Изменить стиль страницы

Vic poklepał się po nosie i mrugnął do niego.

– Zostaw to. Niedługo się dowiesz. Być może zdejmę z pierwszych stron gazet nawet Bena Ryana.

Kenny miał złe przeczucia.

***

Radon „Coco” Chatmore był zaskoczony i przerażony, gdy zobaczył w drzwiach Benny’ego Ryana, trzymającego za turban Dezzy’ego Haseema, ciężko pobitego i nieprzytomnego. Ben z całej siły pchnął chłopaka na Radona, który stracił równowagę. Leżał teraz na podłodze obok bezwładnego ciała swojego kumpla i partnera w interesach.

– Cześć, gnojku. Wykiwałeś ostatnio więcej swoich koleżków?

Radon próbował podnieść się z podłogi, ale Benny zaserwował mu potężny kopniak w brzuch.

– Mamy ze sobą do pogadania. Ale wiesz co? – Uśmiechnął się. – Nie mam ze sobą Super Glue.

Zauważył, że Coco odetchnął z ulgą, więc wyciągnął coś z kieszeni i powiedział wesoło:

– Ale patrz, co znalazłem w samochodzie Cashy…

Trzymał w ręku przemysłowy zszywacz.

– Mam tylko problem, czy zrobić ci oczy otwarte, czy zamknięte. A ty jak wolisz?

Z całą powagą pytał Radona o opinię w tej sprawie, jakby była dla niego bardzo ważna.

Dezzy jęknął. Wtedy Coco zauważył, że powieki jego kumpla zostały wielką zszywką sczepione z brwiami, a gałki rozwartych oczu są całkiem wyschnięte.

– Co ty wyprawiasz, Benny, przecież jesteśmy twoimi przyjaciółmi!

Przystojna twarz Bena wykrzywiła się w grymasie psychotycznej złośliwości.

– Już nie, Radon. Nie, ty dwulicowy palancie. Jesteś dla mnie śmieciem, gównem na moich butach i umrzesz w potwornym bólu, a ostatnia rzecz, jaką zobaczysz, to zszywacz, który sczepi twoje pieprzone oczy, żebyś ich już nigdy nie otworzył.

Zarechotał.

Ponieważ Dezzy znowu się poruszył i zaczął jęczeć, schylił się i wbił mu zszywkę w czoło.

– Poręczne narzędzie, co? Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę z tobą, Coco.

Zmusił Radona, żeby zaciągnął Dezzy’ego do salonu. Kiedy zobaczył tam aktualną dziewczynę Radona, Shamillę, rzucił wesoło:

– Cześć, Sham, jak się masz, kochanie?

Shamilla patrzyła, jak Coco wciąga do pokoju pobitego Dezzy’ego, zauważyła zszywki na jego oczach i rzekła szybko:

– Właśnie wychodziłam.

Benny cmoknął z niezadowoleniem.

– A dokąd to? Jesteś z kimś umówiona?

Przytaknęła.

Pochylił się nad nią i ryknął jej w twarz:

– Nigdzie nie idziesz, zdziro! Zrób mi kanapkę i herbatę. Mocną i słodką, taką jak lubię.

Wybuchnęła płaczem, ale Benny chwycił ją za prowokacyjny top z nadrukiem „Twarda sztuka” na piersiach i zaciągnął do kuchni.

– Nie próbuj żadnych sztuczek, Sham, bo pożałujesz. Zrób herbatę i nie drażnij mnie, bo skopię ci dupę, jasne?

Kiwnęła głową.

– Grzeczna dziewczynka. Wiesz, o co mi chodzi.

Słyszała, jak pogwizduje, przywiązując Radona do krzesła.

Pośpiesznie zrobiła herbatę. Zanosiło się na kłopoty i nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Absolutnie nic. Ale miała przeczucie, że na jakiś czas tutaj utknęła. Otworzyła lodówkę i zaczęła robić kanapki, o które prosił Benny. Gdyby kazał jej tańczyć nago dookoła stołu, zrobiłaby to, zresztą nie pierwszy raz zażądano by od niej czegoś takiego.

Weszła z herbatą do salonu w momencie, gdy Benny trzymał zszywacz nad lewym okiem ofiary. Kiedy Radon wrzasnął z bólu i przerażenia, upuściła na podłogę filiżankę z herbatą i poparzyła sobie nogi. Zainspirowany tym Benny wziął z kuchni czajnik z wrzątkiem i chlusnął nim w twarz Radona.

Słysząc jego krzyki i widząc, jak próbuje rozerwać więzy, Shamilla poczuła, że robi jej się słabo. Ryan był wariatem, wszyscy to wiedzieli, ale obserwowanie go w akcji było szokiem.

Gdy Radon opowiadał o Bennym, słuchała go chętnie i śmiała się, jego powiązania z tym słynnym świrem imponowały jej. Jednak oglądanie go przy robocie nie było już takie zabawne. Zwłaszcza że w każdym momencie mógł swoją agresję skierować przeciwko niej.

A ona chciała jedynie być z powrotem w domu u mamy, siedzieć sobie w salonie i oglądać w telewizji Emmerdale. Pobiegła zrobić następną herbatę. Nie mogła ani sekundy dłużej patrzeć na swojego poparzonego chłopaka.

Benny załatwił zszywaczem drugie oko Radona. Sam się sobie trochę dziwił, że tak łatwo mu ignorować prośby i błagania kumpla. Skończył swoje dzieło i przysunął skórzany podnóżek. Usiadł na nim i powiedział:

– A teraz opowiedz mi wszystko o Abulu, sobie i Vicu Joliffie, którego już możesz uznać za nieboszczyka.

Groteskowo wyglądająca głowa Radona drżała dziwnie. Wkrótce drgawki opanowały całe jego ciało, a Benny popijał herbatę i zajadał kanapki, obserwując, co się z nim dzieje. W końcu zawołał Shamillę.

– Dobre żarcie, Shamilla, ale twoi starzy chyba robią w gastronomii, nie? Nadal mają tę milutką kawiarenkę na Islington?

Kiwnęła głową, z oczami pełnymi przerażenia utkwionymi w biednym Radonie. To właśnie Benny Ryan uwielbiał – mieć władzę nad innymi ludźmi. Kochał wzbudzać strach, a w tym pokoju strach wisiał ciężko w powietrzu, był niemal namacalny. Mógłby go wyczuć dotykiem w oczach dziewczyny.

– Często ostatnio widywałaś Abula? – zapytał.

Potrząsnęła głową.

– Nie, ale dzwonił wczoraj wieczorem. Mówił, że dostarcza Vicowi paczkę do magazynu Jacka. Nie wiem, co to znaczy, ale przekazałam wiadomość dalej.

Gorączkowo próbowała przypomnieć sobie więcej informacji, a Benny tylko się uśmiechał, widząc, jak rozpaczliwie stara się go zadowolić.

– Gdzie Radon trzyma broń, kochanie?

– W sypialni, w szafie. Ma podwójne dno…

– Zamknij się, ty pieprzona suko! – wychrypiał Radon.

Benny uderzył go w twarz z taką siłą, że poparzona wrzątkiem skóra policzka przywarła mu do dłoni. Shamilli zrobiło się niedobrze, gdy wycierał rękę w mokrą koszulę Radona.

– Chodźmy do sypialni, Shamilla.

Poszła za nim chętnie. Jeśli chce się pieprzyć, będzie miał najlepszą jazdę w życiu. Czegokolwiek Benny Ryan zażąda, dostanie. Chodziło o jej życie, była zdecydowana ratować je za wszelką cenę. Chyba nie musi umierać tylko dlatego, że była na tyle głupia, by związać się z Coco Chatmore’em.

Przynajmniej miała taką nadzieję.

Rozdział 23

– Poda ci czas i miejsce. Znasz Vica. Lubi stawiać ludzi na baczność. Odgrywać wielkiego ważniaka.

Po rozstaniu się z Vikiem Kenny przyjechał prosto do Maury, by zdać jej relację. Wyglądała na zmęczoną i wymizerowaną.

– Szczerze mówiąc, Vic to w tej chwili mój najmniejszy problem. Benny jak dzika bestia zostawia po sobie ślady w całym Londynie, a my nie możemy tego drania znaleźć.

Kena to raczej nie interesowało. Benny to Benny. Stuknięty facet, największy świr londyńskiego półświatka.

– Vic chce się z tobą spotkać, Maws. Domagał się, żebyś była sama, ale powiedziałem mu, że to niemożliwe. Zgodził się, żebym był obecny, obiecał, że powie ci wszystko, co będziesz chciała.

Kiwnęła głową. Propozycja była nie do odrzucenia.

– W zamian za jego brata i kokę, jak przypuszczam?

Kenny, patrząc jej w oczy, odparł:

– Tak, jego brat ma być częścią układu, ale koka chyba jest dla niego ważniejsza. Rozumie jednak, dlaczego porwaliście Justina. Ale dopóki go dobrze traktujecie, pogodzi się z tym. Mam wrażenie, że jego brat nie orientuje się, co robi Vic, więc przypuszczam, że gówno z niego wycisnęliście.

– Dobrze przypuszczasz. I zapewniam cię, że nic poważnego mu nie grozi, choć komfortu nie ma.

Kenny odetchnął.

– A więc jeszcze żyje?

Maura uśmiechnęła się lekko.

– O ile wiem, to tak.

Widać było po niej, że jest u kresu sił, ale zadał pytanie które od dawna chciał jej zadać, tylko brakowało mu odwagi.

– Co zrobisz, jeśli Tommy nie żyje?

Wzruszyła ramionami.

– Jeśli mam być szczera, miałabym problem z głowy. Zdradził moją rodzinę i bracia poprzysięgli mu zemstę.