Изменить стиль страницы

Ani razu z nią nie flirtował. Przez cały tydzień był zajęty dochodzeniem. Pytał ją o zdanie, ale dawał po łapach, gdy popełniała błędy, i przyznawał rację, gdy słusznie go karciła. No, kurza dupa, traktował ją jak człowieka!

Niespodziewanie dotarło do niej, jak dobrze czuje się w jego towarzystwie. Uświadomiła sobie, że mogłaby mu zaufać. Nigdy nikomu nie ufała, być może z wyjątkiem Holgera Palmgrena. Chociaż z zupełnie innych powodów. Palmgren jako dogooder był przewidywalny.

Nie mogąc sobie znaleźć miejsca, podeszła do okna i zaczęła wpatrywać się w ciemność. Pokazać się komuś nago po raz pierwszy to najtrudniejsza rzecz na świecie. Lisbeth była przekonana, że jej chude ciało jest odrażające, piersi – żałośnie śmieszne, a biodra… Jakie biodra? W swoich oczach nie miała dużo do zaoferowania. Ale abstrahując od tego, była najzwyklejszą kobietą, która podobnie jak inne odczuwała żądzę i popęd seksualny. Zastanawiała się jeszcze przez dwadzieścia minut. W końcu podjęła decyzję.

MIKAEL OTWORZYŁ właśnie powieść Sary Paretsky, gdy usłyszał zgrzyt klamki. Lisbeth stanęła w drzwiach bez słowa. Ciało miała owinięte prześcieradłem, wyglądała na zamyśloną.

– Coś nie tak?

Pokręciła głową.

– No więc o co ci chodzi?

Podeszła do niego, wyjęła mu z rąk książkę i położyła na stoliku obok. A później, pochyliwszy się, pocałowała go w usta. Czy można wyraźniej przedstawić swoje zamiary? Wdrapała się błyskawicznie na łóżko i siedząc, nie spuszczała z Mikaela oczu. Położyła dłoń na jego przykrytym prześcieradłem brzuchu i – gdy nie protestował – pochyliła się ponownie, by ugryźć go w brodawkę.

Mikael był kompletnie zaskoczony. Po kilku sekundach chwycił Lisbeth za ramiona i odepchnął od siebie, wpatrzony w jej twarz. Wyglądał na poruszonego.

– Lisbeth… Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Mamy razem pracować.

– Chcę się z tobą kochać. A jeżeli chodzi o współpracę, to… nie będę miała żadnych problemów. Natomiast będę miała cholerny problem z tobą, jeżeli mnie teraz stąd wyrzucisz.

– Ale przecież prawie w ogóle się nie znamy.

Jej suchy śmiech zabrzmiał prawie jak kaszel.

– Kiedy robiłam WŚ na twój temat, widziałam, że akurat TO jakoś ci wcześniej nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, wygląda na to, że nie potrafisz trzymać łap z daleka od kobiet. W czym problem? Nie jestem wystarczająco seksowna?

Mikael pokręcił głową, szukając gorączkowo jakiegoś mądrego wyjaśnienia. Ponieważ nie odpowiadał, zerwała z niego prześcieradło i usiadła mu okrakiem na podbrzuszu.

– Nie mam prezerwatyw – próbował jeszcze.

– Olewam.

KIEDY MIKAEL się obudził, Lisbeth była już na nogach. Słyszał, jak krząta się po kuchni. Dochodziła siódma. Spał tylko dwie godziny, a teraz leżał z zamkniętymi powiekami. Nie wiedział, co sądzić o Lisbeth. Nigdy, nawet przelotnym spojrzeniem, nie dała mu do zrozumienia, że jest nim zainteresowana.

– Dzień dobry – powiedziała, stojąc w drzwiach. Po jej twarzy błąkał się lekki uśmiech.

– Cześć – odpowiedział Mikael.

– Skończyło się mleko. Pojadę na stację benzynową, otwierają o siódmej.

Odwróciła się tak szybko, że Mikael nie zdążył nic powiedzieć. Słyszał, jak zakłada buty, bierze torbę, kask i znika za drzwiami. Zamknął oczy. Ale już po chwili znów otworzyły się drzwi wejściowe i po kilku sekundach Lisbeth ponownie stanęła na progu. Tym razem bez uśmiechu.

– Najlepiej będzie jak wyjdziesz i zobaczysz sam – powiedziała osobliwym tonem.

Mikael błyskawicznie wstał i założył dżinsy. W nocy ktoś ich odwiedził i zostawił niepożądany prezent. Na ganku leżał na wpół zwęglony trup poćwiartowanego kota. Pozbawiony łap i głowy korpus obdarto ze skóry i wypatroszono; resztki wnętrzności leżały rozrzucone obok upieczonego w ogniu tułowia. Nieuszkodzona głowa spoczywała na siodełku motocykla Lisbeth. Mikael rozpoznał rudobrązowe futerko.

Rozdział 22

Czwartek 10 lipca

JEDLI ŚNIADANIE w milczeniu, pijąc kawę bez mleka. Zanim Mikael uprzątnął makabryczną kocią aranżację, Lisbeth sfotografowała ją niewielkim aparatem cyfrowym Canona. Plastikowy worek z trupem spoczął w bagażniku pożyczonego samochodu, ale Mikael nie był pewien, co powinien z nim zrobić. Rozsądek dyktował, żeby pojechać na policję i zgłosić albo przypadek znęcania się nad zwierzętami, albo akt groźby bezprawnej. Mikael nie wiedział jednak, jak sensownie wytłumaczyć powód groźby.

O wpół do dziewiątej zobaczyli idącą w stronę mostu Isabellę. Nie widziała ich, a może tylko udawała, że nie widzi.

– Jak się czujesz? – zapytał w końcu Mikael.

– Dobrze.

Popatrzyła na niego speszona. Okej. Chce, żebym była wstrząśnięta.

– Jak znajdę tego durnia, który zamęczył na śmierć niewinnego kota, tylko dlatego, żeby nas ostrzec, to zrobię użytek z kija bejsbolowego.

– Myślisz, że to ostrzeżenie?

– A możesz to lepiej wytłumaczyć? To na pewno coś znaczy.

Mikael skinął głową.

– Niezależnie od tego, jaka jest prawda, daliśmy komuś wystarczający powód do niepokoju, żeby ten ktoś zaczął robić szalone rzeczy. Ale jest też inny problem.

– Wiem. Ta ofiara przypomina ofiary zwierzęce z 1954 i 1960 roku. Ale to dość nieprawdopodobne, żeby morderca działający pięćdziesiąt lat temu zakradał się teraz do ciebie i zostawiał na progu pokiereszowane ścierwo.

Mikael przyznał jej rację.

– W takim razie jedyne osoby, które wchodzą w rachubę, to Harald i Isabella Vanger. Jest też paru starszych krewnych ze strony Johana Vangera, ale nikt z nich nie mieszka w okolicy.

Mikael westchnął.

– Isabella to złośliwa cholernica i na pewno potrafi zabić kota, ale wątpię, żeby to właśnie ona w latach pięćdziesiątych seryjnie mordowała kobiety. Harald Vanger… Nie wiem, wygląda na takiego, co to ledwie się trzyma na nogach, i trudno mi go sobie wyobrazić, jak skrada się po nocy, poluje na kota i robi całą resztę.

– O ile to nie są dwie osoby. Starsza i młodsza.

Mikael usłyszał nagle samochód i spojrzawszy w górę, zobaczył znikającą za mostem Cecilię. Harald i Cecilia, pomyślał. Ale momentalnie dostrzegł wielki znak zapytania; ojciec i córka zerwali ze sobą kontakt i prawie w ogóle się do siebie nie odzywają. Mimo że Martin zobowiązał się z nią porozmawiać, ciągle nie odpowiadała na telefony Mikaela.

– To musi być ktoś, kto wie, że szukamy i że zrobiliśmy postępy – powiedziała Lisbeth, wstając.

Weszła do chatki i gdy po chwili wyszła, miała na sobie skórzany kombinezon.

– Jadę do Sztokholmu. Wrócę wieczorem.

– Co tam będziesz robiła?

– Wezmę trochę rzeczy. Jeżeli ktoś ma aż tak nawalone w głowie, żeby w ten sposób zabić kota, to następnym razem może się zabrać za nas. Albo podpalić chatkę, kiedy sobie smacznie śpimy. Chciałabym, żebyś jeszcze dzisiaj pojechał do Hedestad i kupił dwie gaśnice i dwa detektory dymu. Jedna z gaśnic ma być halonowa.

Bez pożegnania założyła kask, odpaliła motocykl i zniknęła za mostem.

W DRODZE DO MIASTA Mikael zatrzymał się na stacji benzynowej i wrzucił worek z kotem do kosza na śmieci. Kupił gaśnice i detektory dymu, włożył je do bagażnika i pojechał do szpitala. Umówił się telefonicznie z Dirchem Frodem na spotkanie w szpitalnej kawiarence. Gdy opowiedział o porannym zdarzeniu, adwokat pobladł.

– Panie Mikaelu, naprawdę nie liczyłem się z tym, że będzie groźnie.

– A dlaczego nie? Przecież zadanie polega na wykryciu mordercy.

– Ale kto chciałby… To przecież jest chore! Jeżeli pańskie życie i życie panny Salander są zagrożone, to musimy przerwać pracę nad zleceniem. Mogę porozmawiać o tym z Henrikiem.

– Nie. Absolutnie nie. Wolę nie ryzykować, że Henrik dostanie kolejnego ataku serca.

– Cały czas pyta, jak panu idzie.

– Proszę go pozdrowić i powiedzieć, że nie ustaję w poszukiwaniach.

– Co macie teraz zamiar zrobić?