Изменить стиль страницы

"Gwiazda Południa" tymczasem, już prowadzona przez pilota, śmiało płynęła po kanale. Toteż Sally nieco zawiedziona zauważyłaŕ- Drugiego brzegu wciąż jeszcze nie widać. Fala wysoka niemal jak na oceanie!

– Nic dziwnego, drugi brzeg leży o kilkadziesiąt kilometrów, a w dodatku płyniemy teraz na fali przypływowej – wyjaśnił Nowicki. – W tej chwili Amazonka i ocean wodzą się za łby!

– Nie rozumiem…?

– Potężna Amazonka wdziera się na setki kilometrów w Ocean Atlantycki, lecz podczas przypływu Atlantyk z powrotem wpycha olbrzymie masy wody w koryto rzeki. Dzięki temu na Oceanie Atlantyckim płynie się po wodach Amazonki, a na Amazonce po wodach oceanu. W czasie przypływu wysokie fale oceaniczne płyną pod prąd rzeki, zalewają i niszczą wszystko, co napotkają po drodze. Fale przypływowe sięgają na Amazonce aż siedemset pięćdziesiąt kilometrów w górę rzeki, czyli do miasta Obidos, które leży prawie w połowie drogi do Manaos.

– Czy to jest naprawdę możliwe? – nie dowierzała Sally.

– Tylko zerknij do podręcznika geografii, a zaraz przestaniesz wątpić w słowa kapitana – wesoło wtrącił Tomek. – W Canal do Para pororoca, jak na Amazonce nazywa się falę przypływową, dochodzi do trzech metrów wysokości.

– Dobrze mówisz, brachu, w Canal do Norte i w Canal do Sul fale przypływowe są nawet znacznie wyższe i gwałtowniejsze. Dlatego też główna żegluga odbywa się po Canal do Para – dodał Nowicki.

– Moi drodzy, powiedzcie mi jeszcze, czy dzisiaj dopłyniemy do portu w Belem?

– Belem leży sto czterdzieści cztery kilometry w głębi delty, będziemy tam jutro o świcie – wyjaśnił Nowicki.

Jeszcze na kilka godzin przed zapadnięciem wieczoru coraz więcej małych wysp porosłych dżunglą zaczęło pojawiać się na rzece. W gąszczu tropikalnej zieleni często było widać domki o spadzistych dachach, zbudowane na wysokich palach. Coraz też częściej w pobliżu statku przepływały prymitywne łodzie krajowców.

Sally i Tomek z zainteresowaniem przyglądali się panoramie Amazonki. Nawet nie chcieli zejść do jadalni na obiad. Na szczęście dla zgłodniałego Nowickiego nadciągnął ulewny deszcz, który spędził wszystkich z pokładu. Była to już przecież brazylijska zima, w czasie której gwałtowne ulewy nadciągały regularnie prawie każdego popołudnia.

Następnego ranka "Gwiazda Południa" wpłynęła do zatoki, a wkrótce też przybiła do kamiennego molo w porcie Belem do Para, zwanym Bramą Amazonki.

Na Amazonce

Po opuszczeniu statku w Belem troje przyjaciół wynajęło pokoje w hotelu w nowoczesnej części miasta. Kapitan Nowicki zaraz powrócił do portu, aby zasięgnąć informacji o statkach odpływających w górę Amazonki, a Tomek z Sally wyszli przyjrzeć się miastu.

Belem, obok Manaos i Iquitos, należało do najważniejszych miast nad Amazonką, które swój błyskotliwy rozwój zawdzięczały kauczukowi. Do portu codziennie zawijały statki z ładunkiem kauczuku zbieranego w głębi błotnistych dżungli i stąd dopiero to "czarne złoto Brazylii" płynęło dalej w świat. Na ulicach panował ożywiony ruch. W najnowszej dzielnicy miasta mieściły się biura wielu przedsiębiorstw kauczukowych i banki. Miasto było naturalną "bramą Amazonki". Ktokolwiek zamierzał udać się w głąb kontynentu, musiał rozpoczynać swą podróż w porcie Belem, gdyż w tej części Brazylii jedynym gościńcem była wszechwładna rzeka.

Tuż obok europejskiej dzielnicy lśniącej czystością i bogactwem, rozpościerało się stare miasto o krętych uliczkach i zaułkach, pełne brudu i nędzy. Tomek i Sally rozpoczęli zwiedzanie miasta od nadbrzeża rzeki, gdzie leżała najbardziej reprezentacyjna dzielnica. W niej właśnie znajdowały się domy handlowe, przedsiębiorstwa, urzędy, luksusowe hotele, restauracje, kawiarnie i wspaniałe sklepy, wabiące oko wystawami wypełnionymi najrozmaitszymi przedmiotami.

Ta część miasta mniej zaciekawiła Tomka i Sally. Toteż zaledwie przyjrzeli się szerokim, czystym bulwarom, skwerom i placom, natychmiast weszli w boczną ulicę wiodącą ku staremu miastu, zbudowanemu jeszcze w czasie kolonialnego podboju. Tutaj dominowały masywne, białe pałace, ponure świątynie przypominające twierdze obronne, gdyż tak portugalscy, jak i hiszpańscy konkwistadorzy mieczem i krzyżem starali się ujarzmić południowoamerykańskich Indian.

Tomek i Sally z zainteresowaniem spoglądali na stare budowle, których ponure mury przypominały historię krwawego podboju i beznadziejnej obrony. Obejrzeli zabytkową katedrę z XVIII wieku, po czym udali się do sławnego portu rybackiego Ver-o-Peso, przesiąkniętego charakterystycznym zapachem ryb. Był akurat dzień targowy. Przy brzegu rzeki czernił się las masztów rozmaitych stateczków, barek oraz indiańskich łodzi, na których przypływano do Belem na targi nawet z dość odległych zakątków Amazonii.

Targowisko przedstawiało niezapomniany widok. Na tle murowanych, niezbyt wysokich domów, zdobionych frontonami bądź wieżyczkami nakrytymi spiczastymi dachami, roił się różnokolorowy tłum. Jasnobrunatni Indianie, Metysi, Murzyni o odcieniach skóry od popielatej do czarnej jak heban, Mulaci, Japończycy, Chińczycy i biali przybywali na targ nie tylko, by coś sprzedać lub kupić, lecz także dla wspólnej wymiany nowinek i plotek. W amazońskiej głuszy osady, a czasem tylko pojedyncze domostwa były oddalone od siebie o setki kilometrów niedostępnych puszcz. Toteż na targowisku nikt się nie spieszył ani nie niecierpliwił, każdy chętnie wdawał się w pogawędkę.

Młode małżeństwo spędziło sporo czasu na Ver-o-Peso. Sally kupiła kilka drobiazgów dla przyjaciół w Manaos, a potem myszkowali po placu, ciekawie obserwując barwny tłum. Niektórzy sprzedawcy rozłożyli stragany, inni natomiast kładli swój towar wprost na kamiennym nabrzeżu. Można tam było nabyć ryż, bulwy maniokowe lub tartą z nich gruboziarnistą mąkę zwaną "farinha", castanha do Para, czyli sławne orzechy brazylijskie, kakao, kokosy, banany, ananasy, ryby od najmniejszych do olbrzymów, a obok wielu produktów spożywczych także cenne skóry krokodyli, węży i jaguarów, przedziwne wyroby ze skrzydeł przepięknych motyli, naszyjniki z suszonych nasion, koronki z włókien palmowych oraz wiele, wiele różnych okazów indiańskiego rękodzieła. Nie brakło również zbiorów motyli, pęków zasuszonych kolibrów, nawet żywych papug, umiejących wymawiać pewne słowa portugalskie i hiszpańskie, małpek, a czasem trafiła się żywa anakonda i jaguar.

Na zwiedzaniu miasta minęło prawie całe przedpołudnie. Tomek miał jeszcze ogromną ochotę dokładniej zwiedzić stare Belem, zamieszkane głównie przez Metysów i Mulatów, gdzie kręte, wąskie uliczki kończyły się już na moczarowatych przedpolach tropikalnego lasu, lecz Sally przypomniała mu o Dingu pozostawionym w hotelu.

Nowicki już powrócił z portu i czekał na nich w pokoju popijając swoją ulubioną jamajkę. Dingo uradowany machnął ogonem, a kapitan zagadnąłŕ- Co tam nakupiłaś, sikorko?!

– To upominki dla pana Smugi, Nataszy i Zbyszka – wyjaśniła Sally.

– Chciałam kupić dla pana gadającą papugę, ale Tommy powiedział, że teraz byłaby zbyt kłopotliwym upominkiem.

– Gadającą papugę, mówisz? – rzekł Nowicki. – A wiesz, że nawet chciałbym mieć takiego zmyślnego ptaka!

– Właśnie o to gadanie najwięcej mi chodziło – wtrącił Tomek.

– Wprawdzie potrafiła wymawiać: bom dia, compadre, czyli dzień dobry, kumie, ale były to jedyne przyzwoite słowa poza portugalskimi klątwami.

– Hm, faktycznie sprawiałaby kłopot w przyzwoitym towarzystwie – przyznał Nowicki.

– Ofiaruję panu taki upominek przed wyjazdem z Ameryki – obiecała Sally, po czym zapytała: – Czego dowiedział się pan w porcie?

– Spotkałem kumpla z braci marynarskiej. Kiedyś pływaliśmy razem na jednym starym pudle – odparł kapitan. – Równy chłop, tylko chrapie niemiłosiernie!

– Drogi panie kapitanie, czy dowiedział się pan także czegoś o statkach odpływających w górę rzeki? – niecierpliwie wtrąciła Sally.