Изменить стиль страницы

Anderson kiwnął głową, dodając mi otuchy.

– Jesteś tam, Frank? – zapytał Karlstein.

Jeśli ludzie używają twojego imienia w krótkiej rozmowie – zwłaszcza gdy robią tak dwa razy z rzędu – znaczy to, że usiłują nawiązać z tobą kontakt emocjonalny, wesprzeć cię.

– Masz złe wieści – stwierdziłem.

– Obawiam się, że tak. Nikt nie mógł tego przewidzieć.

Zamknąłem oczy.

– Co się stało? – zapytałem.

– Chodzi o Julię.

Uniosłem powieki, ale nie całkiem.

– Julię? Co się z nią stało?

Anderson spojrzał na mnie zaniepokojony.

– Jezus Maria – szepnął. – Co jej jest?

Spuściłem wzrok, słuchając Karlsteina. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Zostawiłem Julię samą, na pastwę losu.

– Pamiętaj, że wiem to wszystko z drugiej ręki – mówił Karlstein. – Nie było mnie na telemetrii, gdy to się stało. Krótko mówiąc, znowu przyszedł jej mąż. Zdaje się, że chciał, by podpisała jakieś dokumenty. Ona zaś przypomniała mu, że ma zakaz zbliżania się do dziecka, i powiedziała, żeby wyszedł. Postąpiła słusznie. A kiedy nie chciał posłuchać, poprosiła jedną z pielęgniarek, żeby wezwała policję.

– I co?

– I wtedy on wpadł w szał. Kilku ludzi musiało go od niej odciągnąć.

Spojrzałem na Northa.

– Darwin ją pobił – powiedziałem do niego.

– Pieprzony skurwiel – parsknął Anderson.

Miałem wrażenie, że Karlstein przygotowuje mnie na najgorsze.

– Ale żyje, tak? – zapytałem.

– Oczywiście, że tak.

– Jaki jest jej stan?

– Stabilny, ale odniosła trochę poważnych obrażeń. Ma mocno opuchniętą twarz z powodu złamania żuchwy, cztery złamane żebra i uszkodzoną wątrobę. Położyłem ją na OIOM-ie, na wszelki wypadek. Zrobiłem tomografię głowy, która nic złego nie wykazała. Zanim ją stąd wypuszczę, zlecę powtórzenie tomografii, by się upewnić, że nie doszło do krwotoku wewnątrzczaszkowego. Przyszedł okulista, żeby zbadać jej oko. Prawe było tak opuchnięte, że nie mogła go otworzyć. Nie wygląda jednak na to, by doszło do uszkodzenia siatkówki. – Zamilkł na chwilę. – Wydobrzeje, w każdym razie fizycznie. Emocjonalnie pewnie też, ale na pewno potrwa to dłużej.

– Ma kontakt z otoczeniem?

– Podaję jej silne dawki darvocetu, żeby spała, ale kiedy jest przytomna, reaguje prawidłowo. Nie jest zdezorientowana. Wie, kim jestem, który dziś dzień, gdzie się znajduje, kto jest prezydentem i tym podobne.

– A co z Tess? Darwin chyba nic jej nie zrobił?

– Nawet nie chciał do niej wejść. On nie należy do tych ojców, którzy wpadają w szał, gdy nie mogą się dostać do dziecka. Opiekunka Tess mówi, że nawet nie próbował podejść do łóżka.

– Został aresztowany?

– Ochrona zatrzymała go do przyjazdu policji. Wyszedł stąd w kajdankach. Nie jestem prawnikiem, ale myślę, że mimo swoich koneksji pójdzie siedzieć. Masa świadków widziała, co zrobił. A z tego, co mówią, wynika, że chciał… Chciał ją zabić.

– Powiedz jej, że wkrótce u niej będziemy. To znaczy ja i mój przyjaciel North Anderson.

– Zaraz jej to powiem.

– Dzięki, John. Jeszcze raz.

– Nie ma sprawy. Do zobaczenia.

Rozłączyłem się.

– Wyjdzie z tego? – zapytał Anderson. – Co się, u licha, stało?

Opowiedziałem mu wszystko, czego się dowiedziałem od Karlsteina.

– Wygląda na to, że Bishop zaczyna pękać. Chyba naprawdę traci głowę. Ryzykuje, że zostanie oskarżony o złamanie zakazu zbliżania się i próbę zabójstwa. Grozi mu dwadzieścia lat odsiadki. – Mówiąc to, coraz jaśniej dostrzegałem, że Darwin Bishop naprawdę starał się zwalczyć swoje agresywne skłonności. Ale poślubienie modelki, zarobienie miliarda dolarów i wkupienie się do śmietanki towarzyskiej Manhattanu i Nantucket nie uwolniło go od jego podstawowych instynktów.

– Teraz O’Donnellowi będzie o wiele trudniej zamknąć śledztwo – zauważył Anderson. – A nawet jeśli to zrobi, twój kumpel Rossetti z pewnością postara się wzbudzić wątpliwości u przysięgłych, czy prokurator posadził na ławie oskarżonych właściwą osobę.

Anderson miał rację.

– Co prawda, wolałem inaczej zdobyć punkty, ale nie mam zamiaru ich odrzucać – stwierdziłem.

– Ciekawe, co było w tych papierach, które podsunął Julii do podpisu?

– Myślę, że dowiemy się tego od gliniarzy, którzy go aresztowali. Jedziesz ze mną? – zapytałem.

– Jeśli wolisz pojechać do niej sam, zrozumiem. Tylko powiedz.

– Wiem. To dobry powód, byśmy jednak pojechali obaj.

Mimo że John Karlstein opisał mi obrażenia Julii i powiedział, że musiał ją położyć na obserwację na OIOM-ie, nie byłem przygotowany na to, co zobaczyłem. Może dlatego, że miałem żywo w pamięci jej niezwykłą urodę albo może po prostu nie chciałem przyjąć do wiadomości tego, co mi powiedział przez telefon, w każdym razie wstrząsnął mną widok sińców, opuchniętego prawego oka, policzków i ust. Podobnie jak wchodząca przez nos do gardła sonda żołądkowa, którą sączyła się zabarwiona krwią ciecz i która utrudniała Julii mówienie. Gdy to zobaczyłem, chciałem ją objąć, pogłaskać po głowie i obiecać, że wszystko będzie dobrze. Starałem się uśmiechać i mówić spokojnym głosem, gdyż widziałem, że uważnie nas obserwuje.

Andersonowi pierwszemu udało się zdobyć na żart.

– Ciekawe, jak wygląda ten drugi. – Sparafrazował stary dowcip, ale Julii najwyraźniej bardzo było potrzebne trochę humoru, bo się uśmiechnęła.

– Rozmawiałem z doktorem Karlsteinem – powiedziałem. – Wyzdrowiejesz. To tylko kwestia czasu. Musisz trochę poleżeć.

Julia próbowała coś powiedzieć, ale przez tę sondę zakrztusiła się i rozkaszlała

Pochyliłem się nad nią i pomogłem jej usiąść, rozkoszując się tym, że mogę ją objąć.

– Poproszę o kartkę i ołówek – zaproponował Anderson. – Napiszesz, co chcesz nam powiedzieć. – Poszedł do dyżurki pielęgniarskiej.

Musnąłem ustami jej ucho i poczułem, że przesunęła ręką po mojej nodze.

– Przepraszam, że nie było mnie przy tobie. Już cię nie opuszczę. – Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Wytarłem ją rękawem koszuli.

Wrócił Anderson. Podał Julii kartkę i notes. Napisała tylko trzy słowa: „Co z Tess?”

Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło. Niepokoiła się o córkę, chociaż sama ledwie żyła. Podejrzewanie jej, że mogła mieć coś wspólnego ze śmiercią Brooke i otruciem Tess, zakrawało na absurd.

– Doktor Karlstein mówi, że wszystko z nią w porządku. Potem do niej zajrzę.

Lekko kiwnęła głową. Następnie uniosła palec, dając nam znać, że chce jeszcze coś napisać. „Cieszę się, że widzę was razem” – naskrobała.

Przeczytaliśmy to i spojrzeliśmy z Andersonem po sobie. Też się cieszyliśmy, że nasza przyjaźń przetrwała, mimo że zakochaliśmy się w tej samej kobiecie. Oznaczało to, że przetrzyma prawie wszystko.

Ja miałem szczególny powód do radości, gdyż z tego, co napisała Julia, wynikało, że pomimo jej uczucia do Northa wybrała mnie i chciała być ze mną. Widziałem to również w jej oczach. Może jednak potrafi się związać z jednym mężczyzną.

– Musisz odpocząć – powiedziałem, pomagając jej się ułożyć na poduszkach.

Zmarszczyła brwi.

– Co z Billym? – wyszeptała.

– North i ja zaopiekujemy się nim.

Spojrzała na Andersona, szukając u niego potwierdzenia.

– Nie zostawimy go na pożarcie – obiecał jej.

Wyszliśmy z pokoju Julii o wpół do siódmej wieczorem. Opuszczając oddział, natknęliśmy się na Garreta. Zatrzymaliśmy się, a on do nas podszedł.

– Co tu robicie? – naskoczył na nas.

– Odwiedzaliśmy twoją matkę – odparłem. – Chyba wiesz, co ją spotkało.

Garret zerknął na Andersona.

– Czy ten sukinsyn wciąż jest w areszcie, czy też pozwoliliście mu wyjść za kilkaset tysięcy dolarów kaucji?

– Jest w więzieniu, tu w mieście – odpowiedział Anderson.

Garret skrzywił się i zazgrzytał zębami.

– Gdybyś powiedział nam wszystko, co wiesz o tej nocy, kiedy zamordowano Brooke – rzekł Anderson – sukinsyn mógłby spędzić resztę życia pod kluczem. Ale jeśli nie zechcesz mu stawić czoła, niczego nie mogę ci gwarantować.