– Ten pierwszy nie widział srebrnego pająka i nie wie, gdzie on jest. Ten gruby widział pająka, ale go nie trzymał. Nie wie, gdzie jest. Ten mały miał pająka w ręce, a potem…
– Tak? – powiedział książę Stefan nagląco. – Mów!
– Chmura zasnuła jego myśli. Srebrny pająk znikł w tej chmurze. Nigdy dotąd nie spotkałem takiego przypadku. Był czas, że wiedział, gdzie podział się srebrny pająk, ale pustka wypełniła mu umysł i zapomniał. Dopóki sobie nie przypomni, nic więcej nie mogę zrobić.
– Do stu piorunów! – fuknął książę Stefan. Jego palce znów zaczęły bębnić w poręcz fotela.
– Powiedz no mi, Cyganie… – zaczął, ale zmienił ton: – Stary Antonie, doceniam twoje wysiłki. Nie twoja wina, że chłopcy nie potrafią powiedzieć, gdzie jest srebrny pająk. Lecz, być może, ty się domyślasz? Wszyscy wiemy, że posiadasz liczne zdolności. Co stało się z pająkiem i… – dodał z hamowaną pożądliwością – czy uda mi się przejąć tron w Waranii, by głupi i słaby chłopiec na nim nie zasiadł?
Przebiegły uśmiech pojawił się na twarzy starego Antona.
– Co do srebrnego pająka – powiedział – choć srebrny, to tylko pająk. Co do tronu w Waranii, usłyszysz dzwon bijący na zwycięstwo. A teraz dobranoc. Starzec taki jak ja potrzebuje snu. – Zachichotał gardłowo i skierował się do wyjścia.
Książę Stefan skinął na gwardzistów.
– Odprowadźcie go do domu. Słyszałeś?! – zwrócił się do księcia Rojasa. – Srebrny pająk to tylko pająk, czyli, że nie ma znaczenia i możemy go zignorować. I Anton powiedział, że odniosę zwycięstwo. Wiemy, że Anton się nie myli w takich sprawach. Nie będziemy czekać dłużej. Rano przepchniemy proklamację. Książę Djaro jest aresztowany, a ja pozostaję regentem do następnego obwieszczenia. Wystąp z oskarżeniem Stanów Zjednoczonych o próbę ingerencji w nasze wewnętrzne sprawy. Ogłoś aresztowanie tych dwóch szpiegów i złodziei. Ogłoś nagrodę za znalezienie trzeciego. Zgarnij wszystkich członków rodziny Rudolfa i wszystkich tak zwanych Bardów, jakich tylko uda ci się wyłuskać. Oskarż ich o zdradę stanu. Do jutra będę miał Waranie mocno w garści. Zdecydujemy potem, czy wytoczyć publiczny proces tym tu łotrzykom, czy tylko wypędzić ich z kraju. Straż. Wziąć ich z powrotem do celi. Niech sobie tam pomedytują.
Przysunął się do Boba.
– Tymczasem, myszko, staraj się sobie przypomnieć, co zrobiłeś ze srebrnym pająkiem. Anton powiedział, co prawda, że nie ma on znaczenia, wolałbym go jednak mieć na piersi, gdy zostanę koronowany księciem Waranii. A teraz zabierajcie ich!
Rozdział 12. W kanałach
Dwóch strażników eskortowało Jupitera, Boba i Rudiego z powrotem do celi w podziemnych lochach. Gdy schodzili z łoskotem po kamiennych stopniach, idący za Rudim strażnik przysunął się blisko i szepnął mu do ucha:
– Przyjazne szczury są w kanałach.
Rudi skinął głową. Chwilę później wprowadzono ich do małej kamiennej celi o wilgotnych ścianach, oświetlonej jedną migocącą świecą. Żelazne drzwi zamknęły się za nimi ze zgrzytem i zostali sami. Dwaj strażnicy stanęli na warcie za drzwiami.
Milczeli i w zupełnej ciszy dobiegł ich ledwie uchwytny odgłos, jakby płynącej wody.
– Pod pałacem biegną kanały odpływowe Denzo – wyjaśnił Rudi. – Na dworze musi być silny deszcz i wypełnia ścieki. Kanały Denzo mają setki lat i nie są, jak moglibyście przypuszczać, rurami. To są kamienne tunele, miejscami przewyższające wysokością wzrost mężczyzny. Mają płaskie dno i zaokrąglone sklepienie. W czasie suszy można nimi iść kilometrami. Gdy pada deszcz, można się nawet posłużyć łódką. Niewielu odważyło się w nie zagłębić, ale Elena, ja i jeszcze kilka osób znamy je dobrze. Gdyby udało nam się przedostać do kanałów, a woda w nich nie byłaby zbyt głęboka, doszlibyśmy nimi w bezpieczne miejsce. Moglibyśmy wyjść na ulicę w pobliżu ambasady amerykańskiej i tam byście się schronili.
Przez chwilę Jupiter rozważał słowa Rudiego. Wreszcie potrząsnął głową.
– Jesteśmy zamknięci w celi. Nie wygląda na to, byśmy się mogli gdziekolwiek przedostać.
– Gdyby udało nam się wyjść z celi choć na chwilę – powiedział Rudi w zadumie – na samym końcu korytarza jest właz do kanałów… Urwał, po czym mówił dalej:
– Ktoś czeka w kanałach, by przyjść nam z pomocą. Jeden ze strażników przekazał mi wiadomość. Powiedział “przyjazne szczury są w kanałach”. Gdybyśmy tylko zdołali się tam przedostać.
– Chyba Jupe ma rację – odezwał się Bob. – Nie wyjdziemy stąd, dopóki książę Stefan nas nie wypuści. Kto to był, ten Cygan Anton? Odniosłem wrażenie, że czytał nasze myśli.
Rudi skinął głową.
– Tak, czuł je. Anton jest królem nielicznych pozostałych w Waranii Cyganów. Mówią, że ma sto lat i posiada dziwne siły, nikt nie wie skąd. Z pewnością znał prawdę o srebrnym pająku. Zmartwiło mnie to, co powiedział księciu Stefanowi o dzwonach bijących na zwycięstwo. Jeśli je słyszał, nasza sprawa jest beznadziejna. Mój ojciec zostanie uwięziony. Także moi przyjaciele. Elena i ja… – zamilkł strapiony.
Bob rozumiał, jak Rudi musi się czuć.
– Nie możemy się poddawać, nawet jeśli nie widać nadziei – powiedział z mocą. – Jupe, może masz jakiś pomysł?
– Mam pomysł, jak się stąd wydostać – odparł Jupiter cicho. – Przede wszystkim musimy się postarać, żeby strażnicy otworzyli drzwi. Wtedy ich obezwładnimy.
– Obezwładnić dwóch dorosłych mężczyzn? – szepnął Rudi. – Bez broni? To niemożliwe.
– Coś mi się przypomniało – mówił Jupiter w zadumie. – Oczywiście to tylko opowiadanie, ale myślę, że mogłoby się zdarzyć naprawdę. Było w książce z tajemniczymi opowieściami, którą dał nam pan Hitchcock.
– Przejdź do tego pomysłu, Jupe – zniecierpliwił się Bob.
– W ostatnim opowiadaniu, chłopiec i dziewczynka są zamknięci właśnie tak, jak my teraz. Drą prześcieradła, skręcają je w sznury i robią na obu końcach pętle. Następnie prowokują oprawców do wejścia do celi. – Jupe opisał dalej szczegółowo, jak podstęp w opowiadaniu się udał. Rudi słuchał z rosnącym zainteresowaniem.
– To jest możliwe! – wykrzyknął w końcu, po czym zniżył głos, by go nie usłyszano przez mały wizjer w drzwiach. – Ale z czego zrobimy sznury?
– Z tych kocy na pryczach – odpowiedział Jupiter. – Są stare i wystrzępione na brzegach. Dadzą się rozerwać na pasma. Takie pasma będą dostatecznie silne i nawet nie musimy ich skręcać, żeby zrobić z nich coś w rodzaju sznura.
– To się może udać – mruczał Rudi. – Jeden ze strażników nam sprzyja i będzie tylko udawał, że walczy. Jeśli złapiemy drugiego… dobra, spróbujmy.
Zabrali się do roboty. Koce istotnie były w strzępach, darły się więc z łatwością. Chłopcy pracowali wolno, bardzo wolno, by nie narobić hałasu. Oddarli najpierw jeden pas, szerokości około dziesięciu centymetrów, potem następny i następny.
Była to żmudna i męcząca praca, chwilami musieli pomagać sobie zębami. Nie ustawali jednak w wysiłkach. Mieli już cztery pasy. Po pewnym czasie osiem, wtedy Jupiter zaproponował odpoczynek.
Wyciągnęli się na twardych pryczach, ale niecierpliwość nie pozwoliła im długo odpoczywać. Zabrali się więc znowu do roboty. Jupiter mocno związał ze sobą dwa pasy. Następnie na ich obu końcach zrobił luźne pętle. Wypróbował swoje dzieło na Rudim. Pętle zacisnęły się, jak trzeba, na nogach i ramionach. Rudi promieniał, pełen uznania i podekscytowania.
– Brojas! – szepnął. – To będzie działać. Czy cztery takie sznury wystarczą?
– Starczą na strażników – odszepnął Jupiter.
– Zrobimy ich więcej i zabierzemy ze sobą – powiedział Rudi. – Przydadzą się w kanałach.
Oddarli jeszcze osiem pasm i powiązali je w jeden długi sznur, którym Rudi owinął się w pasie.
– Teraz bierzmy się do trudniejszej części zadania – szepnął Jupiter. – Bob, wyciągnij się na pryczy i zacznij jęczeć. Najpierw cicho, potem głośniej. Rudi, ułóż pętle pod drzwiami tak, żeby wchodzący musiał w nie stąpnąć.