– Pokój przesłuchań – szepnął Rudi, a głos drżał mu lekko. – Słyszałem o nim. Pochodzi z czasów Czarnego Księcia Jana, krwawego tyrana z okresu średniowiecza. O ile wiem, nie używano go od tamtych czasów. Myślę, że książę Stefan kazał nas tu przyprowadzić, żeby nas nastraszyć. Nie odważy się nas torturować!
Zapewne Rudi miał rację. Tym niemniej widok koła tortur, Żelaznej Damy i innych diabelskich urządzeń przyprawiał Boba i Jupe'a o mdłości.
– Cisza! – ryknął gwardzista do Rudiego. – Książę Stefan nadchodzi!
Gwardziści, stojący przy drzwiach, wyprężyli się na baczność. Do sali wkroczył książę Stefan, za nim książę Rojas. Wyraz brzydkiej satysfakcji malował się na twarzy księcia Stefana.
– A więc mamy myszy w pułapce! – powiedział. – Czas, by zaczęły piszczeć. Powiecie mi, co chcę wiedzieć, albo gorzko tego pożałujecie.
Gwardziści wzięli z kąta fotel, odkurzyli go i ustawili przed drewnianą ławą, na której posadzono chłopców. Książę Stefan usiadł i jął stukać palcami w poręcze fotela.
– Ach, młody Rudolf – zwrócił się do Rudiego. – Tak więc jesteś w to wmieszany. Zabiorę się do twego ojca i rodziny, nie mówiąc o tobie. To ci mogę przyrzec.
Rudi zacisnął usta i nie odezwał się słowem.
– A teraz wy, moi młodzi Amerykanie – kontynuował książę Stefan. – Wpadliście. Przynajmniej dwaj z was. Nie będę was pytał, po co jesteście w tym kraju. Aparaty fotograficzne, które zostawiliście uciekając, powiedziały nam wszystko. Jesteście agentami rządu amerykańskiego! Szpiedzy! Przyjechaliście tu spiskować przeciw Waranii. Dopuściliście się jeszcze większej zbrodni. Ukradliście srebrnego pająka Waranii.
Wychylił się ku nim z fotela i twarz mu pociemniała.
– Powiedzcie mi, gdzie on jest, a obejdę się z wami łagodnie. Wybaczę wam, bo jesteście po prostu młodzi i głupi. Mówcie!
– My nie ukradliśmy pająka – powiedział śmiało Jupiter. – Ktoś inny to zrobił i ukrył go w naszym pokoju.
– Oho! – wykrzyknął książę Stefan. – Przyznajesz, że go macie. To już jest przestępstwem. Ale ja mam miękkie serce i wyrozumiałość dla młodości i jej szaleństw. Powiedzcie mi tylko, gdzie jest, zwróćcie mi go, a wam wybaczę.
Bob czekał, by Jupiter zabrał głos. Jupe zawahał się. Uznał w końcu, że najlepiej będzie powiedzieć prawdę.
– Nie wiemy gdzie jest.
– Stawiasz się, co? – książę Stefan rzucił mu groźne spojrzenie. – Niech więc drugi mi powie. Jeśli oczekujesz litości, mała myszko, mów, gdzie jest srebrny pająk.
– Nie wiem – powiedział Bob. – Nie mam zielonego pojęcia.
– Ale mieliście go przecież! – ryknął książę Stefan. – Przyznaliście się do tego. Wiecie więc, gdzie jest. Czyście go ukryli? Daliście komuś? Odpowiadać, bo będzie z wami źle.
– Nie wiemy, gdzie się podział – odparł Jupiter. – Może nas pan wypytywać całą noc i nic innego nie będziemy w stanie panu powiedzieć.
– A więc to tak. Jesteście uparci – książę Stefan zabębnił palcami w poręcz fotela. – Możemy was wyleczyć z tej przypadłości. Mamy tu urządzenia, które zmusiły dorosłych mężczyzn, o wiele odważniejszych niż wy, do krzyków i błagań, by pozwolono im zeznawać. Jak by się wam podobało, na przykład, stanąć w objęciach Żelaznej Damy?
Jupe przełknął ślinę w milczeniu. Rudi zaś śmiało wykrzyknął:
– Nie odważysz się! Planujesz przejęcie tronu i oczekujesz, że naród uzna cię za sprawiedliwego i łagodnego władcę. Jeśli rozejdzie się wieść, że kogoś torturowałeś, podzielisz los Czarnego Księcia Jana. Pamiętaj, że przed wiekami naród powstał i rozerwał go na strzępy, kawałek po kawałku!
– Co za odwaga – zadrwił książę Stefan. – Nie potrzebuję jednak Żelaznej Damy ani koła tortur, by wydobyć prawdę z tych winowajców. Mam inne metody. – Tu dał sygnał gwardzistom i rozkazał: – Przyprowadźcie Cygana, starego Antona.
– Sędziwy Anton! – szepnął Rudi poruszony. – On…
– Cicho! – zgromił go książę Stefan.
Chłopcy wyciągnęli szyje w stronę drzwi. Wchodził w nie stary człowiek w eskorcie dwóch gwardzistów. Był wysoki, a raczej byłby, gdyby nie pochylał się nisko, wsparty o laskę. Nosił kolorowe łachmany, miał w uszach złote krążki, a jego policzki były tak zapadnięte, że przywodziły na myśl trupią czaszkę. Błękitne oczy, płonące w tej twarzy, na jej ciemnym tle wydawały się jeszcze jaśniejsze.
Szedł kuśtykając i zatrzymał się przed księciem Stefanem.
– Jam jest stary Anton – powiedział tonem osoby uważającej się za wiele ważniejszą od swego rozmówcy.
– Potrzebuję twych tajemnych sił – powiedział książę Stefan. – Ci chłopcy wiedzą coś, czego nie chcą wyjawić. Musisz wydobyć z nich dla mnie tę wiadomość.
Trupią twarz sędziwego Cygana przeciął ironiczny uśmiech.
– Staremu Antonowi się nie rozkazuje – rzekł. – Dobranoc, książę Stefanie.
Księciu Stefanowi twarz pociemniała wobec tej bezczelności Cygana. Opanował jednak złość i wyjął z kieszeni kilka sztuk złota.
– Nie chciałem ci rozkazywać, Anton. Błagam cię o pomoc. Dobrze zapłacę. Oto złoto.
Cygan zatrzymał się. Sięgnął szponiastą dłonią po złoto i schował je pod łachmanami.
– Anton pomoże osobie tak hojnej – powiedział i zabrzmiało to, jakby naigrawał się z księcia. – Jakiej wiedzy szukasz, książę Stefanie?
– Te młode diabliki wiedzą, gdzie się znajduje srebrny pająk Waranii. Ukryli go i nie chcą powiedzieć gdzie. Mógłbym łatwo dowiedzieć się wszystkiego – wskazał ręką narzędzia tortur – ale jestem miłosierny. Twoje moce są wielkie i bezbolesne. Przesłuchaj ich.
– Stary Anton jest posłuszny – zarechotał Cygan. Stanął twarzą do chłopców. Spomiędzy łachmanów wyciągnął miedziany kubek i woreczek. Wziął z woreczka kilka szczypt czegoś o wyglądzie nasion i wsypał do kubka. Następnie, ku zdziwieniu wszystkich, wydobył nowoczesną zapalniczkę i podpalił nią nasiona. Ciężki, błękitny dym uniósł się w powietrze.
– Wdychajcie, malcy – nucił jękliwie, wodząc kubkiem tam i z powrotem przed nosami chłopców. – Wdychajcie głęboko. Anton każe wam wdychać dym prawdy.
Starali się odwrócić głowę i wstrzymać oddech, lecz nie mogli. Dym wkręcał im się w nozdrza. Wdychali go wbrew woli. Był gryzący, ale nie był niemiły. Poczuli się odprężeni, a ich myśli stawały się przyjemnie senne.
– Teraz patrzcie na mnie – powiedział stary Anton. – Patrzcie na mnie, malcy. Patrzcie mi w oczy.
Chcieli się temu oprzeć, ale ich twarze same zwróciły się ku Cyganowi. Spojrzeli w świetliste, niebieskie oczy i wydało im się, że są to dwa rozległe, głębokie jeziora, w które się zanurzają.
– A teraz mówcie! – rozkazał Anton. – Srebrny pająk! Gdzie jest?
– Nie wiem – odpowiedział Rudi, mimo że usiłował zachować milczenie.
Bob i Jupiter powtórzyli za nim jak echo:
– Nie wiem…
– Nie wiem…
– Ach! – mruknął Anton. – Wdychajcie jeszcze. Wdychajcie głęboko. Ponownie przesuwał im przed twarzami kubek. Bob czuł się tak, jakby szybował gdzieś wysoko na bardzo wygodnym obłoku.
Cygan położył lekko palec na czole Rudiego, pochylił się i patrzył mu z bliska w oczy, bez mrugnięcia powiek. Rudi czuł, że nawet za cenę życia nie byłby w stanie odwrócić wzroku.
– Nie mów nic teraz – szepnął stary Anton. – Myśl o srebrnym pająku. Myśl, gdzie jest… ach!
Po długiej chwili odjął palec od czoła Rudiego i powtórzył ten sam zabieg z Jupiterem. Znowu mruknął “ach!” i przeszedł do Boba. Pod dotknięciem jego palców Bob poczuł mrowienie, jakby lekkie porażenie prądem. Widział jedynie oczy Antona. Niebieskie, przenikliwe, zdawały się czytać myśli. Bob stwierdził, że myśli o srebrnym pająku. Zobaczył go na swej dłoni. Nagle pająk znikł. Bob nie miał pojęcia, gdzie się podział. Nie mógł sobie tego przypomnieć. Jakby chmura zasłoniła mu myśli.
Sędziwy Cygan zdawał się być zaskoczony. Zwlekał, powtarzając:
“Myśl, myśl!” Wreszcie westchnął i odwrócił się. Bob zamrugał powiekami. Czuł się, jakby go uwolniono z zaklęcia.
Stary Anton kiwnął głową i zwrócił się do księcia Stefana: