Изменить стиль страницы

Nikt prawie nie zauważył, kiedy Chris wszedł i usiadł przy stole. Ennil wygłaszał płomienną mowę. Jego sąsiadem była Gela. Rumieńce na jej twarzy oznaczały, że i ją poruszyła dyskusja.

– …dowodzi w każdym razie, że istoty makro, chociaż są do nas podobne, nie są ludźmi. Nie twierdzę oczywiście, że takie postępowanie jest nieludzkie, ale stoi ono w sprzeczności, i będzie stało zawsze, z naszym pojęciem moralności…

– Jakim prawem tak mówisz? – zawołała z oburzeniem Carol. – Może to nie odpowiada twojemu pojęciu moralności! Ale przecież nie ogłosisz się chyba prorokiem przyszłych pokoleń. A zresztą w naszej historii istnieje wiele przykładów na to, jak z biegiem czasu zmieniają się zasady moralne.

– Ale nigdy tak radykalnie! – bronił się Ennil.

– Wolałabym, żebyśmy przedyskutowali korzyści płynące z takiej możliwości – wtrąciła Gela. – Zostawmy moralność na boku. Po prostu interesuje mnie, kto by wyszedł na tym najlepiej.

– Oczywiście, najlepiej wyszłoby na tym państwo – powiedział Ennil. – Mogłoby produkować ludzi według własnego uznania; dziś więcej, jutro mniej.

– Bzdura! – zawołał Bili Nesnan, monter w średnim wieku. – To zależy od przepisów. Zresztą co wy, żółtodzioby, możecie powiedzieć na ten temat! Ja mam czworo dzieci, wszystkie chciane, rozumiecie? Chociaż ustawa o przyroście naturalnym została zniesiona już więcej niż dziesięć lat temu. A każdy poród, mimo że nosi nazwę bezbolesnego, jest, mówiąc łagodnie, męczarnią. Musielibyście zapytać o to Susan, moją żonę, ona mogłaby wam opowiedzieć to i owo!

Chris nie wytrzymał dłużej.

– Może ktoś z was byłby tak uprzejmy i wyjaśnił, o co chodzi? – zapytał.

Ennil spojrzał na niego zaskoczony, potem roześmiał się.

– Tajne ucho przekazało nam dziś po południu dyskusję między mężczyzną a kobietą – wyjaśnił Karl. – Chcesz posłuchać?

Wśród siedzących rozległ się szmer protestu, większość z nich wolała widocznie prowadzić nadal dyskusję.

– To wam nie zaszkodzi! – powiedział Nesnan. – Posłuchajcie jeszcze raz. Może potem zmienicie zdanie.

Chris skinął głową. Jego życzeniu stało się zadość. Karl wcisnął klawisz.

– …no, to wróćmy jeszcze raz do tej sprawy. – Z głośnika rozległ się męski głos. Wydawało się, że osoba mówiąca tłumi ziewanie, jakby tuż po przebudzeniu. – Czy dziecko przyjdzie na świat tradycyjnym sposobem, czy nowocześnie?

– No, proszę – zawołał Nesnan. – Sami widzicie. Oni mogą wybierać.

– Sama nie wiem – odparł z wahaniem głos kobiecy.

– No, zdecydować musisz sama. Ostatecznie to ty byś je rodziła dawnym sposobem – mówił dalej mężczyzna.

– Musiałabym najpierw przyzwyczaić się do tej myśli – odparła kobieta. – Kiedy byłam niedawno u Franciszki, poczułam się jakoś dziwnie, widząc na półce inkubator. Sama myśl o tym, że leży tam nasze dziecko…

– Widzicie, ona powiedziała “nasze”! To nie jest pierwsze lepsze dziecko, tylko ich własne! – zawołał znowu Nesnan.

– Sam proces dojrzewania, jest może rzeczywiście trochę nieprzyjemny – rozległ się znowu głos mężczyzny – ale nie można tego porównać z porodem i całym kramem. Popatrz tylko na naszych znajomych. Sama wiesz, u ilu z nich wystąpiły komplikacje przy normalnym porodzie. Oczywiście za każdym razem cierpiała matka. A tak minie jakiś czas, inkubator zostanie otwarty i będziemy mieli nasze dziecko. Ja byłbym za tym.

– Zastanowię się. Mamy przecież jeszcze czas – uspokajała go kobieta. – Napijesz się kawy?

W głośniku rozległy się czyjeś kroki, coś zaszeleściło. Karl wyłączył magnetofon.

– To wszystko – oznajmił niepotrzebnie.

Chrisa dręczyły jeszcze wyrzuty sumienia, że podsłuchali tak intymną rozmowę, ale dyskusja toczyła się dalej.

– Po prostu mają możliwość wyboru – stwierdziła Carol. – A płód rozwija się normalnie z komórek, bo co by w przeciwnym razie oznaczały słowa o nieprzyjemnym procesie dojrzewania? Moim zdaniem to nie jest takie złe.

– A czy nie jest okropna sama myśl o tym, że dziecko rozwija się nie w łonie matki? – Ennil powiódł po wszystkich nieco bezradnym wzrokiem.

– Bynajmniej – odparł przeciągle Karl, dodając z chytrym uśmiechem: – Zakładając oczywiście, że nie zostanie zniesiona również pierwsza część tego tradycyjnego sposobu, sam wstęp, że się tak wyrażę.

Jego słowa ubawiły chyba wszystkich zebranych, uśmiechnęła się również Gela. Ciekawe, jaką minę zrobiłby Ennil, gdyby dowiedział się całej prawdy, pomyślał Chris.

– Czy w łonie matki, czy też nie, o tym powinny decydować same kobiety – powiedziała stanowczo Gela.

– Posłuchaj, Charles – odezwał się Chris, któremu zaświtała nagle w głowie szczęśliwa myśl – może byśmy spróbowali, ewentualnie z pomocą Carol, połączyć wszystkie informacje na temat ludzi makro, jakie zebraliśmy do tej pory, w całość, która da nam wyobrażenie o tych istotach, o ich uczuciach, w ogóle o trybie ich życia. Ale bez subiektywnych dociekań i uprzedzeń! Na tej podstawie moglibyśmy ustalić, jak nawiązać z nimi kontakt.

Propozycję przyjęto z uznaniem. Termin wyznaczono na piętnastego marca; dzień, który jak spodziewał się Chris – miał zapoczątkować nową, aktywną działalność.

Chris manewrował w ten sposób, że kiedy wszyscy zaczęli rozchodzić się do mieszkań, znalazł się obok Geli.

– Co ty na to? – zapytał, nie patrząc na nią.

Wzruszyła ramionami, a potem powiedziała:

– Nie mam pod tym względem doświadczenia,, wiesz? – Uśmiechnęła się. – Ale na szczęście nie są to nasze problemy.

Szli powoli wykutym w lodzie korytarzem. Za nimi nie było już nikogo. Z przodu dobiegały ich głosy Ennila i Nilpacha, sprzeczających się jeszcze zażarcie.

Chris zatrzymał się. Spojrzała na niego zaskoczona wzrokiem pozbawionym typowej dla niej pewności siebie. Oparł dłoń na jej ramieniu, potem ruszył dalej, mówiąc:

– Kto wie?

Zmarszczyła czoło.

– Jak to? – zapytała wprost. Ujęła go pod ramię, spoglądając na niego z boku.

Chris nie wytrzymał dłużej. Ostatecznie Gela jest moim zastępcą i ma prawo wiedzieć o wszystkim, a poza tym – kocham ją! Marzył, by została jego żoną, a to wymagało zaufania.

– Gela – powiedział dziwiąc się, jakie to łatwe – ludzie makro to my, oni są naszą przyszłością.

Gela stanęła jak wryta. Zmarszczki na jej czole pogłębiły się jeszcze bardziej. Spojrzała na niego uważnie, po czym powiedziała:

– Chris, jeżeli chcesz mi o czymś powiedzieć, to bądź łaskaw trochę wyraźniej, o ile to możliwe!

Wówczas, w tym lodowym korytarzu, Chris przekazał Geli testament Tocsa.

Już piątego marca ustąpił śnieg i lód. Od dziesiątego natomiast nastała pogoda, która w ciągu kilku godzin pozwoliła zapomnieć o dokuczliwej zimie.

Słońce wchłonęło całą wilgoć. “Highlife” pokryło się zielenią, dywanem roślin o krótkich, przezroczystych łodygach, odsłaniających pulsujące w. ich wnętrzu soki. Rozmnażały się tak szybko, że Chris postanowił przeprowadzić bariery bakteriologiczne, które przy dotyku niszczyły komórki roślinne.

Załogę ogarnął dziwny niepokój. Troskliwie przygotowywano do lotu helikoptery i kontrolowano je stale w oczekiwaniu na rozpoczęcie akcji. Chris również nie mógł znaleźć sobie miejsca, postanowił jednak wytrzymać do piętnastego. Postanowił wysyłać codziennie na dwie godziny helikopter, którego załoga przeczesywała cały przyległy teren w poszukiwaniu bazy zastępczej. Właściwie należało zrobić to wcześniej, mogła bowiem zaistnieć konieczność ewakuacji “Highlife'u”, nie zdołano jednak zająć się tym przed nastaniem zimy.

Już po czterech dniach nadeszła – pomyślna wiadomość. Karl określił ów odkryty obiekt jako “geometryczną stertę ruin”, co w rzeczywistości było chyba – jak domyślił się ze zdjęć lotniczych Chris – pozostałością niedużego budynku, składającego się z poszczególnych prostopadłościanów. Jeden z nich, tkwiący wysoko na szczątkach muru, miał porowatą, ale równą powierzchnię o czerwonym zabarwieniu i widniejących po bokach dziwnych, pełnych jaskiń wypukłościach; środek wiążący, według słów Ennila. Istotne było jednak to, że stanowił doskonałą osłonę od wiatru.