– Tak… – Parker pokiwał głową. Podszedł do stolika i położył na nim papier z obliczeniami zmarłego. Na stoliku leżał już owinięty w białą, płócienną szmatę sztylet, a obok pusta, zmięta koperta, biała i nic nie znacząca. – Tak. Tak i ja myślę… – Pokazał Alexowi swój notes. Na ostatniej jego stronie wypisane były wielkimi literami dwa krótkie zdania:
1) Przesłuchać garderobianego Ruffina… Sztylet!
2) Pani Dodd: Czy była i dlaczego?
– Oczywiście! – Joe skinął głową – to przede wszystkim. A później musimy pamiętać, co mówił dyrektor Davidson. Vincy był znienawidzony w teatrze. Spoliczkował chłopca, który chciał go potem za to uderzyć toporkiem strażackim. Rzucił koleżankę, którą poprzednio odbił koledze. Zrobił jej karczemną scenę. Pomiatał garderobianym. A ilu rzeczy jeszcze nie wiemy?
– W końcu dowiemy się wszystkiego. – Parker podszedł do drzwi. – Jones!
– Tak, szefie!
– Dawaj tu garderobianego Ruffina!
– Tak, szefie!
Parker zawrócił i usiadł za stolikiem, patrząc w zamyśleniu na pustą kozetkę, obok której kosz czerwonych róż wciąż jeszcze napełniał pokój delikatnym, słodkawym zapachem, podobnym trochę do zapachu krwi.
VIII. Wiem, gdzie jest ta maska
Garderobiany Oliver Ruffin był niewielkim człowieczkiem o twarzy, którą Alex określił w duchu jako oblicze przerażonej myszy. Wchodząc do garderoby, Ruffin przymknął oczy, a potem otworzył je z wysiłkiem.
– Siadajcie – powiedział Parker i wskazał mu krzesełko przy stoliku. Alex, który stał oparty o zamknięte drzwi, nie poruszył się. Inspektor zaczął przechadzać się wielkimi, powolnymi krokami po pokoju. Nagle zatrzymał się. Podszedł do stolika i odwinął białą szmatę.
– Czy znacie to? – zapytał, pochyliwszy się nad siedzącym i zaglądając mu prosto w oczy.
– Czy znam to? – Ruffin spojrzał na sztylet, a potem wargi zaczęły mu drżeć. – Więc to tym zabito… zabito pana Vincy?
– Nie zadawajcie mi pytań, ale odpowiadajcie na moje pytania – powiedział Parker spokojnie. – W ten sposób prędzej skończymy z przesłuchiwaniem was. Pytałem, czy znacie ten przedmiot.
– Tak… ttak. To jest sztylet pana Vincy. Zawsze trzymał go w szufladzie toaletki… o tam… – nieśmiałym ruchem wskazał toaletkę pod wielkim lustrem.
– Kiedy widzieliście go po raz ostatni?
– Kiedy?… Wczoraj, kiedy robiłem porządki w garderobie. Zawsze po spektaklu odkładałem do szuflady pudełko ze szminkami i wtedy go zobaczyłem.
– Na pewno?
– Na pewno, proszę pana. To jest przecież taki niecodzienny sztylet i trudno go pomylić. Pisze na nim: Pamiętaj, że masz przyjaciela… Mój Boże! – Znowu przymknął oczy.
– Czy pan Vincy nigdy nie mówił wam albo przy was komuś innemu, skąd go ma?
– Nie, proszę pana… to znaczy, tak, proszę pana. Raz powiedział przy mnie do panny Faraday, że dostał go od przyjaciela z lat szkolnych. Traktował ten sztylet jako talizman przynoszący szczęście… Pewnie nie mógł biedaczek przypuszczać, że…
– Na pewno nie mógł. Opowiedzcie nam teraz, Ruffin, co robiliście wczoraj od chwili wejścia do teatru aż do chwili wyjścia z teatru.
– To, co zawsze, proszę pana… To znaczy niezupełnie to, co zawsze, bo wszystko ułożyło się trochę inaczej. Zawsze przychodzę przed aktorami i sprawdzam, czy wszystko jest oczyszczone i uprasowane. W tej sztuce obsługuję pana Vincy i pana Darcy, bo obaj grają bez zmiany kostiumu, a pan Darcy wchodzi tylko na chwilę pod sam koniec sztuki. Mają jednakowe kostiumy, bardzo proste i nie trzeba się wiele przy nich namęczyć. Butów też czyścić nie trzeba, bo obaj chodzą w takich dziwnych bamboszach. Reżyser to tak ułożył, że ten strój to niby ma być pół wojskowy, a pół dziadowski… – Wzruszył ramionami. – Ale publiczności się to podoba… – stwierdził z cichym zdumieniem. Potem, jak gdyby przypominając sobie, czego chce od niego inspektor, dodał prędko: – Więc przyszedłem i najpierw ułożyłem wszystko w garderobie pana Vincy, a potem poszedłem do garderoby pana Darcy i też wszystko przygotowałem. Potem zajrzałem do Susanny Snow, która jest garderobianą panny Faraday. Panna Faraday już była, bo jak wiadomo, aktorki zawsze przychodzą wcześniej niż aktorzy. Pewnie więcej mają roboty z włosami. Nie wszedłem więc, tylko pogadałem chwilę z Susanną na korytarzu i ruszyłem do portierki. Tam pogadałem chwilę z Gullinsem, mówiliśmy o totalizatorze piłkarskim. Człowiek chciałby wygrać coś, a trafić jest bardzo trudno, proszę pana. Gullins też chciałby koniecznie wygrać, bo mu już trzecie dziecko na świat przyszło. Zresztą u nas cały teatr gra, a właśnie był piątek wczoraj, ostatni termin składania kuponów… Więc siedziałem tam i czekałem na pana Vincy i pana Darcy. Pierwszy przyszedł pan Vincy, więc poszedłem za nim do garderoby i pomogłem mu się ubrać. Później kazał mi iść do Gullinsa i zapowiedzieć mu, że czeka na pewną damę, która przyjdzie albo w przerwie, albo po spektaklu. W związku z tym powiedział, że nie będę mu już potrzebny i żebym już nie wchodził do garderoby. Zapytałem tylko, czy mam przyjść po maskę. Bo te maski trzeba po każdym spektaklu przemywać spirytusem. Aktor poci się pod taką maską z nylonu i trzeba ją zaraz po grze przemywać, bo inaczej pot by zasechł i stałaby się chropowata… Ale pan Vincy powiedział, że… – urwał widząc, że inspektor nie patrzy na niego.
Parker zwrócił się ku Alexowi, który stał uśmiechnięty pod drzwiami, nie zmieniwszy poprzedniej pozycji. Inspektor pokiwał głową, jakby litując się nad własnym brakiem spostrzegawczości.
– Czy to jest pytanie, na które chcesz sobie odpowiedzieć? – zapytał półgłosem.
Alex bez słowa skinął głową, nie przestając się uśmiechać. Parker zwrócił się ku Ruffinowi.
– Mówcie dalej.
– Więc zapytałem pana Vincy, czy mam przyjść po spektaklu i przemyć maskę, ale pan Vincy powiedział, że sam ją przemyje i żebym nie ważył mu się tu plątać. Skończyłem więc ubieranie pana Vincy i kiedy wyszedł na scenę, poszedłem do garderoby pana Darcy, który już właśnie przyszedł. Z panem Darcy też mam zawsze niewiele roboty, bo zdejmuje on kostium i wkłada sam. A wstydliwy jest jak kobieta. Nie pozwala mi nigdy przy tym być. Więc tylko oczyściłem go szczotką. Powiedziałem, że cały czas będę dziś u niego, bo pan Vincy chce być sam, spodziewając się gościa. Ale powiedział, że jemu także nie będę potrzebny, więc przygotowałem kapelusz na stoliku, bo pan Darcy występuje w takim wielkim, czarnym kapeluszu jako ten Mówca, co nie mówi, i znowu wyszedłem. Przedstawienie już się zaczęło. Poszedłem do Susanny i chwilę porozmawialiśmy o tej awanturze między panem Vincy a panną Faraday, kiedy ten młody inspicjent chciał go zdzielić toporkiem. Mógł go zabić wtedy… Zresztą co się odwlecze, to nie uciecze, jak powiadają.
– Więc co zrobiliście później?
– Później poszedłem do Gullinsa do portierki i tam siedziałem do przerwy i przez całą przerwę, bo pan Vincy zabronił mi się pokazywać, a pan Darcy jeszcze nie szedł na scenę.
– Czy w przerwie przyszedł ktoś do teatru?
– Nikt, proszę pana, tylko kwiaciarz przyniósł kwiaty dla pana Vincy, więc wskazałem mu garderobę i wróciłem do portierki. Gadaliśmy o tym i owym, aż wreszcie przyszła siostra Gullinsa, która przyjechała do niego z Manchesteru, żeby zastąpić przez tych kilka dni jego żonę przy dzieciach. Wtedy wyniosłem się, bo pomyślałem, że rodzina musi porozmawiać po przywitaniu. Poszedłem do garderoby pana Darcy, ale już go nie było. On lubi z kulisy patrzeć na przedstawienie, więc poszedł wcześniej na scenę. Zajrzałem wtedy do Susanny Snow, która trzęsła się cała, bo pan Vincy znów nie wytrzymał i kiedy panna Faraday przypadkiem zabrudziła mu kostium szminką na scenie, syknął na nią w czasie gry, że wyprasza sobie to, czy coś takiego… Pannie Faraday niewiele trzeba ostatnio, bo cała jest w nerwach, więc wróciła do garderoby spłakana. Pan Darcy ją przyprowadził, bo się słaniała, a potem, razem z Susanną, uspokajał ją. Klął podobno bardzo na pana Vincy. Więc porozmawialiśmy z Susanną Snow o tym, jak uspokajała przez całą przerwę pannę Faraday, a potem musiała odprowadzić ją na scenę. A potem był już koniec przedstawienia i pan Vincy się nie ukazał, żeby ukłonić się publiczności. Wszystkich to bardzo rozgniewało, ale nikt nic otwarcie nie mówił, bo to w końcu jego sprawa. J stałem z Susanną przed garderobą, a kiedy pan Darcy nadszedł ze sceny z panną Faraday, odczekałem na korytarzu, aż mnie zawoła, i ułożyłem jego kostium, a potem oczyściłem mu garnitur i pomogłem włożyć płaszcz. Pan Darcy rozcharakteryzowuje się w tej sztuce trochę dłużej niż panna Faraday, bo nie nosi maski i ma twarz całą uszminkowaną. Kiedy skończył, ja też byłem gotów. Umył się i zapukał do garderoby panny Faraday. Panna Faraday była już ubrana, więc razem wyszli, a ja zaczekałem chwilę na korytarzu, gdzie był mąż Susanny, Malcolm Snow, który jest u nas kurtyniarzem. Z nim razem był John Knithe, sufler. Później, we czwórkę, poszliśmy z teatru do nocnego punktu totalizatora, bo Susanną też wierzy święcie, że w końcu los się do niej uśmiechnie, i gra osobno, a j mąż osobno.