkiewskiej, na co czekał Chmielnicki, który do tej pory wszystkie postanowienia ugody posłusznie wykonywał. Gdy dowiedział się, że sejm został zerwany zdecydował się wypowiedzieć nową wojnę Rzeczypospolitej, a rezultatem jej stała się klęska pod Batohem.