Изменить стиль страницы

– Miał nóż – powiedziała i nie usłyszała nuty histerii w swoim głosie. Usłyszał ją Tucker.

– Nie widzę sensu tych pytań, Burns. Może on nawet nie pamiętał, że ma pistolety.

– Może. A jak myślisz, Caroline, czy on był świadomy tego, że posiada pistolet? – Podniósł filiżankę, łyknął kawy i ciągnął, nie czekając na jej odpowiedź. – Powiedziałaś, że chwyciłaś pistolet w biegu, kiedy Hatinger był jeszcze na zewnątrz.

– Tak. Strzelałam do celu. Zawsze rozładowuję broń, kiedy kończę strzelać. Czasem wkładam naboje do kieszeni. Pomyślałam nawet, że to brzydki zwyczaj i że muszę się od tego odzwyczaić. – Opuściła widelec, uderzając nim o talerz. Zapach jajek i bekonu przyprawiał ją o mdłości. – Chyba jednak dobrze, że się nie odzwyczaiłam.

– Co za szczęście, że miałaś dość przytomności umysłu, by w ogóle załadować pistolet.

Uśmiechnęła się do Burnsa z przymusem.

– Można powiedzieć, że przywykłam do działania w warunkach stresu. Skinął tylko głową.

– Rekonstruując te ostatnie momenty, kiedy odwróciłaś się i wystrzeliłaś, czy mogłabyś zaryzykować stwierdzenie, że Hatinger nie zdawał sobie sprawy, iż jesteś uzbrojona?

– To stało się bardzo szybko. Miała wrażenie, że trwa wiecznie. Wydawało jej się, że biegnie w gęstym syropie. Potrafiła z łatwością odtworzyć tę scenę, ten horror na zwolnionych Obrotach. Ściana gorąca, która dławi oddech. Przerażające uczucie, że trawa Zrobiła się grząska i pęta nogi. Srebrny błysk noża w bezlitosnym słońcu. I ten grymas, wzgardliwy, głodny uśmiech.

– Ja… – Zacisnęła usta i zdławiła ostatnie, brzydkie pozostałość strachu. – Strzeliłam, ale nic się nie stało. On dalej szedł ku mnie. Trzymał nóż i uśmiechał się. Tylko się uśmiechał. Myślę, że płakałam albo krzyczałam, albo się modliłam, nie wiem, a on ciągle się zbliżał i ciągle się uśmiechał. Trzymała pistolet w wyciągniętych rękach, a on powiedział, że jestem owieczką bożą, ofiarą. Że to będzie tak, jak z Eddą Lou. Musi być tak, jak z Eddą Lou.

– Jesteś tego pewna? – Burns trzymał filiżankę pięć centymetrów nad talerzykiem. – Na pewno powiedział, że to musi być tak jak z Eddą Lou?

– Tak. – Wzdrygnęła się i odsunęła nietknięte śniadanie. – Nie sądzę żebym zapomniała o czymkolwiek, co powiedział.

– Poczekaj chwilę. – Tucker położył dłoń na ramieniu Caroline. Przez ostatnie minuty nie tylko słuchał, ale i obserwował. Burns wyglądał jak ogar na tropie. – On cię nie przesłuchuje w sprawie jakiegoś zbiegłego szaleńca. To dla niego za drobna sprawa, lokalna burda nie zainteresowałaby przecież agenta federalnego. Ty sukinsynu!

– Tucker, proszę!

– Nie. – Spojrzał płonącym wzrokiem na Caroline. – Nie rozumiesz? Jemu chodzi o Eddę Lou. O Eddę Lou i te inne dziewczęta. To nie ma nic wspólnego z tobą, poza tym, że udało ci się nie zostać następną ofiarą.

– Następną… – zaczęła i urwała. Krew uciekła jej z twarzy. – Och, Boże, nóż! Nie zastrzelił mnie, ponieważ… to musiało być tak jak z Eddą Lou. Musiał użyć noża.

– Tak, noża. – Dłoń Tuckera zsunęła się z ramienia Caroline, szukając jej dłoni. – I ty mówisz o wykorzystywaniu, Burns? – Głos Tuckera stracił nagle południową rozwlekłość. – Wykorzystujesz Caroline w celu zebrania dowodów przeciwko Hatingerowi. Wykorzystujesz ją do rozwiązania sprawy, nie mówiąc jej o tym.

Burns odstawił skrupulatnie filiżankę na podstawkę.

– Prowadzę śledztwo w sprawie serii morderstw. Nie jestem zobowiązany do informowania osób postronnych o moich poglądach na sprawę.

– Pieprz się! Wiesz, przez co ona przeszła. Poinformowanie jej, że koszmar się skończył, nic by cię nie kosztowało.

– Regulaminowa procedura – powiedział Burns krótko.

Caroline zacisnęła palce na dłoni Tuckera, zmuszając go do milczenia.

– Mogę mówić za siebie. – Odetchnęła głęboko. – Nie znałam Eddy Lou, ale zawsze będę widziała ją pływającą w moim stawie. Nigdy w życiu nie popełniłam gwałtownego czynu. Och, kiedyś rzuciłam w kogoś kieliszkiem do szampana, ale nie trafiłam, więc to się nie liczy. Wczoraj zabiłam człowieka. – Przycisnęła dłoń do żołądka. Zagnieździł się tam znajomy, tępy ból. – Może tobie nie wydaje się to straszne, Burns, zważywszy rodzaj twojej pracy oraz fakt, że zrobiłam to w obronie własnej. Ale zabiłam człowieka. Teraz ty przychodzisz i prosisz mnie, żebym przeżyła to w myślach jeszcze raz. I nawet nie raczysz mi powiedzieć, po co.

– Caroline, to są jedynie zwykłe rozważania. Dla twojego dobra… – jąknął się kiedy gwałtownie poderwała głowę.

– Czy wiesz – powiedziała wolno – że kiedyś zagroziłam mężczyźnie że go zabiję, jeżeli jeszcze raz użyje w stosunku do mnie tego zwrotu? Oczywiście, nie myślałam tego poważnie. Była to jedna z tych typowych gróźb, które rzucają ludzie nie mający pojęcia, co to znaczy zabić człowieka. Ale radzę ci nie używać tego zwrotu w rozmowie ze mną. Denerwuje mnie.

Zachwycony Tucker rozparł się z uśmiechem na krześle.

– Ma ostry język – zwrócił się do Burnsa. – To wielka przyjemność słyszeć, jak używa sobie na kimś innym dla odmiany.

– Przepraszam, jeżeli cię uraziłem – powiedział Burns cierpko. – Wykonuję swoją pracę najlepiej jak potrafię. Nie mamy dowodów na to, że Austin Hatinger jest sprawcą trzech morderstw w Innocence i jednego w Nashville. Jednakże, biorąc pod uwagę wczorajszy incydent, śledztwo skupi się na jego osobie.

– Będziecie w stanie udowodnić, że to jego nóż? – zapytała Caroline.

– Po pewnych testach laboratoryjnych będziemy w stanie stwierdzić, czy był to ten sam rodzaj noża – przyznał Burns niechętnie. – Teraz mogę tylko powiedzieć, że Hatinger spełnia warunki psychologiczne masowego mordercy. Głęboka niechęć do kobiet, której dał wyraz maltretując żonę. Mania religijna, przeświadczenie, że powierzono mu misję walki z grzechem. Wrzucając ciała do wody mógł się kierować nie tyle chęcią pozbycia się dowodów, ile dążeniem do oczyszczenia ofiary. Niestety już nigdy nie dowiemy się. jakie były motywy jego czynów. W zaistniałych okolicznościach mogę jedynie starać się odtworzyć jego zachowania, zbadać jego alibi na czas dokonania trzech morderstw. Jednocześnie będę prowadził śledztwo w innych kierunkach.

Jego spojrzenie spoczęło na Tuckerze. Tucker tylko się uśmiechnął.

– Masz więc jasno wytyczoną linię postępowania i mnóstwo pracy. Nie będziemy cię zatrzymywać.

– Chcę porozmawiać z Cyrem Hatingerem. Uśmiech Tuckera przygasł.

– Jest w Sweetwater.

Burns wstał, ale nie odmówił sobie przyjemności dobicia przeciwnika.

– Czy to nie dziwne, że Hatinger chciał zapolować na ciebie, a dopadł Caroline? Niektórzy ludzie przynoszą pecha. – Był ekspertem w rozpoznawaniu poczucia winy. Z przyjemnością patrzył, jak cień zasnuwa twarz Tuckera. – Jeżeli przypomnisz sobie o czymś, Caroline, wiesz, gdzie mnie szukać. Dziękuję za kawę. Nie fatyguj się, znam drogę do drzwi.

– Tucker… – zaczęła Caroline, kiedy zostali sami, ale on potrząsnął tylko głową i wstał.

– Muszę przemyśleć to i owo. – Przeciągnął dłonią przez włosy. Były suche, ale pachniały jej szamponem. Nawet taki drobiazg wywołał tęsknotę. – Poradzisz sobie? Może mam zadzwonić do Josie albo Susie?

– Nie, nie, poradzę sobie. – Ale miała wątpliwości co do niego. – Ludzie tacy jak Matthew muszą rozumować w kategoriach winy i kary.

– I mają po części rację. Słuchaj, muszę lecieć. Nie chcę zostawiać z nim Cyra samego. – Wsadził ręce do kieszeni. – To tylko dzieciak.

– Jedź. – Będzie lepiej, pomyślała, jeżeli zostanie sama. Odłoży rozmowę o tym, co wydarzyło się między nimi tego ranka. – Poradzę sobie naprawdę. – Zebrała talerze. Nieprzydatny dostanie królewskie śniadanie.

Kiedy odwróciła się w stronę zlewu, położył dłoń na jej ramieniu.

– Wrócę.

– Wiem. – Był już przy drzwiach. – Tucker, dziękuję ci, że powiedziałeś Matthewowi, że nie jestem bezradna. To wiele znaczy dla kogoś, kogo ludzie przywykli postrzegać w ten sposób.

Stała odwrócona do niego tyłem, widział tylko jej wyprostowane plecy. Patrzyła na miejsce, gdzie krew zaschła na trawie.