Изменить стиль страницы

Abilene, pomyślał.

– Chcę ci zadać jedno pytanie jako prawnikowi – zwrócił się raptem do Alice. – Dotyczy prawa cywilnego. Jeśli jakiś facet powie swojemu adwokatowi o przestępstwie, czy gliny mogą naciskać na adwokata, żeby puścił farbę?

– Byłaby to informacja poufna – odparła Alice. – Tylko między prawnikiem i jego klientem. Gliny nic tu nie wskórają.

– Odwidziało mi się. Jednak zostaję. Czy mogę skorzystać z telefonu w twoim biurze?

Wzruszyła ramionami z wyrazem zdziwienia na twarzy.

– Jasne – odrzekła. – Chodźmy.

W kancelarii Reacher ustawił sobie krzesło za biurkiem obok jej fotela. Otworzył szufladę, wyjął z niej książkę telefoniczną i zadzwonił na komisariat policji stanowej w Abilene. Kobieta, która odebrała, spytała, w czym może pomóc.

– Mam pewną informację – powiedział – dotyczącą przestępstwa.

Kobieta kazała mu zaczekać, a następnie przełączyła go, jak się domyślił z odgłosów, do pokoju operacyjnego. W tle dzwoniły telefony.

– Sierżant Rodriguez – usłyszał w słuchawce.

– Mam pewną informację dotyczącą przestępstwa – powtórzył spokojnie Reacher.

– Jak się pan nazywa?

– Chester Arthur. Jestem adwokatem w hrabstwie Pecos.

– Słucham, panie Arthur.

– W piątek na południe od Abilene znaleźliście porzuconego mercedesa należącego do adwokata Ala Eugene’a. Mój klient twierdzi, że Eugene został uprowadzony ze swojego samochodu i zabity gdzieś w pobliżu.

– Jak się nazywa pański klient?

– Nie mogę tego powiedzieć – rzekł Reacher. – Informacja poufna. Szczerze powiedziawszy, sam nie wiem, czy mam mu wierzyć. Chciałbym, żebyście ze swojej strony sprawdzili jego wersję. Jeśli okaże się prawdziwa, może uda mi się go nakłonić, by się ujawnił.

– Co panu powiedział?

– Że zatrzymano samochód Eugene’a i wsadzono go do innego wozu. Zawieziono na północ do jakiegoś zakątka ukrytego przed ludzkim wzrokiem po lewej stronie drogi. Zastrzelono go, a ciało ukryto.

Alice wybałuszyła oczy.

– Przeszukaliśmy już teren.

– W jakim promieniu? – spytał Reacher.

– Najbliższą okolicę.

– To za mało. Mój klient mówi, że dwa lub trzy kilometry na północ. Przeszukajcie raz jeszcze zarośla, szczeliny w skałach, wszelkie możliwe kryjówki.

– Mogę zapisać pański numer telefonu?

– Zadzwonię za godzinę – rzekł Reacher i odłożył słuchawkę.

Alice wciąż patrzyła na niego ze zdumieniem.

– Co jest grane?

– Już wcześniej powinniśmy się zająć sprawą Eugene’a. Powiedz mi, Alice, jaki jest jedyny pewny fakt, który mamy w swoich rękach?

– No jaki?

– Cannen nie zastrzeliła Slupa, koniec kropka.

Wzruszyła ramionami.

– No dobrze, i co z tego?

– A więc, zastrzelił go ktoś inny. I tu rodzi się pytanie, dlaczego? Wiemy, że Eugene zaginął, Slup zaś został zabity. Byli ze sobą powiązani, adwokat i jego klient. Przyjmijmy, więc teoretycznie, że Eugene też nie żyje. Pracowali wspólnie nad jakąś grubszą sprawą, dzięki której Slup wyrwał się z więzienia. Musiało to dotyczyć jakichś ważnych informacji. Załóżmy, że ktoś załatwił ich obu dla zemsty lub by zapobiec wyciekowi danych.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Zastanów się, Alice. Każdy tak dobry strzelec musi być zawodowcem. Zawodowcy planują z wyprzedzeniem, co najmniej kilkudniowym. Gdyby, więc Carmen wynajęła zawodowca przed kilku dniami, po co miałaby jeździć po Teksasie, żeby podwozić facetów, takich jak ja? Dlaczego miałaby zabijać Slupa we własnej sypialni, gdzie była podejrzaną numer jeden? Strzelałaby z własnego pistoletu?

– Więc, co według ciebie naprawdę się stało?

– Podejrzewam, że jakaś ekipa morderców kropnęła Eugene’a w piątek i tak ukryła ciało, by nie zostało znalezione, póki sprawa nie przyschnie. Załatwili w niedzielę Slupa, ale zrobili to tak, by zrzucić podejrzenie na Carmen.

– Ale ona była razem z nim. Przecież sama mówiła?

– Może była w tamtym momencie z Ellie. A może brała prysznic. Kiedy ją aresztowano, miała mokre włosy.

– Przecież usłyszałaby strzały.

– Nie pod tym prysznicem. Huczy jak Niagara. A dwudziestka dwójka to cicha broń.

– Skąd wiesz, gdzie mają szukać ciała Eugene’a?

– Zastanowiłem się, jak ja bym to zrobił. Na pewno mieli własny samochód, więc może udawali, że im się popsuł. Zatrzymali go, wsadzili siłą do swojego wozu i zabrali. Ale na pewno nie zdecydowaliby się wieźć go zbyt daleko. Za duże ryzyko. Dwie, trzy minuty, nie więcej, jak sądzę, a to stanowi dwa do trzech kilometrów od miejsca porwania.

– Dlaczego na północ i po lewej stronie?

– Najpierw pojechałbym na północ, zawrócił i rozglądał się po lewej stronie. Wybrałbym miejsce i cofnął się kilka kilometrów, obrócił wóz i zastawił na niego zasadzkę.

– To ma ręce i nogi – przyznała Alice. – Ale co ze Slupem? Tu taka zasadzka nie wchodzi w grę. Więc, co? Zakradli się do domu? W Echo, na takim odludziu? Zaczaili się i wdarli do środka, kiedy ona brała prysznic?

– Mnie by się udało – zaręczył. – A podejrzewam, że są równie dobrzy jak ja. Może nawet lepsi.

– To czemu się przyznała?

– Jeszcze do tego dojdziemy Najpierw poczekajmy godzinkę.

ZOSTAWIŁ Alice przy pracy i postanowił w końcu wybrać się do muzeum Dzikiego Zachodu. Kiedy dotarł na miejsce, okazało się, że jest zamknięte, dostrzegł jednak alejkę prowadzącą na placyk za budynkiem. Znalazł tam grób Claya Allisona. Był zadbany, ozdobiony ładnym nagrobkiem: ROBERT CLAY ALLISON, URODZONY w 1840, ZMARŁY W 1887. NIGDY NIE ZABIŁ CZŁOWIEKA, KTÓRY NA TO NIE ZASŁUŻYŁ.

Reacher nie miał drugiego imienia. Nazywał się po prostu Jack Reacher. Urodzony w 1960, jeszcze żyje. Zastanowił się, jak będzie wyglądał jego nagrobek. Pewnie nie będzie żadnego nagrobka. Nie byłoby komu się tym zająć.

Wrócił alejką. Zbliżał się do długiego, betonowego, piętrowego biurowca. W jednym z okien zauważył napis złożony staromodną czcionką: ALBERT EUGENE, ADWOKAT.

Zmierzając do kancelarii Alice, przystanął na skrzyżowaniu. Słońce chyliło się ku zachodowi, na horyzoncie zbierały się chmury przypominające postrzępione łaty na niebie.

Alice nadal siedziała za biurkiem. Miała przed sobą meksykańskie małżeństwo. Wskazała mu odruchowo krzesło, które nadal stało tuż obok niej. Usiadł, podniósł słuchawkę i wykręcił numer do Abilene. Przedstawił się jako Chester Arthur i poprosił do telefonu sierżanta Rodrigueza.

Czekał całą minutę. Kiedy Rodriguez podszedł w końcu do telefonu, Reacher natychmiast się zorientował, że znaleziono ciało Eugene’a. W głosie sierżanta słychać było usilne naleganie.

– Musimy poznać nazwisko pańskiego klienta, panie Arthur.

– Co znaleźli pańscy ludzie? – spytał Reacher.

– Dokładnie to, o czym pan mówił. Dwa i pół kilometra na północ, po lewej stronie, w głębokiej szczelinie wapiennej. Zabity jednym strzałem w oko.

– Mój klient tego nie zrobił – oświadczył Reacher. – Porozmawiam z nim i być może się do was odezwie.

Odłożył szybko słuchawkę, nie dopuszczając już Rodrigueza do głosu. Alice wybałuszyła oczy.

– Więc znaleźli Eugene’a. Co teraz?

– Trzeba ostrzec Hacka Walkera.

– Ostrzec go?

Reacher kiwnął głową.

– Zastanów się. Hack, Al i Slup stanowili paczkę. Carmen mówiła, że wszyscy współpracowali przy ostatniej sprawie. Hack negocjował z władzami federalnymi, więc wiedział to samo, co jego kumple. Może być następny.

Alice zwróciła się do swoich klientów.

– Przepraszam państwa bardzo, ale muszę wyjść – rzuciła.

HACK Walker właśnie zbierał się do domu. Minęła osiemnasta. Kiedy powiedzieli mu o śmierci Eugene’a, zbladł jak ściana. Obszedł biurko, chwytając się blatu i opadł na fotel. Nic nie mówił przez dłuższą chwilę, a potem powoli kiwnął głową.

– Podejrzewałem to od dawna – rzekł. – Ale wciąż żyłem nadzieją.

Alice od razu wyłożyła teorię Reachera: zginęło dwóch z trzech. Układ, niebezpieczne informacje. Walker nie odzywał się, myśląc gorączkowo. Potem potrząsnął głową.