Изменить стиль страницы

Rozdział 18

Jesus Menendez odsiadywał wyrok dożywocia w San Quentin, bo wytarł penisa w ręcznik w łazience. W zasadzie do tego wszystko się sprowadzało. Ręcznik okazał się jego największym błędem.

Siedziałem na betonowej podłodze magazynu, rozłożywszy wokół siebie akta Menendeza, przypominałem sobie fakty sprawy, nad którą pracowałem dwa lata wcześniej. Menendez został skazany za zabicie Marthy Renterii, którą śledził od „Cobra Room”, klubu ze striptizem w East Hollywood, do jej domu w Panorama City. Zgwałcił ją, a potem zadał jej ponad pięćdziesiąt ciosów nożem. Krwi było tyle, że przesiąkła przez łóżko, na którym leżała ofiara, i utworzyła kałużę na drewnianej podłodze. Następnego dnia krew przesiąkła przez szpary w podłodze i zaczęła kapać z sufitu w mieszkaniu piętro niżej. Wtedy wezwano policję.

Przeciw Menendezowi zgromadzono mnóstwo dowodów, lecz głównie poszlakowych. Menendez sam się pogrążył, zeznając policji – zanim jeszcze zająłem się sprawą – że w dniu morderstwa był w mieszkaniu ofiary. Ostatecznym dowodem okazało się jednak DNA na puszystym ręczniku w łazience. Nie sposób go było zneutralizować. Adwokaci nazywają taki dowód górą lodową, bo po zderzeniu z nim sprawa tonie.

Przyjąłem sprawę Menendeza w ramach tak zwanej akcji promocyjnej. Menendez nie miał pieniędzy, żeby zapłacić za żmudne i gruntowne przygotowanie dobrej obrony, ale sprawa nabrała znacznego rozgłosu, byłem więc skłonny poświęcić czas i pracę w zamian za darmową reklamę. Menendez zgłosił się do mnie, bo kilka miesięcy przed jego aresztowaniem z powodzeniem broniłem jego starszego brata Fernanda w sprawie o heroinę. Odniosłem sukces, przynajmniej we własnym mniemaniu. Udało mi się zredukować zarzut posiadania i handlu narkotykami do zwykłego posiadania. Zamiast więzienia dostał nadzór.

Dlatego wieczorem po aresztowaniu Jesusa pod zarzutem morderstwa Marthy Renterii zadzwonił do mnie Fernando. Jesus sam zgłosił się na komendę Van Nuys, żeby porozmawiać z policją. Jego portret pamięciowy pokazywano we wszystkich kanałach telewizyjnych w mieście, a szczególnie często w programach hiszpańskojęzycznych. Menendez oświadczył rodzinie, że pójdzie na policję wyjaśnić sprawę i wróci. Ale nie wrócił, toteż jego brat zadzwonił do mnie. Powiedziałem Fernandowi, że powinni mieć z tego nauczkę, aby nigdy nie chodzić do detektywów wyjaśniać sprawę, dopóki nie skonsultują się z adwokatem.

Gdy Fernando do mnie dzwonił, zdążyłem już obejrzeć sporo relacji telewizyjnych o morderstwie egzotycznej tancerki, jak dziennikarze nazwali Renterię. Znalazł się w nich portret pamięciowy Latynosa, który rzekomo śledził ją w drodze z klubu do domu. Wiedziałem, że jeśli media interesują się sprawą przed aresztowaniem podejrzanego, to najprawdopodobniej będzie o niej głośno w telewizyjnych wiadomościach, a ja mogę na tym tylko skorzystać. Wszedłem w to i zgodziłem się przyjąć sprawę. Za darmo. Gratis. Dla dobra systemu. Poza tym sprawy o morderstwo należą do rzadkości.

Ilekroć się trafiają, biorę je. Menendez był dwunastym oskarżonym o morderstwo, którego broniłem. Pierwszych jedenastu wciąż było za kratkami, ale żaden nie siedział w celi śmierci. Uważałem to za niezły wynik.

Zanim dotarłem do aresztu w komendzie Van Nuys, Menendez zdążył już złożyć obciążające go zeznanie. Powiedział detektywom Howardowi Kurlenowi i Donowi Craftonowi, że wcale nie śledził Renterii w drodze do domu, jak sugerowano w telewizji, ale że został przez nią zaproszony. Wyjaśnił, że tego samego dnia wygrał w kalifornijskim lotto tysiąc sto dolarów i był skłonny podzielić się tą sumą z Renterią w zamian za jej względy. Powiedział, że w jej mieszkaniu uprawiali seks za obopólną zgodą – choć użył nieco innych słów – a potem wyszedł, zostawiając ją żywą i bogatszą o pięćset dolarów w gotówce.

Kurlen i Crafton znaleźli wiele luk w wersji Menendeza. Po pierwsze, ani tego, ani poprzedniego dnia nie było losowania loterii stanowej, a w pobliskim sklepiku, gdzie Menendez rzekomo miał spieniężyć swój szczęśliwy los, nie wypłacono żadnej wygranej w wysokości tysiąca stu dolarów. Po drugie, w mieszkaniu ofiary znaleziono jedynie osiemdziesiąt dolarów. I wreszcie z protokołu sekcji wynikało, że stłuczenia i inne obrażenia wewnątrz pochwy ofiary wykluczają stosunek seksualny za obopólną zgodą.

Patolog doszedł do wniosku, że Renteria została brutalnie zgwałcona.

W mieszkaniu znaleziono tylko odciski palców ofiary. Inne zostały pieczołowicie usunięte. W ciele ofiary nie znaleziono spermy, co wskazywało, że sprawca użył prezerwatywy albo nie miał wytrysku w trakcie gwałtu. Ale w łazience przylegającej do sypialni, gdzie popełniono morderstwo, technik kryminalistyczny za pomocą oświetlacza odkrył niewielką ilość spermy na różowym ręczniku wiszącym w pobliżu toalety. Przyjęto wówczas hipotezę, że po dokonaniu gwałtu i morderstwa sprawca wszedł do łazienki, zdjął prezerwatywę i wrzucił do toalety. Następnie wytarł penisa w ręcznik, który potem powiesił na miejscu. Usuwając ślady zbrodni i wycierając powierzchnie, jakich mógł dotykać, zapomniał o ręczniku.

Prowadzący śledztwo nie ujawnili faktu wykrycia DNA ani przyjętej przez siebie hipotezy. Informacja o tym nie przedostała się do mediów. Miała się stać asem atutowym Kurlena i Craftona.

Ponieważ Menendez zeznał, że był w mieszkaniu ofiary, a na dodatek kłamał, aresztowano go pod zarzutem popełnienia morderstwa, nie wydając zgody na zwolnienie za kaucją. Detektywi zdobyli nakaz rewizji, następnie pobrano z ust Menendeza próbkę DNA i wysłano do laboratorium w celu porównania z DNA znalezionym na ręczniku.

Mniej więcej wtedy wkroczyłem do sprawy. Jak mawiają w moim zawodzie, „Titanic” już odbił od nabrzeża. Na kursie czaiła się góra lodowa. Menendez pogrążył się, rozmawiając z policją i okłamując detektywów. Mimo to, choć nie wiedziałem o badaniu DNA w laboratorium, zobaczyłem promyczek nadziei. Można było spróbować neutralizacji zeznania – które, nawiasem mówiąc, media zdążyły już ogłosić jako przyznanie się do winy. Menendez urodził się w Meksyku i przyjechał do Stanów w wieku ośmiu lat.

Jego rodzina w domu rozmawiała wyłącznie po hiszpańsku, a Jesus chodził do szkoły hiszpańskojęzycznej, dopóki jej nie rzucił, gdy miał czternaście lat. W mowie znał angielski w stopniu podstawowym, a jego bierna znajomość języka była chyba na jeszcze niższym poziomie. Kurlen i Crafton nie zadali sobie trudu, by sprowadzić tłumacza, a z nagranego przesłuchania wynikało, że ani razu nie spytali Menendeza, czy życzy sobie skorzystać z jego usług.

Była to rysa na sprawie, którą musiałem poszerzyć i wykorzystać. Fundament oskarżenia Menendeza stanowiło przesłuchanie.

To był wirujący półmisek. Gdyby udało mi się go strącić, pozostałe talerze też musiałyby pospadać z patyków. Zamierzałem zaatakować przesłuchanie jako pogwałcenie praw Menendeza, który nie mógł nawet zrozumieć informacji, jakie podczas aresztowania odczytał mu Kurlen, ani napisanego po angielsku dokumentu wymieniającego przysługujące mu prawa, który podpisał na prośbę detektywa.

Tak wyglądała sprawa przez dwa tygodnie od aresztowania Menendeza, dopóki nie przyszły wyniki badań laboratoryjnych. Według nich DNA Menendeza było identyczne z DNA znalezionym na ręczniku w łazience ofiary. Prokuratura nie potrzebowała już przesłuchania ani przyznania się do winy. Badanie DNA wykazało niezbicie, że brutalny gwałt i morderstwo to dzieło Menendeza. Mogłem próbować wariantu obrony O.J. Simpsona – podważając wiarygodność analizy DNA. Ale prokuratorzy i technicy laboratoryjni wyciągnęli naukę z tamtego fiaska i wiedziałem, że nie mam szans przekonać przysięgłych. DNA było górą lodową, której rozpędzony statek nie mógł już ominąć.

Wynik badania DNA na konferencji prasowej ogłosił sam prokurator okręgowy, informując dziennikarzy, że oskarżenie będzie się domagać dla Menendeza kary śmierci. Dodał, że detektywi znaleźli trzech naocznych świadków, którzy widzieli, jak Menendez wyrzucał nóż do rzeki Los Angeles. Przeszukano dno rzeki, lecz broni nie odnaleziono. Mimo to prokurator określił zeznania świadków jako bardzo wiarygodne – byli to trzej współlokatorzy Menendeza.