Изменить стиль страницы

W pawilonie przygotowywano się właśnie do ważnego spotkania z Radą Naukową maluchów, kiedy nieoczekiwanie zjawiła się Res. Hal stał akurat przed wejściem. Kiwnęła mu głową, wskazała kciukiem na pawilon i zapytała:

– Gwen?

Kiedy Hal odpowiedział twierdząco, wtargnęła do środka. Hal usłyszał okrzyk Gwena, a kiedy wszedł również, zobaczył, że Res rozsiadła się na stole, odsuwając na bok nastawioną już na odpowiednią odległość aparaturę. Kiedy Gwen zaprotestował, uśmiechnęła się z ubolewaniem.

– No, to jestem. Opowiadaj!

Gwen poradzi sobie z nią lepiej niż ja, pomyślał Hal. Gdyby to ode mnie zależało, wyprosiłbym ją chyba grzecznie. Gwen natomiast, nie tracąc zimnej krwi, ustawił na nowo jakąś ramę i rzekł jakby mimochodem:

– Hal powie ci, jak mamy zamiar postąpić i będzie cię popierał, jeżeli chcecie zacząć działać od razu.

– Czyżbym podjął się tego? – Hal nie mógł powstrzymać się od tej uwagi.

– Co znaczy: “zacząć działać od razu”? – zapytała dosyć ostro Res. Marszcząc brwi, spojrzała na Hala z uśmiechem. W odpowiedzi uśmiechnął się do niej niepewnie.

Zadanie nie byłoby dla niego przykre. Res była kobietą atrakcyjną, może tylko za bardzo ascetyczną, chudą,, ale Hala interesowała przede wszystkim praca. Res znajdowała się tak blisko narodzin nowej epoki w nauce, jak nikt inny, a on miał szansę być przy tym, dowiedzieć się czegoś bliższego. Na razie jednak była to jeszcze sprawa przyszłości.

– Z kim rozmawialiście? – zapytała wprost.

Gwen i Hal spojrzeli po sobie.

– Na ten temat jeszcze z nikim – odparł Gwen. Wyglądało na to, że odpowiedź przecząca, jakiej musiał udzielić Res, sprawiła mu przykrość. Kiedy zaczęła powątpiewająco marszczyć brwi, dodał pośpiesznie: – Nie chcieliśmy działać bez ciebie. Zrozum, nawet nie wiemy, jak postąpić.

– Tak – powiedziała Res. – A więc nic się nie zmieniło od czasu mojego wyjazdu! – Umilkła na chwilę. – A jeżeli oni też nie wiedzą? Hm? W takim razie nie mogliby nam nic powiedzieć!

– Właśnie – przyznał Gwen. – Dlatego ty powinnaś ruszyć to z miejsca, zająć się tym od samego początku.

Spoglądała to na jednego, to na drugiego. Wyglądała już na udobruchaną.

– No, to możecie mnie wtajemniczyć.

Hal zaprosił ją do stojącego w pobliżu samolotu bliskiego zasięgu, wskazał na ekran, po czym wydał polecenie do katamaranu, aby puścili taśmy z ostatnimi wydarzeniami. Następnie przyłączył się do innych, którzy hałasując brali wieczorną kąpiel.

Kiedy rozmawiając z Gwenem nie ukrywał, że zdziwiło go szorstkie zachowanie się Res, tamten uśmiechnął się tylko.

– Mylisz się! Ona jest teraz opętana tą pracą, a poza tym ma kłopoty. Normalnie jest bardzo miła. Ewa zna ją dobrze. Jestem pewny, że się uspokoi, kiedy będzie już miała wszystko za sobą.

Hal poszedł do Res. Siedziała jeszcze nieruchomo przed ekranem.

– No i co? – zapytał.

Spojrzała na niego. Zanim powróciła do rzeczywistości, upłynęła chwila. Potem powiedziała powoli:

– Czy możesz sprawić, żebym nawiązała szybko kontakt z tymi, którzy waszym – ostatnie słowo wypowiedziała z ironią – zdaniem mają przyłączyć się do maluchów?

– Oczywiście – powiedział Hal wzruszając ramionami. – Ale czy dzień wcześniej lub później odgrywa tu rolę?

Spojrzała na niego przenikliwie. – Tak – odparła zdecydowanie. – Mimo waszego gazu te bestie pokonują w ciągu godziny metr. Są podstępne i wyrafinowane. Nie jestem pewna, czy aktualnie przepadają jeszcze za betonem! I tak straciliśmy już sporo czasu!

– Dobrze, spróbuję – obiecał Hal.

Połączył się z Djamilą i powiedział, że jest zajęty. – Długo – odpowiedział na jej pytanie, bo kiedy popatrzył na zdecydowaną twarz Res, już coś niecoś przeczuwał. Następnie spróbował połączyć się na ustalonym paśmie z Gelą. Zamiast niej zgłosiła się centrala i upłynęła chwila, zanim usłyszał głos Geli:

– Masz coś ważnego? Jestem u rodziców.

Początkowo nie wiedział, co odpowiedzieć. Spojrzał z wyrzutem na Res, ale ta wzruszyła ramionami. Hal zmieszał się.

– A Chris? – zapytał.

– Udał się do Rady na specjalne zebranie. Chodzi o jutrzejszy dzień. – Nagle zreflektowała się. – Ale Hal, ja nie to miałam na myśli, nie gniewaj się. Tylko że helikopter mogę wezwać jedynie w ważnych wypadkach, uzasadnionych. Właściwie pod zadaszeniem loty się nie odbywają.

Musiał więc podjąć decyzję. Wzgląd na Res przeważył jednak i Hal, nie myśląc już o ewentualnych konsekwencjach, opowiedział o potoku mikrobów, po czym poprosił o pomoc w ich zwalczaniu.

Gela przysłuchiwała się tylko, tak że Hal przerywał kilkakrotnie, chcąc się upewnić, czy jeszcze tam jest. Początkowo przytakiwała “mu z wyraźnym podnieceniem, potem z wahaniem, myśląc nad czymś. Nagle przerwała mu porywczo i powiedziała, raczej zawołała:

– Bądźcie gotowi do odbioru za godzinę. Zamelduję się. Koniec.

Hal osłupiały spojrzał na Res.

– Prawdziwa przyjaciółka – powiedziała ironicznie.

– Poczekaj trochę – odparł bardziej szorstko, niż zamierzał. Co się Geli stało? Nie poznawał jej teraz. Powinniśmy byli zagrać w otwarte karty od razu podczas pierwszej wizyty, pomyślał. Ale przyznać się teraz do tego to tak, jakby dolać oliwy do ognia.

– Nic innego nam nie pozostaje – powiedziała Res.

Kręcili się po plaży tam i z powrotem. Reszta siedziała na pokładzie katamaranu obradując. Djamila machnęła do niego ręką. Hal chętnie przyłączyłby do nich, gdyż w ten sposób dowiedziałby się od razu, co zaproponują jutro maluchom, ale towarzystwo Res pociągało go teraz bardziej. Nigdy nie zrezygnowała ze swego zamiaru, pomyślał. Była przekonana swej racji i – co najważniejsze – głosiła ją wszędzie i broniła jej, podczas gdy ja nadal babrzę się w tych katalizatorach. Nagle uświadomił sobie, że właśnie dlatego podziwia Res.

Res kroczyła energicznie obok niego. Wiatr rozwiewał jej króciutkie, połyskujące srebrem włosy podwiewał sięgającą ud bluzę. – Coś mi u nich nie pasuje – powiedziała nagle. – To, że się niepokoją, jest zrozumiałe. Ostatecznie w naszej prośbie o pomoc tkwi również oskarżenie, a przynajmniej podejrzenie.

– Nie insynuowaliśmy im niczego.

– Myślisz, że są głupi?

– Powiedzieliśmy tylko, że po tym, co widzieliśmy, przypuszczamy, iż poradziliby sobie z tym niepojętym dla nas zjawiskiem.

– A to niepojęte zjawisko dziwnie przypomina mikroby z ich filmu. – Res kopnęła do wody leżący na drodze pusty pancerz jakiegoś kraba.

– Faktem jest, że mnie również zastanawia reakcja Geli – przyznał Hal.

Zawrócili i właśnie szli w kierunku samolotu, kiedy nagle, niemal równocześnie, zaczęli biec co sił. W maszynie migotał rytmicznie, doskonale widoczny w półmroku, sygnał urządzenia wywoławczego. O dwadzieścia pięć minut za wcześnie, stwierdził Hal rzuciwszy okiem na zegarek.

To była Gela. Głos jej brzmiał oficjalnie.

– Halo, łączę z Chrisem Nolokiem.

– Tu Noloc. – On również mówił jakoś inaczej, jakby podniecony. – Zastanówcie się, proszę, czy w najbliższym czasie moglibyśmy się spotkać z waszymi wysłannikami. Chcemy dostać się jak najszybciej do tego potoku drobnoustrojów. Dla nas ma to bardzo duże znaczenie.

Res spojrzała na Hala wyzywająco. On zerknął na zegarek i powiedział:

– Za pół godziny na górze obok naszego transoptera. Resztę omówimy już tam.

Zanim jeszcze Hal zdążył zapytać o szczegóły, Chris odparł spiesznie:

– Zgoda. Na razie. Koniec. – Po czym wyłączył się.

Hal położył palec na przycisku alarmowym, ale spojrzał jeszcze pytająco na Res. Kiwnęła głową i powiedziała niecierpliwie: – No, na co czekasz?

Kiedy przybyli na miejsce, był tam już Chris, ale nie sam. Reflektory oświetlały całą eskadrę helikopterów w liczbie około dwudziestu. Gospodarze zrezygnowali z transoptera, tak że trudno się był» zorientować, gdzie w tej chwili przebywają. Zaledwie doszli na miejsce, Chris zawołał:

– Słuchajcie, możliwe, że to my spowodowaliśmy ten potok drobnoustrojów, o którym sądzicie, że jest zaprogramowany. Przypuszczamy, że zachodzi tu jakiś związek z naszym zaginionym “Oceanem I”. Nie muszę chyba podkreślać, jakie to może mieć skutki. Jesteśmy zdani wyłącznie na waszą pomoc, bo sami nie możemy tak szybko być na miejscu. Prawdopodobnie jesteśmy w stanie zlikwidować ten potok.