Изменить стиль страницы

– W zasadzie tak.

– W zasadzie. Dobra. Mamy niedzielę rano. Co robiłeś wczoraj w ciągu dnia?

– Grałem w golfa w Rivierze, jak zwykle parę drużynowych partyjek. Zacząłem o dziesiątej i skończyłem o czwartej. Wróciłem do domu, wziąłem prysznic, przebrałem się, zjadłem kolację w domu matki. Chcesz wiedzieć, co podano?

– Niekoniecznie. Ale później prawdopodobnie będę chciał poznać nazwiska osób, z którymi grałeś w golfa. Co się działo po kolacji?

– Powiedziałem matce, że wracam do siebie, ale tak naprawdę wyszedłem.

Zauważyłem, że Levin wyciągnął z kieszeni niewielki notes i zaczął notować.

– Jakim jeździsz samochodem?

– Mam dwa, rangę rovera z dwutysięcznego czwartego, którym wożę klientów, i carrerę z dwutysięcznego pierwszego do własnego użytku.

– Czyli wczoraj wieczorem wziąłeś porsche, tak?

– Zgadza się.

– Dokąd pojechałeś?

– Na drugą stronę wzgórza, do Doliny.

Powiedział to takim tonem, jakby wypad chłopca z Beverly Hills do robotniczych dzielnic San Fernando Valley był niebezpieczną wyprawą.

– Dokąd dokładnie pojechałeś?

– Na Ventura Boulevard. Wypiłem drinka w „Nat's North”, potem wstąpiłem kawałek dalej do „Morgan's” i tam też wypiłem drinka.

– To są bary, gdzie się chodzi na podryw, prawda?

– Tak. Dlatego właśnie tam poszedłem.

Był rzeczowy i spodobała mi się jego szczerość.

– A więc szukałeś kogoś. Kobiety. Konkretnej? Kogoś znajomego?

– Nikogo konkretnego. Chciałem coś zaliczyć, tak po prostu.

– Co się stało w „Nat's North”?

– Tam było raczej smętnie, więc wyszedłem. Nawet nie skończyłem drinka.

– Często tam bywasz? Barmani cię znają?

– Tak, znają. Wczoraj pracowała Paula.

– Dobrze, czyli tam nic nie wskórałeś i zmieniłeś lokal. Pojechałeś do „Morgan's”. Dlaczego „Morgan's”?

– Też często w nim bywam.

– Znają cię tam?

– Powinni. Nie oszczędzam na napiwkach. Wczoraj za barem były Denise i Janice. Obie mnie znają.

Odwróciłem się do Levina.

– Raul, jak się nazywała ofiara?

Levin otworzył teczkę, żeby wyciągnąć policyjny raport, ale nawet do niego nie zaglądając, odrzekł:

– Regina Campo. Znajomi nazywają ją Reggie. Dwadzieścia sześć lat. Powiedziała policji, że jest aktorką, ale zajmuje się akwizycją telefoniczną.

– I niedługo zamierza zakończyć tę pracę – powiedział Dobbs.

Zignorowałem jego uwagę.

– Louis, znałeś wcześniej Reggie Campo? – zapytałem.

Roulet wzruszył ramionami.

– Tak jakby. Widywałem ją w knajpach. Ale nigdy przedtem z nią nie byłem. Nawet z nią nie rozmawiałem.

– Próbowałeś?

– Nie, właściwie nigdy do niej nie podszedłem. Zawsze była w towarzystwie, czasem pokazywała się w większej grupie. Nie przepadam za tłokiem. Zwykle szukam samotnych.

– A wczoraj, na czym polegała różnica?

– Wczoraj sama do mnie podeszła.

– Opowiedz nam o tym.

– Nie ma o czym. Byłem u Morgana, nikomu nie przeszkadzałem, rozglądałem się za okazją, a ona siedziała na drugim końcu baru z jakimś facetem. Dlatego nie brałem jej nawet pod uwagę, bo wyglądało na to, że jest już zajęta, rozumiesz?

– Mhm. Co było potem?

– Po jakimś czasie ten facet wstaje, żeby pójść się odlać albo zapalić, i kiedy wychodzi, dziewczyna wstaje, siada koło mnie i pyta, czy jestem zainteresowany. Powiedziałem, że tak, ale co z tamtym?

Mówi, żebym się nim nie przejmował, że o dziesiątej się go pozbędzie i będzie wolna całą noc. Zapisała mi adres i powiedziała, żebym wpadł po dziesiątej. Obiecałem, że przyjdę.

– Na czym zapisała adres?

– Na serwetce, ale odpowiadając na następne pytanie – nie, już jej nie mam. Zapamiętałem adres i wyrzuciłem serwetkę. Pracuję w nieruchomościach. Pamiętam adresy.

– O której mniej więcej to było?

– Nie wiem.

– Jak to, powiedziała, żebyś przyszedł o dziesiątej. Nie patrzyłeś na zegarek, żeby zobaczyć, jak długo jeszcze musisz czekać?

– Chyba było między ósmą a dziewiątą. Jak tylko ten facet wrócił, wyszli.

– A ty o której wyszedłeś?

– Posiedziałem jeszcze parę minut. Zanim do niej pojechałem, wstąpiłem w jeszcze jedno miejsce.

– Gdzie?

– Dziewczyna mieszkała w Tarzana, więc poszedłem do „Lamplighter”. Miałem po drodze.

– Po co?

– No wiesz, chciałem zobaczyć, czy nie znajdę innej okazji. Mogłem trafić coś lepszego, na co nie będę musiał czekać ani…

– Ani co?

Nie dokończył.

– Brać używanego towaru?

Skinął głową.

– Dobra, idźmy dalej. Z kim rozmawiałeś w „Lamplighter”?

Gdzie to w ogóle jest?

Był to jedyny z odwiedzonych przez niego lokali, którego nie znałem.

– Na Ventura, przy White Oak. Właściwie z nikim tam nie rozmawiałem. Był tłok, ale nie znalazłem nikogo, kto by mnie zainteresował.

– Barmani też cię tam znają?

– Nie, raczej nie. Nie bywam tam za często.

– Udaje ci się trafić okazję przed trzecią knajpą?

– Nie, zwykle po dwóch próbach rezygnuję.

Skinąłem głową, grając na czas i zastanawiając się, o co go jeszcze zapytać, zanim przejdę do tego, co się zdarzyło w mieszkaniu ofiary.

– Ile czasu spędziłeś w „Lamplighter”?

– Około godziny. Może trochę mniej.

– Siedziałeś przy barze? Ile wypiłeś?

– Tak, dwa drinki przy barze.

– Ile w sumie drinków wypiłeś, zanim dotarłeś do mieszkania Reggie Campo?

– Hm, najwyżej cztery. W ciągu dwóch, dwóch i pół godziny. Jednego drinka w „Morgan's” zostawiłem nietkniętego.

– Co piłeś?

– Martini. Gray Goose.

– Czy w którymś z barów płacił pan za drinki kartą kredytową?

– – - zadał swoje pierwsze pytanie Levin.

– Nie – odparł Roulet. – Kiedy wychodzę, płacę gotówką.

Spojrzałem na Levina, czekając na dalsze pytania. W tym momencie wiedział o sprawie więcej niż ja. Chciałem dać mu wolną rękę, by pytał, o co chce. Levin zerknął na mnie i lekko kiwnął głową.

Oddawał mi głos.

– Dobrze – podjąłem. – O której przyszedłeś do Reggie Campo?

– Za dwanaście dziesiąta. Patrzyłem na zegarek. Chciałem się upewnić, czy nie zapukam za wcześnie.

– Co więc robiłeś przez te dwanaście minut?

– Czekałem na parkingu. Powiedziała, że o dziesiątej, to czekałem do dziesiątej.

– Widziałeś faceta, z którym wyszła z „Morgan's”?

– Tak, widziałem. Wyszedł z budynku i odjechał, a ja wszedłem.

– Jaki miał samochód? – spytał Levin.

– Żółtą corvettę – odrzekł Roulet. – Wersję z lat dziewięćdziesiątych. Nie znam dokładnego rocznika.

Levin skinął głową. Skończył. Wiedziałem, że próbuje dowiedzieć się czegoś bliższego o mężczyźnie, który był u Campo przed Rouletem. Znów przejąłem pałeczkę.

– A więc on wychodzi, a ty wchodzisz. Co było potem?

– Wszedłem do budynku i znalazłem jej mieszkanie na drugim piętrze. Zapukałem do drzwi i mi otworzyła.

– Chwileczkę. Nie chcę żadnych skrótów. Jak się dostałeś na drugie piętro? Schodami, windą? Musimy znać szczegóły.

– Windą.

– Ktoś jeszcze był w windzie? Ktoś cię widział?

Roulet pokręcił głową. Dałem mu znak, żeby kontynuował.

– Uchyliła drzwi, zobaczyła mnie i zaprosiła do środka. Za drzwiami był dość wąski korytarz. Musiałem ją wyminąć, żeby mogła zamknąć. Tak znalazła się za moimi plecami. Dlatego nie zorientowałem się, co się święci. Czymś mnie uderzyła i upadłem. Urwał mi się film.

Zamilkłem, zastanawiając się nad tym i usiłując wyobrazić sobie te scenę.

– Czyli zanim do czegokolwiek doszło, tak po prostu walnęła cię w głowę? Nic nie powiedziała, nie krzyczała, tylko ot tak podeszła do ciebie od tyłu i łup?

– Zgadza się.

– Dobrze, co dalej? Pamiętasz, co się potem stało?

– Jak przez mgłę. Pamiętam, że jak się ocknąłem, siedziało na mnie dwóch facetów. Przytrzymywali mnie. Potem wpadła policja.

I ratownicy. Siedziałem oparty o ścianę, miałem skute ręce, a ratownik podsuwał mi pod nos jakiś amoniak czy coś takiego. Wtedy dopiero zupełnie oprzytomniałem.