Изменить стиль страницы

Steve podniósł w górę ręce.

– Oczywiście, co tylko sobie życzysz. Nie mam zamiaru cię dotykać, okay? Co w ciebie wstąpiło?

Przez frontowe drzwi domu Jeannie wyszedł jej sąsiad, starszy czarny mężczyzna w koszuli w kratę i krawacie. Steve domyślił się, że zajmuje mieszkanie na parterze.

– Wszystko w porządku, Jeannie? – zapytał. – Wydawało mi się, że słyszałem jakieś krzyki.

To ja, panie Oliver – odparła drżącym głosem. – Ten drań zaatakował mnie dziś po południu w moim samochodzie.

– Zaatakował cię? – zdziwił się Steve. – Nigdy bym tego nie zrobił!

Ty sukinsynu, zrobiłeś to dwie godziny temu.

Steve poczuł, że traci cierpliwość. Miał już dosyć tych bezsensownych oskarżeń.

– Co ty chrzanisz, nie byłem w Filadelfii od paru lat!

– Ten młody dżentelmen siedział na murku przed domem od jakichś dwóch godzin, Jeannie – wtrącił pan Oliver. – Nie mógł być w Filadelfii dzisiaj po południu.

Jeannie posłała sąsiadowi oburzone spojrzenie, jakby posądzała go o kłamstwo.

Steve zauważył, że nie ma rajstop; jej gołe nogi nie pasowały do eleganckiej garsonki. Miała poza tym lekko spuchnięty i zaczerwieniony policzek. Przeszła mu złość. Ktoś ją zaatakował. Chciał ją objąć i pocieszyć. To, że się go bała, jeszcze bardziej zasmuciło Steve'a.

– Uderzył cię! – powiedział. – Sukinsyn.

Wyraz twarzy Jeannie zmienił się. Zniknęło z niej przerażenie.

– Siedzi tutaj od dwóch godzin? – zapytała sąsiada.

Pan Oliver wzruszył ramionami.

– Od godziny i czterdziestu, może pięćdziesięciu minut.

– Jest pan pewien?

– Jeśli dwie godziny temu był w Filadelfii, musiałby tu wrócić concordem.

Jeannie przyjrzała się uważnie Steve'owi.

– To musiał być Dennis – mruknęła.

Podszedł do niej bliżej. Nie cofnęła się. Podniósł rękę i dotknął palcami jej spuchniętego policzka.

– Biedactwo – szepnął.

– Myślałam, że to ty – odparła i łzy napłynęły jej do oczu.

Wziął ją w ramiona. Jej ciało powoli się odprężyło i w końcu ufnie się o niego oparła. Pogładził ją po głowie, wsunął palce między ciemne fale włosów i zamknął oczy, rozmyślając o tym, jaka jest silna i smukła. Założę się, że Dennis też nieźle oberwał, pomyślał. Mam taką nadzieję.

Pan Oliver dyskretnie zakaszlał.

– Macie może ochotę na filiżankę kawy?

Jeannie odsunęła się od Steve'a.

– Nie, dziękuję – odparła. – Przede wszystkim chcę zdjąć z siebie to ubranie.

Na jej twarzy wciąż malowało się napięcie, ale wyglądała przez to jeszcze bardziej czarująco. Zaczynam kochać tę kobietę, pomyślał Steve. Nie chodzi tylko o to, że pragnę się z nią przespać, chociaż o to również. Chcę, żeby była moim przyjacielem. Chcę z nią oglądać telewizję, chodzić do supermarketu i dawać syrop na łyżce, kiedy jest przeziębiona. Chcę oglądać, jak myje zęby, zakłada dżinsy i smaruje masłem grzankę. Chcę, żeby pytała mnie, czy pasuje jej pomarańczowa szminka, czy powinna kupić maszynkę do golenia i o której godzinie wrócę do domu.

Zastanawiał się, czy będzie miał odwagę, żeby jej o tym powiedzieć.

Jeannie weszła po schodkach na werandę i dotknęła ręką klamki. Steve zawahał się. Chciał za nią iść, ale czekał, aż go zaprosi.

Obejrzała się na progu.

– No chodź – poprosiła.

Wspiął się za nią po schodach i wszedł do salonu. Jeannie położyła czarną plastikową torbę na dywaniku, ściągnęła z nóg półbuty i ku jego zdziwieniu wyrzuciła je do kuchennego kosza na śmieci.

– Nigdy już nie włożę tego zafajdanego ubrania – stwierdziła z gniewem. Zdjęła żakiet, wyrzuciła go, a potem na oczach spoglądającego z niedowierzaniem Steve'a rozpięła bluzkę i ją również cisnęła do kosza.

Miała na sobie prosty czarny stanik. Z pewnością nie zdejmie stanika w mojej obecności, pomyślał. Ale ona sięgnęła do tyłu, rozpięła go i wyrzuciła do śmieci. Miała jędrne niewielkie piersi z wyraźnymi brązowymi brodawkami. Na ramieniu, w miejscu, gdzie wcisnęło się jej w skórę zbyt mocne ramiączko, widniało niewielkie zaczerwienienie. Steve'owi zaschło w gardle.

Jeannie rozpięła zamek błyskawiczny spódnicy i pozwoliła jej opaść na podłogę. Steve gapił się na nią z otwartymi ustami. Miała silne ramiona, śliczne piersi, płaski brzuch i długie kształtne nogi. Zdjęła czarne majteczki, zwinęła je w kłębek razem ze spódnicą i wcisnęła do śmieci. Między jej nogami zobaczył wijące się gęsto włosy łonowe.

Przez chwilę spoglądała na niego nieobecnym wzrokiem, tak jakby nie bardzo wiedziała, co tutaj robi.

– Muszę wziąć prysznic – oznajmiła wreszcie, po czym przedefilowała nago tuż obok niego. Steve wbił wzrok w jej plecy, sycąc zmysły szczegółami łopatek, wąskiej talii, zaokrąglonych bioder i mięśni nóg. Była piękna aż do bólu.

Weszła do łazienki. Chwilę później usłyszał szum płynącej wody.

– Jezu – szepnął, siadając na czarnej kanapie. Co to miało znaczyć? Czy to był jakiś sprawdzian? Co chciała mu dać do zrozumienia?

Uśmiechnął się. Miała cudowne ciało: silne, smukłe i proporcjonalnie zbudowane. Bez względu na to, co się wydarzy, nigdy nie zapomni tego, jak wyglądała.

Myła się bardzo długo. Zdał sobie sprawę, że w całym zamieszaniu nie powtórzył jej najnowszych wiadomości. W końcu woda przestała płynąć. Minutę później Jeannie wróciła do pokoju w dużym różowym szlafroku kąpielowym, z przylepionymi do głowy mokrymi włosami.

– Czy mi się śniło, czy rzeczywiście się przed tobą rozebrałam? – zapytała, siadając obok niego na kanapie.

– To nie był sen – odparł. – Wyrzuciłaś swoje ubranie do śmieci.

– Mój Boże, nie wiem, co we mnie wstąpiło.

– Nie masz za co przepraszać. Cieszę się, że mi ufasz. Nie potrafię ci powiedzieć, ile to dla mnie znaczy.

– Musiałeś pomyśleć, że zwariowałam.

– Wcale nie. Przypuszczam, że wciąż jesteś w szoku po tym, co zdarzyło się w Filadelfii.

– Może masz rację. Pamiętam tylko, że chciałam się jak najprędzej pozbyć rzeczy, które miałam na sobie, kiedy to się stało.

– To może być odpowiednia pora, żeby otworzyć tę butelkę wódki, którą trzymasz w zamrażalniku.

Jeannie potrząsnęła głową.

Tak naprawdę mam ochotę na herbatę jaśminową.

– Pozwól, że ci zrobię. – Steve wstał i podszedł do blatu w kuchni. – Dlaczego nosisz ze sobą torbę na śmieci?

– Wywalili mnie dzisiaj z pracy. Wsadzili wszystkie moje rzeczy do tej torby i zamknęli przede mną mój pokój.

– Jak to? – Nie potrafił w to uwierzyć.

– W „New York Timesie” ukazał się artykuł, w którym piszą, że sposób, w jaki korzystam z baz danych, narusza cudzą prywatność. Ale myślę, że Berrington Jones użył tego tylko jako pretekstu, żeby się mnie pozbyć.

Steve zapłonął świętym oburzeniem. Chciał protestować, rzucić się jej na pomoc, ratować przed prześladowcami.

– Nie mogą cię chyba tak po prostu wyrzucić?

– Nie. Jutro zwołują w tej sprawie specjalne posiedzenie komisji dyscyplinarnej senatu.

– Oboje mamy niewiarygodnie zły tydzień – zaczął Steve. Chciał powiedzieć jej o wynikach testu DNA, ale Jeannie podniosła słuchawkę telefonu.

– Potrzebny mi jest numer zakładu karnego Greenwood, to niedaleko Richmond w Wirginii – powiedziała, dodzwoniwszy się do informacji. Steve nalał wody do czajnika, a ona zapisała numer i zatelefonowała do więzienia. – Czy mogę mówić z dyrektorem Temoigne? Mówi doktor Ferrami. Tak, poczekam. Dziękuję… Dobry wieczór, dyrektorze, jak się pan miewa? U mnie wszystko w porządku. To pytanie może się panu wydać trochę niepoważne, ale czy Dennis Pinker w dalszym ciągu siedzi w więzieniu? Jest pan pewien? Widział go pan na własne oczy? Dziękuję. Pan też niech na siebie uważa. Do widzenia. – Jeannie odwróciła się do Steve'a. – Dennis jest wciąż za kratkami. Dyrektor widział go godzinę temu.

Steve wsypał łyżeczkę jaśminowej herbaty do dzbanka i wyjął z szafki dwie filiżanki.

– Gliniarze mają już wyniki testu DNA – powiedział. Jeannie zastygła w bezruchu.

– No i…?