Изменить стиль страницы

– Jeżeli się panu nie podoba, to opowiem panu dowcip. Jaka jest różnica między adwokatem a sumem?

– Hm, nie wiem, detektywie.

– Pierwszy to śliskie bydlę żerujące w mętnej wodzie, a drugie to ryba.

Ryknął gromkim śmiechem. Wstałem. Musiałem już iść.

– Mam nadzieję, że umyje pan zęby po zjedzeniu czegoś takiego – powiedziałem. – Nie chciałbym być w skórze pańskiego partnera.

Odszedłem, rozmyślając o tym, co mówił o wspólnym stosie drewna i słowach Sama Scalesa o oszuście z papierami. Dostawało mi się dzisiaj od wszystkich.

– Dzięki za radę! – zawołał za mną Kurlen.

Rozdział 14

Ted Minton umówił się ze mną na naradę w sprawie Rouleta na taką godzinę, żeby zastępca prokuratora okręgowego, który dzielił z nim gabinet, był w tym czasie na rozprawie, tak więc mogliśmy spokojnie porozmawiać. Minton przywitał mnie już w poczekalni.

Wyglądał na niewiele więcej niż trzydzieści lat, ale jego zachowanie zdradzało dużą pewność siebie. Prawdopodobnie miałem nad nim przewagę dziesięciu lat i stu procesów, jednak Minton nie okazywał mi przesadnego szacunku. Sprawiał wrażenie, jak gdyby traktował nasze spotkanie jak zło konieczne. Nie miałem nic przeciwko temu.

To było normalne. Miałem pełny bak.

Kiedy weszliśmy do małego, pozbawionego okien gabinetu, Minton wskazał mi miejsce swojego partnera i zamknął drzwi. Usiedliśmy i spojrzeliśmy na siebie. Pozwoliłem mu zacząć.

– Najpierw chciałem pana poznać – powiedział. – Właściwie dopiero rozpoczynam pracę w Dolinie i nie zdążyłem jeszcze spotkać zbyt wielu tutejszych adwokatów. Wiem, że pracuje pan w całym okręgu, ale nie mieliśmy okazji się wcześniej zetknąć.

– Może dlatego, że dotąd nie skarżył pan w zbyt wielu procesach o ciężkie przestępstwa.

Uśmiechnął się i skinął głową, jak gdybym zdobył jakiś punkt.

– Być może – odrzekł. – Muszę jednak panu powiedzieć, że kiedy studiowałem prawo na USC, czytałem książkę o pańskim ojcu i jego sprawach. Miała tytuł „Haller w imieniu obrony” czy jakoś tak. Ciekawy człowiek i ciekawe czasy.

Przytaknąłem.

– Zmarł, zanim zdążyłem go naprawdę poznać, ale jest o nim parę książek i wszystkie przeczytałem po kilka razy. Przypuszczam, że dlatego robię to, co robię.

– Poznawać ojca z książek… to musiało być dla pana trudne.

Wzruszyłem ramionami. Nie miałem ochoty wchodzić z Mintottem w tak zażyłe stosunki, zwłaszcza że szykowałem mu coś nieprzyjemnego.

– Cóż, tak się zdarza – rzekł.

– Tak.

Klasnął w dłonie gestem oznaczającym „przejdźmy do rzeczy”.

– No dobrze, powodem naszego spotkania jest Louis Roulet.

– Wymawia się „ru – lej”.

– Niech będzie, „ruu – lej”. Mam tu coś dla pana.

Odwrócił się do biurka, wziął z niego cienką teczkę i podał mi.

– Chcę grać fair. Znajdzie tu pan najświeższe dowody. Wiem, że ujawnienie powinno nastąpić dopiero po odczytaniu aktu oskarżenia, ale co tam, nie będziemy się bawić w formalności.

Z doświadczenia wiem, że jeśli prokurator zapowiada grę fair, lepiej uważać. Przejrzałem zawartość teczki, niczego jednak nie czytając. Teczka, którą dostałem od Levina, była co najmniej cztery razy grubsza. Nie ucieszyłem się, że Minton powiedział tak niewiele. Podejrzewałem, że ukrywa coś w zanadrzu. Większość prokuratorów każe czekać na ujawnienie dowodów, o które trzeba się tak długo dopominać, że czasem jedynym wyjściem jest złożenie skargi u sędziego. A Minton bez żadnych ceregieli przekazał mi przynajmniej część materiałów. Albo musiał się jeszcze wiele nauczyć o oskarżaniu w procesach karnych, albo było to jakieś chytre zagranie.

– To wszystko? – zapytałem.

– Wszystko, co mam.

Typowy ruch. Kiedy prokurator nic nie miał, mógł odwlekać udostępnienie dowodów obronie w nieskończoność. Przekonałem się – będąc mężem prokuratorki – że nakłanianie policji przez prokuratora, aby nie spieszyła się z gromadzeniem dokumentów, nie jest niczym niezwykłym. Następnie oskarżyciel oświadczał obronie, że chce grać fair, po czym przekazywał materiał, w którym nie było praktycznie nic. Adwokaci często nazywali zasady ujawnienia zasadami ujajenia. Reguła oczywiście działała w obu kierunkach. Ujawnienie miało być procesem dwustronnym.

– I z tym chce pan iść na proces?

Machnąłem teczką, jak gdybym chciał zademonstrować, że jest tak cienka jak dowody oskarżenia.

– O dowody jestem spokojny. Ale jeśli chce pan rozmawiać o porozumieniu, proszę bardzo.

– Nie, ugoda nie wchodzi w rachubę. Zagramy ostro. Rezygnujemy ze wstępnego i od razu idziemy na proces. Nie ma na co czekać.

– Klient nie odstępuje od prawa do szybkiego procesu?

– Nie. Sześćdziesiąt dni od poniedziałku i odkrywa pan karty albo pas.

Minton ściągnął usta, jakby liczył się z taką możliwością, a moja decyzja oznaczała dla niego tylko mało znaczący kłopot. Dobrze się maskował. Wiedziałem, że mój cios był celny.

– No dobrze, wobec tego powinniśmy chyba porozmawiać o ujawnieniu dowodów drugiej strony. Co pan dla mnie ma?

W jego głosie nie słyszałem już uprzejmego tonu.

– Nadal gromadzę materiał – powiedziałem. – Ale będę gotowy na poniedziałek, przed odczytaniem oskarżenia. Wydaje mi się jednak, że większość moich dowodów jest już chyba w teczce, którą mi pan dał, prawda?

– Najprawdopodobniej.

– Znalazła się tu informacja, że rzekoma ofiara jest prostytutką, która nagabywała mojego klienta?

Minton na ułamek sekundy otworzył usta i zamknął, ale to był dobry znak. Mój drugi cios także okazał się celny. Przeciwnik szybko się jednak otrząsnął.

– Prawdę mówiąc, zdaję sobie sprawę, czym trudni się ofiara.

Dziwię się natomiast, skąd pan już o tym wie. Mam nadzieję, że nie węszy pan za ofiarą, panie Haller.

– Mów mi Mickey, Ted. Tym, co robię, najmniej powinieneś się przejmować. Lepiej uważnie przyjrzyj się sprawie. Wiem, że jesteś nowy, i przypuszczam, że nie chcesz przegranej na dzień dobry.

Zwłaszcza po fiasku sprawy Blake'a. A na tej możesz się porządnie sparzyć.

– Naprawdę? A to dlaczego?

Spojrzałem na stojący na jego biurku komputer.

– Da się na tym obejrzeć DVD?

Minton podążył za moim wzrokiem. Komputer wyglądał na przedpotopowy.

– Chyba się da. Co to będzie?

Uświadomiłem sobie, że pokazując mu zapis wideo z kamery w „Morgan's”, przedwcześnie wyciągnę asa z rękawa, ale byłem pewien, że gdy Minton to zobaczy, w poniedziałek nie dojdzie do odczytania oskarżenia i będzie po sprawie. Miałem zneutralizować dowody i wyciągnąć klienta spod młota machiny. A to był najlepszy sposób.

– Wprawdzie nie mam jeszcze wszystkich materiałów, ale zdobyłem to – powiedziałem.

Podałem Mintonowi płytę DVD, którą dostałem od Levina. Prokurator włożył ją do komputera.

– Zapis z kamery nad barem w „Morgan's” – wyjaśniłem mu, gdy próbował uruchomić napęd. – Nie dotarliście do lokalu, ale dotarł tam mój człowiek. Nagranie pokazuje, co się tam działo w niedzielę wieczorem, kiedy doszło do rzekomej napaści.

– Mogło zostać spreparowane.

– Mogło, ale nie zostało. Możesz to sprawdzić. Oryginał ma mój detektyw. Powiem mu, żeby go udostępnił po odczytaniu oskarżenia.

Po kilku próbach Mintonowi udało się włączyć odtwarzanie.

Oglądał zapis wideo w milczeniu, podczas gdy ja objaśniałem szczegóły tak jak wcześniej Levin mnie, zwracając jego uwagę na licznik czasu oraz pana X i jego leworęczność. Zgodnie z moim poleceniem, Minton przewinął obraz do przodu i zwolnił w chwili, gdy Reggae Campo podeszła do mojego klienta przy barze. Prokurator w skupieniu marszczył brwi. Gdy zapis się kończył, wyciągnął płytę z komputera i spytał:

– Mogę ją zatrzymać, dopóki nie dostanę oryginału?

– Naturalnie.

Minton włożył płytę do opakowania i położył na pliku akt na biurku.

– Co jeszcze? – zapytał.

Teraz to ja w zaskoczeniu otworzyłem usta.

– Jak to – co jeszcze? To nie wystarczy?