Изменить стиль страницы

W końcu odpowie, pomyślał, wysyłając wiadomość, i wyłączył komputer. Może za pięć minut, a może za pięć tygodni, ale Gage w końcu odpisze.

Znowu owinął swą długą, szczupłą postać, sylwetkę odziedziczoną po ojcu, w ciepłe ciuchy. Wielkie stopy także dostał w spadku po kochanym staruszku.

Ciemnoblond włosy, sterczące na wszystkie strony, odziedziczył po matce. Wiedział to tylko dzięki starym zdjęciom, bo jak daleko sięgał pamięcią, matka miała idealnie uczesane, delikatne blond włosy w odcieniu słońca.

Od dnia dziesiątych urodzin miał sokoli wzrok.

Zapinając parkę i ruszając do wyjścia, pomyślał, że nosi kurtkę tylko dla wygody. Przez ponad dwadzieścia lat nie miał nawet kataru. Żadnej grypy, wirusów, kataru siennego.

Gdy miał dwanaście lat spadł z jabłoni. Usłyszał pęknięcie kości ramieniowej i poczuł ból zapierający dech w piersiach.

A potem czuł, jak kość na powrót się zrosła – powodując jeszcze straszniejszy ból – jeszcze zanim przeszedł przez trawnik w drodze do domu, żeby powiedzieć matce.

I nigdy jej o tym nie powiedziałem, pomyślał, wychodząc na przejmujący ziąb. Po co ją denerwować?

Minął szybko trzy przecznice dzielące go od biura Foxa, machając wszystkim na powitanie i wymieniając pozdrowienia z sąsiadami i przyjaciółmi. Ale nie zatrzymywał się na pogawędki. Może nie groziło mu zapalenie płuc ani katar, ale był już cholernie zmęczony zimą.

Wzdłuż krawężników leżały szare skorupy śniegu, niebo nad głowami odbijało ich ponury kolor. W oknach i na drzwiach niektórych domów i sklepów wisiały walentynkowe serca i wieńce, ale nawet one nie dodawały uroku ulicom pełnym nagich drzew i ogołoconym przez zimę ogrodom.

Według Cala Hollow w lutym wyglądało paskudnie.

Pokonał kilka stopni prowadzących na ganek starego, kamiennego domu. Tabliczka obok drzwi głosiła: „Fox O'Dell, adwokat”.

Na jej widok Cal zawsze lekko się uśmiechał. Nawet po niemal sześciu latach nie mógł się przyzwyczaić.

Długowłosy hipis został prawnikiem.

Wszedł do schludnej recepcji, gdzie przy biurku siedziała Alice Hawbaker. Szczupła i zadbana, w granatowym kostiumie i białej bluzce z kołnierzykiem, z hełmem białych jak śnieg włosów, w dwuogniskowych okularach na nosie, pani Hawbaker prowadziła kancelarię jak pies pasterski swoje stado.

Wyglądała słodko i ślicznie, i ugryzłaby cię w kostkę, gdybyś się jej sprzeciwił.

– Witam pani Hawbaker. Kurczę, ale zimno. Chyba znowu będzie padał śnieg. – Zdjął szalik. – Mam nadzieję, że pani i pan Hawbaker trzymacie się ciepło.

– Wystarczająco. Zdejmując rękawiczki, usłyszał w głosie kobiety coś, co kazało mu przyjrzeć się jej dokładniej. Zobaczył, że płakała, i instynktownie podszedł do biurka.

– Czy wszystko w porządku? Czy…

– Wszystko jest w porządku. Absolutnym. Fox ma przerwę między spotkaniami. Siedzi tam naburmuszony, więc możesz od razu do niego wejść.

– Tak, proszę pani. Pani Hawbaker, jeśli mógłbym cokolwiek…

– Po prostu idź do niego – powtórzyła i pochyliła się nad klawiaturą.

Po jednej stronie korytarza biegnącego za recepcją mieściła się toaleta, z drugiej biblioteka. Za zasuwanymi drzwiami na końcu był gabinet Foxa. Cal nie zapukał.

Na dźwięk rozsuwanych drzwi przyjaciel podniósł wzrok. Rzeczywiście wydawał się naburmuszony, miał zachmurzone oczy i wykrzywione usta.

Siedział za biurkiem, nogi w górskich butach położył na blacie. Miał na sobie dżinsy i flanelową koszulę, spod której wystawała ocieplana biała podkoszulka. Ciemnobrązowe włosy otaczały twarz o ostrych rysach.

– Co się dzieje?

– Powiem ci, co się dzieje. Moja asystentka do spraw administracyjnych właśnie złożyła wymówienie.

– Co narozrabiałeś?

– Ja? – Fox odepchnął się od biurka i wyjął z małej lodówki puszkę coli. Nigdy nie polubił smaku kawy. – Raczej my, bracie. Pewnej pamiętnej nocy urządziliśmy sobie piknik przy Kamieniu Pogan i wypuściliśmy diabła z pudełka.

Cal opadł na krzesło.

– Ona odchodzi, bo…

– Nie tylko odchodzi. Wyjeżdżają z Hollow, ona i pan Hawbaker. I tak, właśnie dlatego. – Wypił wielki łyk coli tak łapczywie, jak alkoholicy pochłaniają whisky. – Podała mi inny powód, ale kłamała. Powiedziała, że postanowili przeprowadzić się do Minneapolis, żeby być bliżej córki i wnuków, ale to nieprawda. Dlaczego kobieta pod siedemdziesiątkę, zamężna z facetem starszym niż świat, miałaby pakować manatki i jechać na północ? Mają jeszcze jedno dziecko, które mieszka pod Waszyngtonem i są bardzo przywiązani do Hollow. Wiedziałem, że kłamie.

– Z tego, co powiedziała, czy wybrałeś się na wycieczkę po jej myślach?

– Najpierw to pierwsze, potem drugie. Nie zaczynaj. – Fox postawił z hukiem colę na biurku. – Nie czytam ludziom w myślach dla zabawy. Sukinsyn!

– Może zmienią zdanie.

– Nie chcą jechać, ale boją się zostać. Boją się, że to znów się wydarzy – a ja mogę ich zapewnić, że tak – i nie chcą znowu przez to przechodzić. Zaproponowałem jej podwyżkę – jakbym mógł sobie na to pozwolić – i cały sierpień wolny, bo chciałem dać jej do zrozumienia, że wiem, co nią kieruje. Ale oni jadą. Dała mi czas do pierwszego kwietnia. Cholerny prima aprilis – narzekał. – Żebym znalazł kogoś, komu będzie mogła wszystko przekazać. Ja w ogóle nie znam się na jej robocie, Cal. Ona po prostu to robi.

– Masz czas do pierwszego kwietnia, może coś wymyślimy.

– Nie znaleźliśmy rozwiązania przez ostatnich dwadzieścia kilka lat.

– Miałem na myśli twój problem w biurze. Ale tak, o tym drugim też dużo myślałem. – Cal wstał, podszedł do okna i wyjrzał na cichą, boczną uliczkę. – Musimy położyć temu kres. Tym razem musimy to zakończyć. Może rozmowa z tą pisarką nam pomoże. Jeśli opowiemy o tym komuś obiektywnemu, z zewnątrz.

– Szukamy guza.

– Być może, ale i tak go sobie nabijemy. Zostało pięć miesięcy. Mamy się z nią spotkać u mnie. – Cal popatrzył na zegarek. – Za czterdzieści minut.

– My? – Fox popatrzył na niego ze zdziwieniem. – To dzisiaj? Widzisz, nie powiedziałem pani H., więc nigdzie tego nie zapisała. Mam za godzinę poświadczenie.

– Dlaczego nie użyjesz cholernego Blackberry *?

– Bo to się kłóci z naturalnym porządkiem wszechświata. Przesuń o godzinę spotkanie z tą pisarką. Będę wolny po czwartej.

– Nie ma sprawy, poradzę sobie. Umówię się z nią na kolację, jeśli będzie chciała wiedzieć więcej, więc nie planuj niczego na wieczór.

– Uważaj na to, co mówisz.

– Tak, tak, będę uważał. Ale zastanawiałem się nad tym. Już tak długo jesteśmy ostrożni. Może czas na trochę lekkomyślności.

– Mówisz jak Gage.

– Fox… Ja znowu mam te sny. Fox wypuścił ze świstem powietrze.

– Łudziłem się, że tylko ja je mam.

– Gdy mieliśmy siedemnaście lat, zaczęły się na tydzień przed naszymi urodzinami, gdy mieliśmy dwadzieścia cztery, na ponad miesiąc. Teraz już pięć miesięcy przed. Za każdym razem on jest silniejszy. Obawiam się, że jeśli czegoś nie zrobimy, ten raz będzie ostatni dla nas i dla miasta.

– Rozmawiałeś z Gagiem?

– Wysłałem mu mejl. Nie pisałem o snach. Dowiedz się, czy on też je ma i gdzie, do diabła, jest. Sprowadź go do domu, Fox. Myślę, że będzie nam potrzebny. Nie sądzę, żebyśmy tym razem mogli czekać do lata. Muszę iść.

– Bądź ostrożny przy tej pisarce! – zawołał Fox, gdy Cal ruszył do drzwi. – Dowiedz się więcej, niż powiesz.

– Poradzę sobie – powtórzył Cal. Quinn Black zjechała z rampy i wpadła prosto pod obstrzał neonów fast foodów. Pancake House, Wendy's, Mac – Donald's, KFC.

Z wielką czułością pomyślała o big macu z porcją naprawdę słonych frytek i – oczywiście – dietetyczną colą, by zmniejszyć poczucie winy. Ale w ten sposób złamałaby swoje postanowienie, że będzie jadła fast foody tylko raz w miesiącu, więc postanowiła oprzeć się pokusie.

– Proszę, proszę, czyż nie zachowujesz się porządnie? – zapytała sama siebie, rzucając tylko jedno tęskne spojrzenie na złote „EM”.

вернуться

* Blakberry – komputer kieszonkowy, obsługujący wiadomości email, rozmowy głosowe, faksy itp.