Изменить стиль страницы

Być może kościelni „obrońcy moralności” zarzucą mi, iż zbyt wiele miejsca poświęcam w tym rozdziale sprawom związanym z 6 Przykazaniem, a raczej z jego łamaniem. Zapewniam więc ich pospiesznie – czynię to celowo i posłusznie w duchu kościelnym. Przecież to właśnie „Uświęcona Tradycja” oraz „Nieomylne Nauczanie” Kościoła Katolickiego, ustami „nieskalanych” jego piewców głoszą, że: „Wszelkie zło i każdy grzech bierze swój początek z grzechu nieczystości”.

W powyższym stwierdzeniu jest dużo prawdy, ale niekiedy prawda (tak jak medal) ma dwie strony. Powiedziałbym nawet prowokująco i antyreklamowo, że tak, jak nadmierne wybielanie zniszczyło niejeden materiał, tak też ciągłe pieprzenie o świętości – odsłoniło wiele brudu w strukturach Kościoła. Programowe robienie „na chama” z ludzi aniołów – w przypadku spowiedzi wydało wyjątkowo cierpkie owoce. Chcę w tym miejscu poruszyć bardzo bolesny problem, nieodłącznie związany z sakramentem pokuty, od chwili jego praktycznego wprowadzenia przez Kościół, czyli powiedzmy od XIII – go wieku.

Jak wcześniej wspomniałem – Sobór Laterański II zajął się równocześnie dwoma zagadnieniami: obowiązkiem spowiedzi i celibatu. Konsekwencja usankcjonowania tego drugiego była taka, że nagle księża – pozbawieni pod przymusem żon i dzieci – stali się pokaźną drużyną wolnych strzelców, wiecznych kawalerów. Duża część duchowieństwa była – i jest obecnie – zupełnie usatysfakcjonowana takim stanem rzeczy. Utrzymywanie konkubiny i okazjonalne „przygody” na ogół mniej kosztuje niż posiadanie żony, na dodatek z przychówkiem. Najbardziej zamożnej warstwie społecznej nigdy nie nastręczało większych trudności zorganizowanie sobie czegoś na boku. Na dodatek wspaniałomyślna Matka Kościół od samego początku dała możliwość wykorzystywania spowiedzi do „podrywu”. Problem molestowania seksualnego penitentów podczas sakramentu pokuty stał się z dnia na dzień (obok niezliczonych skandali obyczajowych papieży i biskupów, nagminnego łamania przez księży celibatu oraz ciągłych utarczek z władzą świecką) jedną z największych rys na ogromnej budowli Kościoła.

Historycy średniowieczni słyną jak wiadomo z wielkiej skrupulatności w szczegółach opisywanych zdarzeń. Jeśli wierzyć jednemu z nich, to dla przykładu – pewien ksiądz z miasteczka Yepes we Francji miał jednego dnia stosunki z 9 – cioma Bernardynkami, które wcześniej kolejno wyspowiadał. W trakcie orgii zakonnice biczowały się przed nim nago w akcie pokuty. To chyba najbardziej drastyczny przypadek, ale istnieją setki historycznych zapisków relacjonujących podobne praktyki. Ze względów oczywistych wiadomo, iż jest to tylko wierzchołek faktycznej góry lodowej. Należy przypuszczać, że problem ten istnieje nadal i stał się znacznie bardziej powszechny, tak jak Kościół. Obecna praktyka przykrywania wszelkich brudów szatą świętości i nieomylności oraz utajniania teczek personalnych księży w piwnicach kurii biskupich – może świadczyć tylko o naprawdę niepokojącej skali tego zjawiska.

Sam mogę złożyć na ten temat świadectwo – w ciągu trzech lat kapłaństwa co najmniej kilkanaście osób informowało mnie (najczęściej podczas spowiedzi), iż byli osobiście (lub ich najbliżsi) nakłaniani przez kapłanów do współżycia. Najczęściej miało to formę niewinnej z pozoru propozycji, typu: „…dziecko, wpadnij do mnie dzisiaj wieczorem to rozwiniemy ten temat…” albo „…jesteś taka samotna – zupełnie jak ja, wyjedźmy gdzieś razem za miasto…”. Zdarzały się naiwne, które nie przeczuwając podstępu, „wpadały” i „wyjeżdżały” – podyskutować z inteligentnym człowiekiem o swoim życiu, problemach… aż tu (o zgrozo!) księżulo sprowadzał je na ziemię, a raczej do łóżka. Bywały też propozycje „wprost”.

Z historycznych zapisków i sygnałów, które sam odbierałem wynika, że w konfesjonałach molestowane były i są nie tylko kobiety, ale także mężczyźni (np. spowiadający się ze swoich praktyk homoseksualnych) zakonnice i dzieci.

Konfesjonał daje niepowtarzalną okazję do flirtów i podrywu. Jedną i drugą stronę obowiązuje tajemnica spowiedzi, a z nią nie ma żartów. Wyznawanie najbardziej wstydliwych, delikatnych szczegółów ze swojego życia; intymne zwierzenia w warunkach fizycznej bliskości

– to wszystko działa nadzwyczaj pobudliwie na (bądź, co bądź) „wygłodniałą” seksu świadomość duchownych.

Kościół od początku starał się ograniczać te „godne ubolewania praktyki” przez sankcje prawne nakładane na „świntuszących” księży. Ewentualne, bardzo rzadkie kary, miały jednak zawsze charakter wewnątrz – kościelny, aby sprawie nie nadawać rozgłosu. We współczesnym Kodeksie Prawa Kanonicznego jest przewidziana kara dla kapłana „który w akcie spowiedzi albo z okazji lub pod jej pretekstem nakłania penitenta do grzechu przeciw Szóstemu Przykazaniu Dekalogu” [5]. Karą tą może być zakaz odprawiania Mszy Świętych, spowiadania, głoszenia kazań itp; a zatem ukarany ksiądz ma wówczas mniej pracy i więcej czasu na „balety”.

Tylko w bardzo skrajnych przypadkach, tzn. kiedy sprawa staje się bardzo głośna dla pospólstwa, prawodawca przewiduje wydalenie ze stanu duchownego. W praktyce jest to prawie niemożliwe, gdyż zazwyczaj Kościół do końca „idzie w zaparte”. Podobnie rzecz się ma w przypadku księży, którzy: usiłują zawrzeć małżeństwo [6], żyją w konkubinacie, gwałcą – dorosłych, dzieci, zakonnice itp. Są oni karani tylko wówczas, gdy ich grzechy staną się „publiczne” i wywołują powszechne zgorszenie [7].

Nawiasem mówiąc – cały system panujący w Kościele nastawiony jest na robienie dobrego wrażenia i zręczny kamuflaż. Świadczy o tym zręczna konstrukcja Prawa Kanonicznego, np: „Za tajne przekroczenie nie należy nigdy nakładać pokuty publicznej” [8].

W poprzednim prawodawstwie Kościoła zawarta była sankcja ekskomuniki dla kapłana udzielającego rozgrzeszenia kobiecie, z którą współżył. Udzielone rozgrzeszenie było poza tym nieważne. Ekskomunika to praktyczne wydalenie z Kościoła, łącznie z zakazem przyjmowania Komunii. W przypadku księży sprowadzało się to do niemożności pełnienia swoich funkcji, a tym samym utraty źródła utrzymania. Była to bardzo ciężka kara – od dawien dawna… niestosowana.

Do przeszłości należy również obowiązek donoszenia na molestującego spowiednika. Praktycznie jednak nigdy nie było takich denuncjacji, a wyjątkowo nieliczne – szybko upadały przed kościelnymi sądami. Jedynym świadkiem był bowiem sam molestowany. Poza tym kobiety (bo o nie najczęściej chodziło) bały się posądzenia o niemoralne prowadzenie, gdyż nakłaniane do współżycia były na ogół te, które wyjawiały na spowiedzi swoje najbardziej intymne słabostki.

Dzisiaj stosuje się raczej środki zapobiegawcze. Przykładowo w Archidiecezji Łódzkiej.istnieje, uchwalony przez lokalny synod, zakaz spowiadania kobiet poza świątynią, np. na plebanii. Spowiednicy zapraszali bowiem nierzadko co urodziwsze „grzesznice” do siebie, aby w bardziej sprzyjających warunkach nakłaniać je do… bardziej „dogłębnego” przeżywania „wiary”. Księża generalnie śmieją się z takich zakazów, ale jeśli już ktoś jest wyjątkowym służbistą lub też boi się denuncjacji – zaprasza dziewczę na „rozmowę duchową”, a nie spowiedź. Cel pozostaje zawsze taki sam: najzwyklejsza samczo – samicza kopulacja. Pewna dziewczyna (która niestety uległa) opowiedziała mi podobną przygodę. Według relacji owieczki, która szukała autentycznego duchowego wsparcia, gościnny i troskliwy kapłan już na wstępie zaserwował jej kilka drinków na odwagę, przed „koniecznym otwarciem się…”

Ogromnym błędem byłoby sądzić, że wszyscy czy też większość kapłanów nakłania swoich penitentów w czasie spowiedzi do współżycia. Postępuje w ten sposób zapewne tylko niewielki procent. Niestety, molestowanie seksualne w konfesjonale to niezaprzeczalny fakt. Powód też jest oczywisty – przeklęty celibat, który (wbrew zamysłom kościelnych ustawodawców) zamiast uczynić z księży wy – sterylizowane barany, popycha ich odwiecznym prawem natury ku ponętnym owieczkom. Znakomita większość spowiedników nie posuwa się jednak do wykorzystywania w tym celu konfesjonału. Siedzą za to posłusznie w „kiblu”, przyjmują wszelkie „odchody”, „podcierają Wasze grzeszne tyłki” i…chwała im za to!