Изменить стиль страницы

– Porozmawiam z nim.

Tucker skinął głową z zadowoleniem. Zadzwonił telefon. Susie odebrała go na piętrze.

– Będziesz dzisiaj w Sweetwater na pokazie fajerwerków?

– Muszę, chyba że chcę, by żona i dzieci mnie opuściły.

– Carl też się wybiera?

– Nie ma powodu, żeby siedział w mieście, skoro całe miasto będzie u ciebie. Czemu pytasz?

Tucker wzruszył ramionami.

– Mnóstwo ludzi, hałas, zamieszanie. Martwię się o Josie i Caroline. Czułbym się lepiej, gdybyście byli na miejscu.

– Burke – odezwała się Susie od drzwi. Była jeszcze w szlafroku i pachniała mydłem goździkowym. Burke pomyślał, że nie wygląda na więcej niż dwadzieścia lat.

– Z biura? – zapytał.

– Nie. Dzwoniła Della. – Położyła dłoń na ramieniu Tuckera. – Matthew Burns zabrał Dwayne'a na posterunek.

Gdyby nie był taki wściekły, obśmiałby się jak norka. Pomysł, by oskarżyć Dwayne'a, łagodnego, wielkodusznego Dwayne'a o morderstwo, był naprawdę śmieszny. Fakt, że jego brat został wyrwany z łóżka i zawieziony na posterunek przez jakiegoś wysztafirowanego agencika wcale śmieszny nie był.

Walcząc z ogarniającym go gniewem, Tucker wszedł do biura szeryfa razem z Burke'em. Obiecał sobie, że nie straci panowania nad sobą. Nie sprawi Burnsowi tej przyjemności. Spokojnie podał bratu papierosa i sam zapalił swoją połówkę.

– Wcześnie dzisiaj zaczynasz, Burns – powiedział łagodnie. – Chyba zapomniałeś, że mamy narodowe święto.

– Znam dzisiejszą datę. – Burns rozprostował nogi pod biurkiem Burke'a i skrzyżował ramiona. – Wiem również, że w południe odbędzie się parada. Moje zajęcia nie będą kolidowały z uroczystościami. Szeryfie, powiedziano mi, że zamykasz główną drogę o dziesiątej.

– Zgadza się.

– Proszę zaparkować mój samochód w takim miejscu, żebym mógł w każdej chwili wyjechać z miasta. – Wyjął kluczyki od wozu i położył je na skraju biurka.

Carl ujrzał błysk gniewu w oczach Burke'a i szybko podszedł do stołu.

– Zaparkuję go na drodze do Magnolii. – Podzwaniając kluczykami zatrzymał się przy Tuckerze. – Przykro mi, Tuck. Miałem rozkaz go tu przywieźć.

– W porządku, Carl. Wyjaśnienie tej sprawy nie potrwa długo. Słyszałem, że twoja dziewczyna poprowadzi w tym roku paradę.

– Ćwiczyła dzień i noc. Jej dziadziuś kupił nawet wideo, żeby mogła się obejrzeć.

– To fascynujące, panie zastępco – wtrącił Burns – ale mamy zadanie do wykonania. – Przeniósł wzrok na Tuckera. – Zadanie służbowe.

– Życz jej ode mnie powodzenia, Carl – powiedział Tucker. Poczekał, aż zastępca wyjdzie. – Dwayne, przeczytali ci twoje prawa?

– Pan Longstreet nie został aresztowany. Jeszcze – wtrącił Burns. – Będzie przesłuchiwany.

– Ma prawo do adwokata, prawda?

– Naturalnie. – Burns rozłożył dłonie. – Jeżeli obawia się pan, że pana prawa mogą zostać pogwałcone, panie Longstreet, lub że może się pan obciążyć swoimi zeznaniami, proszę się nie krępować i zadzwonić po adwokata. Z przyjemnością poczekamy.

– Wolałbym odwalić to jak najprędzej. – Dwayne spojrzał zgnębiony na Tuckera. – Ale byłbym wdzięczny za kawę i fiolkę aspiryny.

– Załatwię ci to, synu. – Burke poklepał go po ramieniu i poszedł do łazienki.

– To sprawa oficjalna, Longstreet. – Burns ruchem głowy odprawił Tuckera. – Nie ma tu dla ciebie miejsca.

– Burke mianował mnie swoim zastępcą. – Tucker rozciągnął usta w uśmiechu. Burke aż przystanął w drzwiach łazienki, ale nie zaprzeczył. – Czwartego Lipca zawsze potrzebuje pomocy.

– To prawda – powiedział Burke wytrząsając tabletki z plastikowej butelki. – I mając na uwadze, że mój najmłodszy ma dzisiaj urodziny, byłby wdzięczny, gdybyśmy ruszyli z miejsca.

– Bardzo dobrze. – Burns włączył magnetofon. – Panie Longstreet, mieszka pan w posiadłości Sweetwater w okręgu Bolivar, w stanie Missisipi?

– Zgadza się. – Dwayne przyjął od Burke'a kubek kawy i aspirynę. – Longstreetowie mieszkają tam od blisko dwustu lat.

– Tak. – Historia i schedy rodzinne nie interesowały Burnsa. – Mieszka pan z bratem i siostrą.

– I z Delią. Jest gospodynią w Sweetwater od ponad trzydziestu lat. Gościmy tam również kuzynkę Lulu. – Dwayne oparzył się w język kawą, ale udało mu się przełknąć tabletki. – Kuzynka ze strony mamy. Nie wiadomo, jak długo zostanie. Od niepamiętnych czasów kuzynka Lulu przyjeżdża i wyjeżdża, kiedy jej się podoba. Pamiętam raz…

– Gdyby zechciał pan się streszczać – powiedział Burns. – Chciałbym skończyć przed paradą.

Dwayne podchwycił rozbawione spojrzenie Tuckera i wzruszył ramionami.

– Odpowiadam tylko na pytanie. O, zapomniałem o Cyrze i Caroline. Oni też z nami mieszkają. Czy to chciał pan wiedzieć?

– Pański stan cywilny?

– Jestem rozwiedziony. W październiku będzie dwa lata. W październiku, prawda. Tucker?

– Zgadza się.

– Gdzie mieszka pańska była małżonka?

– W Nashville. Rosebank Avenue. Ma tam mały, śliczny domek, niedaleko szkoły, tak że chłopcy mogą chodzić spacerkiem.

– Jej nazwisko brzmi Adalaide Koons?

– Sissy – poprawił go Dwayne. – Jej mały braciszek mówił do niej Sissy, i tak już zostało.

– Pani Longstreet była w ciąży, kiedy się pobraliście? Dwayne spojrzał na niego spode łba.

– Nie jest to wprawdzie pański interes, ale fakt, była w ciąży. To żadna tajemnica.

– Ożenił się pan, żeby dać dziecku nazwisko?

– Ożeniłem się, ponieważ uznałem za stosowne.

– Rozumiem – mruknął Burns. – I wkrótce po narodzinach drugiego syna, żona opuściła pana.

Dwayne podniósł kubek z kawą i wbił ciężki wzrok w Burnsa.

– To również nie jest tajemnicą.

– Przyznaje pan, że była to nieprzyjemna scena? – Burns pochylił się nad papierami. – Po gwałtownej kłótni, zdaje się, że nadużywał pan alkoholu, żona zamknęła przed panem dom, po czym wyrzuciła pańskie ubrania przez okno na piętrze. Następnie zabrała dzieci do Nashville, gdzie zamieszkała ze sprzedawcą obuwia, który dorabiał jako muzyk.

Dwayne obejrzał dokładnie papierosa, którego podał mu Tucker.

– Zgadza się, mniej więcej.

– Co pan czuł, panie Longstreet, kiedy kobieta, którą poślubił pan z obowiązku, porzuciła pana dla drugorzędnego gitarzysty?

Dwayne bardzo powoli zapalał papierosa.

– Zrobiła, co jej się podobało.

– Więc przyjął to pan spokojnie?

– Nie zatrzymywałem jej, jeżeli o to panu chodzi. Małżeństwo mi nie służyło.

– W sądzie został pan oskarżony o okrucieństwa, stosowanie przemocy, niezrównoważone i gwałtowne zachowanie. Stwierdzono, że stanowi pan fizyczne zagrożenie dla niej i dzieci. Nie wydało się to panu niesprawiedliwe?

Dwayne zaciągnął się głęboko i zamarzył o whisky.

– Sissy czuła się pokrzywdzona. Nie mógłbym powiedzieć z czystym sumieniem, że byłem dobry dla niej i dla dzieci.

– Dwayne, dość tego. – Tucker stracił zimną krew. Podszedł do brata i położył mu rękę na ramieniu. – Nie musisz odpowiadać na pytania tego fiutka o swoje małżeństwo i uczucia z nim związane.

– Czy istnieje powód, dla którego twój brat nie miałby potwierdzić czegoś, co już wiem?

Tucker puścił Dwayne'a, podszedł do biurka i pochylił się nad Burnsem.

– Nie widzę żadnego. Tak jak nie widzę powodu, dlaczego nie miałbym skopać ci tyłka.

– Porozmawiamy o tym we właściwym czasie, Longstreet. W tej chwili prowadzę śledztwo. Jeżeli będziesz mi to nadal uniemożliwiał, będę zmuszony zamknąć cię w celi.

Tucker chwycił Burnsa za prążkowany krawat i szarpnął w górę.

– Pokażę ci. jak załatwiamy takie sprawy w delcie.

– Zostaw go. – Dwayne chwycił Tuckera za rękę.

– Ani mi się śni.

– Powiedziałem, zostaw go! – Dwayne zbliżył twarz do twarzy Tuckera. – Nie mam nic do ukrycia. Ten jankeski skurwiel może zadawać pytania do usranej śmierci, i to nic nie zmieni. Skończmy.

Tucker rozluźnił niechętnie uścisk.

– Wrócimy do tego, Burns.

Burns z kamienną twarzą poprawił krawat.

– Z przyjemnością. – Odwrócił się w stronę korkowej tablicy. – Panie Longstreet, znał pan Arnette Gantrey? – Burns puknął palcem w tablicę, między portretem uśmiechniętej blondynki a czarno – białym zdjęciem policyjnym zrobionym nad brzegiem Gooseneck Creek.