Изменить стиль страницы

– Kupili cię, tak?

Jerry wzruszył ramionami. Guzik go obchodziło, co się stanie z Jackiem.

– Oto pieprzona lojalność.

– Nigdy nie płaciłeś mi dość za lojalność, Jack.

Mężczyźni przy stole zareagowali na to śmiechem. Jack był zdruzgotany, na jego twarzy widać było coraz większe przerażenie.

– Chcesz jeszcze jednego drinka, zanim zjawi się Tommy?

Uprzejme pytanie Roya brzmiało jak szyderstwo, ale Jack kiwnął głową. Wiedział, że jest skończony. Dość miał na sumieniu, by mieli powód się z nim rozprawić. Jeżeli dowiedzieli się od Toma, jak dawno to się zaczęło, nie ma nadziei na litościwy strzał w głowę. Jeśli nie nastąpi jakiś cud, już jest martwy. Szybko wychylił drinka. Czuł, że potrzebuje alkoholu – ile tylko dadzą. Żeby uśmierzyć ból, kiedy się do niego zabiorą.

Wciągnął kolejną kreskę koki i podsunął lusterko Garry’emu, ale on potrząsnął głową.

– Dziękuję, Jack. Mam mnóstwo własnej, stary.

Wszyscy znowu parsknęli śmiechem. Oczywiście z wyjątkiem Jacka Sterna.

***

Benny’ego obudził odgłos otwieranych drzwi. Uniósł ręką by zasłonić oczy przed oślepiającym światłem z korytarza. Zobaczył, że do celi wpuszczają młodego mężczyznę w modnych ciuchach i z ogoloną głową. Drzwi natychmiast zamknęły się z powrotem. W Bennym wezbrała złość. Nie miał zamiaru dzielić z nikim celi. Zdecydowanie nie miał ochoty na współlokatora.

Młody człowiek był najwyraźniej pijany i po jakiejś bójce. Benny uznał, że facet dostał niezły łomot, wskazywał na to stan, w jakim się znajdował.

Chłopak ziewnął i zapytał sennie:

– Wszystko w porządku, stary?

Benny gapił się na niego, jakby nigdy w życiu nie widział istoty ludzkiej. Ten typ zagadał do niego, jakby byli kumplami albo co. Powstrzymał się na razie od dania mu nauczki.

Tamten osunął się po ścianie i zapalił papierosa, głośno wydmuchując dym. Po chwili judasz się zamknął i Benny usłyszał zaciąganie kraty.

– Co słychać, Benny?

Zarechotał przyjaźnie, a Ben szeroko otworzył oczy, zorientowawszy się w końcu, kto jest z nim w celi.

– Jonny White?

Chłopak kiwnął głową.

– Od razu wydawało mi się, że to ty, kiedy mnie wrzucili do tej celi. Ale na wypadek, gdybyś był tutaj incognito, nie zdradziłem się, że cię znam. Kurde, co za zbieg okoliczności!

Benny przestał się uśmiechać.

– Co ma niby znaczyć ten zbieg okoliczności?

Jonny zaśmiał się nerwowo.

– Daj spokój, Benny, zawsze reagujesz paranoją.

– No to powiedz, co ci się stało.

Jonny skrzywił się.

– Jak zwykle otworzyłem gębę o jeden raz za dużo. Poszliśmy całą bandą do nocnego klubu, do „Raquel”, na wieczór kawalerski Micky’ego Harpera. Co za speluna. Wyszedłem stamtąd i spróbowałem szczęścia z jedną laską, pech, że miała brata wielkiego jak szafa. Reszta, jak mówią, jest milczeniem.

Benny zaczął się śmiać. To był cały Jonny.

– Jak tu trafiłeś? No tak, jakbym nie wiedział! – nawijał Jonny. – Oglądałem wszystko w telewizji. Cały naród o niczym innym nie mówi, kurde.

Benny napuszył się.

– Ktoś mnie wrobił. Nie miałem z tym nic wspólnego.

Jonny znowu się uśmiechnął.

– Co? Ktoś wszedł do twojego domu i wsadził ludzką głowę do twojej szafy? Czy to właśnie chcesz powiedzieć?

Benny przytaknął z powagą. Jonny nie uwierzył, ale w porę przypomniał sobie, z kim rozmawia. Jeżeli Benny Ryan mówi, że został wrobiony, to został wrobiony. Gdyby Benny Ryan powiedział, że matka Jonny’ego jest kurwą, też by z nim nie polemizował.

– Co za diabelny tupet, Benny.

– Z ust mi to wyjąłeś, Jonny. Komuś zależy, żeby mnie wymiksować z gry.

Ziewnął i ponownie umościł się wygodnie na łóżku. Jonny wiedział już, że nie będzie na nim spał, tyle na razie było jasne.

– A jak się miewa Abul? Nie widziałem się z nim ostatnio.

– Jak zawsze w formie.

Jonny kiwnął głową.

– Widziałem go jakiś czas temu w „Circus Tawern”.

– Co? Abula? – zdziwił się Ben. – Naprawdę był w „Circus Tavern”? Z kim?

Jonny wzruszył ramionami.

– Nie wiem, widziałem go tylko na parkingu. To była jedna z tych nocy ze sportowymi kurewkami, jeśli wiesz, co mam na myśli. Straszne zdziry, ale mają formę i nadają się do tej zabawy, jeśli za mną nadążasz. Pomyślałem, że Abul przyjechał tam po crack. – Jonny beknął głośno i dodał: – Wypiłem chyba beczkę różnych drinków, rano będę szmatą.

– Z kim był?

– Kto?

– Pieprzony Abul, głupku. Z kim?

W Bennym narastało zniecierpliwienie i Jonny poczuł się niepewnie.

– Nie wiem, z jakimś starym facetem.

Benny przewrócił oczami.

– Jakim starym facetem?

Jonny przez chwilę zbierał myśli.

– Po prostu z facetem, nie wiem, kto to był. Ale szpaner, to pewne. Ciuchy na miarę za kilka tysięcy i nowiutki błękitny roller. Zajebisty zestaw!

Benny zerwał się z łóżka i chwytając Jonny’ego za kurtkę, jednym ruchem poderwał go z podłogi.

– Jesteś pewien, że to był Abul? Gadaj, i to już, pieprzony dupku!

Jonny zaczął kiwać głową jak oszalały.

– Tak, tak! Odezwałem się do niego i powiedziałem cześć.

Benny opuścił go z powrotem na podłogę, a potem przycisnął dzwonek przy drzwiach celi. Jak zwykle nikogo to nie zainteresowało. Stał z palcem przyciśniętym do dzwonka, ale po dziesięciu minutach nadal nie było odzewu.

– Pieprzyć to, pieprzyć, pieprzyć!

Jonny obserwował go czujnie. Tylko tego trzeba mu było na zakończenie wieczoru. Benny Ryan miotający się w napadzie szału. Choć teraz wyglądało to groźnie, może kiedyś będzie z tego dobra dykteryjka, a życie płata przecież różne figle.

Miał tylko nadzieję, że przeżyje, żeby móc tę cholerną historię opowiadać. Benny Ryan nie wyglądał jak miły misiaczek. Zresztą nigdy nie wyglądał milutko.

***

Abul usiadł obok Tommy’ego w sześciomiejscowej cessnie. Nie zamienili ze sobą ani słowa podczas całego lotu na lądowisko w Rottendon, gdzie Tom, brutalnie wypchnięty z samolotu potknął się i upadł na kolana. Abul chwycił go za kark i bezceremonialnie załadował do czekającego na nich samochodu. Sam wskoczył na tylne siedzenie obok niego, a do młodego Hindusa w turbanie warknął:

– Jedź!

Tommy był nieźle wkurzony. Otrzepując garnitur, dostrzegł jeszcze we wstecznym lusterku dwóch ogłupiałych osiłków pozostawionych na pasie do kołowania. Abulowi rzucił ostrzeżenie.

– Lepiej uważaj, chłopcze. Pamiętaj, co o tobie wiem. Ten wyszczerzył zęby i rozsiadł się wygodnie.

– Spokojnie, Tom. Wiadomo, że wiesz. Ale nie myślisz chyba, że zabieram cię do Maury, co? Jedziemy spotkać się z Vikiem, bracie.

Tommy zbladł, jednak natychmiast przeszedł do ataku.

– Wiesz, że siedzisz w gównie po uszy – powiedział ostro. – Twój kumpel, myślę o Bennym, zabije cię, skoro zaczynasz grać w otwarte karty.

Abul wzruszył ramionami.

– Będzie musiał mnie najpierw znaleźć.

– Vic też pewnie chętnie cię zadźga w sposobniejszym czasie – nie poddawał się Tommy. – Jest zwolennikiem czystości rasowej, członkiem założycielem Inner City Firm. A poza tym ma powód, żeby cię nienawidzić, prawda?

Abul uśmiechnął się półgębkiem i odrzekł znudzonym głosem:

– Szczerze mówiąc, Tommy, to właśnie na ciebie jest najbardziej wkurzony. Ja wiem, jak radzić sobie z takimi psycholami jak Vic… w końcu zdobyłem niemałe doświadczenie. Mogę przymknąć oko na jego żałosne rasistowskie poglądy, o ile nie szkodzi to biznesowi. To nowy świat, Tommy, i zamierzam być w nim głównym graczem. Ryanowie i inne bandziory tego typu to już przeszłość. Zapomnieli o bardzo ważnej zasadzie. Gdy mowa o władzy, najważniejszą rzeczą jest wiedzieć, kiedy przekazać ją innym. Jeśli tego nie wiesz przyjdzie ktoś silniejszy, kto i tak ci ją zabierze.

Tommy roześmiał się.