Za pięć czwarta wszedł do wydawnictwa. Zastał to, czego wcześniej tak wypatrywał, spojrzenia, uśmieszki, a także, na jednej czy dwóch twarzach, wyraz zakłopotania kogoś, kto nie zadowala się jednym dowodem, choć musi weń uwierzyć. Kazano mu przejść do poczekalni przed gabinetami dyrekcji i tam go pozostawiono na ponad piętnaście minut, co miało wykazać, iż punktualność była daremna. Spojrzał na zegarek, było oczywiste, że lew się spóźni, w dzisiejszych czasach bardzo trudno jest prowadzić samochód w dżungli, nawet po rzymskich drogach, jednak w tym wypadku prawdopodobnie ktoś pomyślał, że dobrze będzie uciec się do sprawdzonych sposobów psychologicznych, kazać mu czekać, aby poddać próbie jego nerwy, doprowadzić go na skraj załamania, uczynić bezbronnym zaraz przy pierwszym ataku. Raimundo Silva uważa, że mimo to, mając na względzie okoliczności, jest dość spokojny, jak człowiek, który przez całe życie zajmował się tylko wstawianiem kłamstw w miejsce prawd, nie dbając zbytnio o różnice, i nauczył się wybierać pomiędzy argumentami za i przeciw zebranymi wraz z upływem lat przez wszystkie dialektyki i kazuistyki, które wykwitły w głowie homo sapiens. Drzwi gwałtownie się otworzyły i stanęła w nich nie sekretarka dyrektora naczelnego, lecz innego, literackiego, Proszę za mną wejść, powiedziała, i Raimundo Silva, choć dostrzegł wadliwą składnię, zrozumiał, że jego spokój był tylko pozorem, i to niezbyt mocnym, drżały mu kolana, kiedy wstał z fotela, adrenalina wzburzała krew, pot gwałtownie pojawił się na dłoniach i pod pachami i nawet niezbyt silna kolka dała znak, że chce się rozprzestrzenić po całym układzie trawiennym, Wyglądam jak cielę prowadzone na rzeź, pomyślał, i na szczęście był w stanie pogardzać samym sobą.

Sekretarka przepuściła go, Proszę wejść, i zamknęła za nim drzwi. Raimundo Silva powiedział, Dzień dobry, dwie znajdujące się tam osoby odpowiedziały, Dzień dobry, trzecia, dyrektor literacki, powiedział tylko, Proszę usiąść, panie Silva. Lew też siedzi i patrzy, możemy przypuszczać, że oblizuje się i obnaża kły, oceniając twardość i smak mięsa bladego chrześcijanina. Raimundo Silva krzyżuje nogi, natychmiast je rozprostowuje, i w tej samej chwili zdaje sobie sprawę, że nie zna jednej ze znajdujących się tam osób, kobiety siedzącej po lewej stronie dyrektora literackiego. Ten po prawej to dyrektor produkcji, ale kobiety nigdy nie widział w wydawnictwie, Kim ona może być. Stara się ją dyskretnie obserwować, ale dyrektor literacki już zabrał głos, Przypuszczam, że wie pan, dlaczego kazaliśmy pana wezwać, Tak sądzę, Pan dyrektor sam chciał zająć się tą sprawą, ale nagła, pilna sprawa, która wynikła w ostatniej chwili, nie pozwoliła mu przybyć. Dyrektor literacki zamilkł, jakby chciał dać czas Raimundowi Silvie, aby pożałował, iż ma pecha, mógł przecież zostać przesłuchany osobiście przez samego dyrektora naczelnego, lecz w obliczu milczenia redaktora pozwolił, by w jego głosie po raz pierwszy zabrzmiał gniew, choć powściągany i rozpraszany tonem na swój sposób pojednawczym, Dziękuję panu, powiedział, że milcząco przyznał się pan do odpowiedzialności, oszczędzając nam w ten sposób bardzo przykrej sytuacji, którą spowodowałoby na przykład pańskie zaprzeczenie albo próba usprawiedliwienia swojego czynu. Raimundo Silva pomyślał, że w tej chwili pewnie oczekują od niego bardziej wyczerpującej odpowiedzi niż zwykłe Tak sądzę, lecz zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, wtrącił się dyrektor produkcji, Ja jeszcze nie mogę dojść do siebie, panie Silva, pan, który pracuje od tylu lat dla tego wydawnictwa, kompetentny profesjonalista, popełnił taki błąd, To nie był błąd, uciął dyrektor literacki, nie warto wyciągać litościwej dłoni do pana Silvy, wiemy równie dobrze jak on, że było to działanie celowe, czyż nie, panie Silva, Co skłania pana do stwierdzenia, że było to działanie celowe, panie dyrektorze, Mam nadzieję, że nie zamierza się pan wycofać z tego, co powiedział pan na początku, Nie cofam się, tylko pytam. Irytacja dyrektora literackiego stała się widoczna, bardziej jeszcze z powodu ironii, jaką zawierały wypowiedziane słowa, Myślę, że nie muszę panu przypominać, że prawo do zadawania pytań i egzekwowania przeprosin, oprócz innych środków, jakie zamierzamy przedsięwziąć, nie należy do pana, lecz do nas, a przede wszystkim do mnie, bo reprezentuję tu dyrektora naczelnego, Ma pan świętą rację, panie dyrektorze, wycofuję pytanie, Nie musi pan wycofywać pytania, odpowiem panu, że wiemy, iż było to działanie celowe, a wnioskujemy to ze sposobu, w jaki napisał pan nie, wyraźnymi literami, kształtnymi, w odróżnieniu od pana zwykłego charakteru pisma, swobodnego, choć łatwego do przeczytania. W tym momencie dyrektor literacki umilkł nagle, jakby uświadomił sobie, że za wiele mówi i w związku z tym osłabia swoją pozycję sędziego. Zaległa cisza, Raimundowi Silvie wydało się, że przez cały ten czas kobieta nie spuszczała z niego wzroku, Kim ona może być, lecz ona ciągle milczała, jakby cała ta sprawa w ogóle jej nie dotyczyła. Wydawało się, że dyrektor produkcji urażony tym, że mu przerwano, stracił zainteresowanie dyskusją, która w sposób oczywisty zdążała w złym kierunku, Ten idiota nie widzi, że nie tak powinno się traktować tę sprawę, zaczyna gadać i gadać, lubi słuchać sam siebie i daje satysfakcję Silvie, który pewnie bosko się ubawił, wystarczy tylko spojrzeć, jak wykorzystuje ciszę, powinien być przerażony, a jest ucieleśnieniem spokoju. Dyrektor produkcji był w błędzie co do spokoju Raimunda Silvy, co do reszty może nie, bo nie znamy wystarczająco dyrektora literackiego, żeby wyrobić sobie o nim tak autorytatywną opinię. Raimundo Silva rzeczywiście nie jest spokojny, tylko się taki wydaje dzięki dezorientacji, jaką powoduje niespodziewany kierunek dialogu, który wydaje mu się katastrofalny w dosłownym znaczeniu tego słowa, formalne i uroczyste oskarżenie, jego bełkotanie w obronie tego, co obronione być nie mogło, udręka, ciężka ironia, miażdżąca krytyka, groźba, może zwolnienie, aby podsumować to wszystko, Jest pan zwolniony i proszę nie liczyć na pozytywną opinię. Teraz Raimundo Silva rozumie, że musi zabrać głos, szczególnie że już nie znajduje się dokładnie twarzą w twarz z lwem, ten usiadł trochę z boku i od niechcenia drapie się po grzywie złamanym pazurem, może nie zginie żaden chrześcijanin w tym cyrku, nawet jeśli nie ma żadnego znaku od Tarzana. Mówi, zwracając się najpierw do dyrektora produkcji, później ukradkiem do milczącej nadal kobiety, Nie neguję, że słowo zostało napisane przeze mnie, nie miałem zamiaru temu przeczyć, kiedy jego istnienie zostanie odkryte, ale najważniejsze nie jest napisanie go, wydaje mi się, że ważne powinno być odkrycie, dlaczego to zrobiłem, Mam nadzieję, że nie powie mi pan, że tego nie wie, rzucił ironicznie dyrektor literacki, ponownie biorąc sprawę w swoje ręce, To prawda, panie dyrektorze, nie wiem, Pięknie, popełnia pan celowe oszustwo, powoduje straty moralne i materialne dla wydawnictwa i autora, nie wypowiedział pan jeszcze żadnego słowa przeprosin i najniewinniej w świecie każe nam pan wierzyć, że jakaś nieznana siła, jakiś duch z zaświatów poprowadził panu rękę, gdy znajdował się pan w hipnotycznym transie. Dyrektor literacki uśmiechał się zadowolony z płynności zdania, lecz usiłował uczynić z uśmiechu grymas miażdżącej ironii. Nie sądzę, bym był w transie, odparł Raimundo Silva, doskonale pamiętam okoliczności całego wydarzenia, ale to nie oznacza, że motywy, dla których popełniłem ten umyślny błąd, są dla mnie jasne, Aha, przyznaje pan, że było to umyślne, Naturalnie, Teraz powinien pan tylko przyznać, że to nie był błąd, ale oszustwo, chciał pan zadziałać na szkodę wydawnictwa i ośmieszyć autora książki, Przyznaję, że chodzi o oszustwo, co do reszty, nigdy nie miałem takich zamiarów, Może chwilowe zaburzenie, zasugerował dyrektor produkcji tonem człowieka, który chce pomóc. Raimundo Silva zaczekał na jednoznacznie gwałtowną reakcję dyrektora literackiego, ale ta nie nastąpiła, i wtedy zrozumiał, że to zdanie było przewidziane, że nie będzie zwolnienia, że wszystko pozostanie na poziomie słów tak, nie, może, i uczucie ulgi było tak silne, że poczuł, jak rozluźnia mu się ciało, odpręża dusza, teraz musiał tylko wypowiedzieć odpowiednie słowa, na przykład, Tak, chwilowe zaburzenie, ale nie możemy zapomnieć, że upłynęło kilka godzin, zanim wręczył ten tekst Coście, i Raimundo Silva pogratulował sobie zręczności, z jaką wprowadził to możemy, stawiające jego samego po stronie sędziów, jakby im powiedział, Nie pozwalajmy się zwodzić. Dyrektor literacki powiedział, Dobrze, książka pójdzie do dystrybucji z erratą, to żenująco śmieszna errata, tam gdzie jest nie, proszę nie czytać nie, tam gdzie jest krzyżowcy nie pomogli, proszę czytać krzyżowcy pomogli, będą się z nas mocno śmiali, ale cóż, szczęśliwie w porę na to wpadliśmy i autor też wykazał zrozumienie, zresztą odniosłem wrażenie, że bardzo pana szanuje, mówił coś o rozmowie z panem, Tak, rozmawialiśmy o deleaturze, O czym, zapytała kobieta, O deleaturze, nie wie pani, co to takiego, zapytał Raimundo Silva agresywnie, Wiem, nie dosłyszałam. Wtrącenie się kobiety, którego zdaje się nikt nie oczekiwał, spowodowało chwilowe odstąpienie od tematu rozmowy, Ta pani, powiedział dyrektor literacki, od tej chwili będzie nadzorować pracę wszystkich redaktorów, zarówno w sprawach terminów i rytmu pracy, jak i poprawności nanoszonych zmian, wszystko będzie przechodziło przez jej ręce, ale wróćmy do naszej sprawy, wydawnictwo postanowiło uznać tę nieprzyjemną sprawę za zakończoną, mając na względzie zasługi, jakie dotychczas oddał nam pan Silva, przyjmiemy, że powodem tego wszystkiego było zmęczenie, chwilowe zaburzenie zmysłów, miejmy nadzieję, że się więcej nie powtórzy nic takiego, poza tym będzie pan musiał napisać list do wydawnictwa i do autora z prośbą o wybaczenie, autor mówi, że nie trzeba, że któregoś dnia porozmawia z panem o tym zdarzeniu, ale my uważamy napisanie listu za pański obowiązek, panie Silva, Napiszę, Bardzo dobrze, dyrektorowi literackiemu wyraźnie teraz ulżyło, nie trzeba dodawać, iż w najbliższym czasie będziemy zwracać szczególną uwagę na pańską pracę, nie żebyśmy myśleli, że celowo będzie pan znowu zmieniał znaczenie tekstów, ale żeby zapobiec skutkom ewentualnych nieposkromionych impulsów pańskiego ducha, które ponownie mogą się objawić, i nie muszę dodawać, że jeśli zdarzy się podobna sytuacja, nie będziemy już tak bardzo tolerancyjni. Dyrektor literacki zamilkł w oczekiwaniu, że redaktor wygłosi jakieś oświadczenie na temat swych przyszłych intencji, przynajmniej tych świadomych, skoro te drugie, jeśli istniały, należały do nieprzeniknionych planów nieświadomości. Raimundo Silva spostrzegł, czego od niego oczekiwano, to prawda, że słowa wymagają słów, dlatego się mówi, Słowo pociąga za sobą słowo, ale też Do kłótni trzeba dwojga, wyobraźmy sobie, że Romeiro pozostawiłby bez odpowiedzi zgubną ciekawość giermka Telma, najprawdopodobniej sprawy by się ułożyły i nie byłoby konfliktu, dramatu, śmierci, powszechnego nieszczęścia, albo przypuśćmy, że mężczyzna zapytał kobietę, Kochasz mnie, a ona milczy, tylko na niego patrząc, tajemnicza i odległa, nie chce powiedzieć nie, co by go zdruzgotało, ani tak, co by ich zdruzgotało, podsumujmy więc, że świat byłby zdecydowanie lepszy, gdyby każdy zadowolił się tym, co mówi, nie oczekując odpowiedzi, co więcej, nie prosząc o nią ani jej nie pragnąc. Lecz Raimundo Silva powinien powiedzieć, Rozumiem, że wydawnictwo podejmie środki ostrożności, kim ja jestem, żeby oburzać się na to, co robicie, cóż, proszę o wybaczenie i obiecuję, że świadomie tego nie powtórzę, w tym momencie uczynił krótką przerwę, jakby sam sobie zadawał pytanie, czy powinien kontynuować, ale po chwili stwierdził, że wszystko zostało powiedziane, i zamilkł. Dyrektor literacki przemówił, Dobrze, i przygotowywał się do wypowiedzenia oczekiwanych słów, Sprawę uważam za zamkniętą, a teraz do pracy, wstając jednocześnie i wyciągając dłoń do Raimunda Silvy na znak pokoju, uśmiechając się, jednakże kobieta siedząca po jego lewej stronie przerwała ruch i uprzedziła wspaniałomyślność, Jeśli można, dziwi mnie to, że pan Raimundo Silva, bo tak się pan nazywa, nawet nie spróbował nam wyjaśnić, dlaczego popełnił tak poważne wykroczenie, zmieniając zdanie, które jako redaktor ma obowiązek uszanować i chronić, taki jest sens pracy redaktorów. Lew nagle znowu się pojawił, teraz naszą jedyną nadzieją, zagubionych na arenie, jest nagłe pojawienie się Tarzana, uczepionego liany i krzyczącego A-oo-oo-ooo, jeżeli nie szwankuje nam pamięć, a może nawet przyprowadzi sobie słonie do pomocy z powodu ich dobrej pamięci. W obliczu niespodziewanego teraz ataku twarze dyrektora literackiego i dyrektora produkcji ponownie stężały, może nie chcą być posądzeni o brak stanowczości przez słabą kobietę, świadomą swych obowiązków, choć powierzono je jej tak niedawno, i wlepili wzrok w redaktora z całą surowością. Nie zwrócili uwagi, że na twarzy kobiety surowości nie było, raczej lekki uśmieszek, jakby w głębi ducha bawiła się tą sytuacją. Raimundo Silva, zbity z pantałyku, rzucił na nią okiem, to jeszcze młoda kobieta, ma mniej niż czterdzieści lat, choć siedzi, widać, że jest wysoka, ma śniadą skórę, kasztanowe włosy, gdyby redaktor znalazł się bliżej, mógłby dostrzec kilka siwych nitek, usta jej są pełne, mięsiste, ale nie grube, zdarzyło się coś dziwnego, niepokój tknął gdzieś w środku Raimuda Silvę, zamroczenie byłoby odpowiednim słowem, teraz powinniśmy wybrać stosowny przymiotnik, który by mu towarzyszył, na przykład seksualne, jednakże nie zrobimy tego, Raimundo Silva nie może zwlekać tak długo z odpowiedzią, nawet jeśli powszechnie mówi się w sytuacjach tego rodzaju, że czas się zatrzymał, czego czas nigdy nie zrobił jak świat światem. Uśmiech jeszcze gości na ustach kobiety, lecz gwałtowność, oschłość słów nie może nie zostać dostrzeżona, nawet sami dyrektorzy nie byli tacy bezpośredni, Raimundo Silva waha się pomiędzy odpowiedzią równie agresywną i użyciem tonu pojednawczego, ze względu na jego zależność od tej kobiety, to oczywiste, że ona może w przyszłości utrudnić mu życie, każdy pretekst będzie dobry, zastanowiwszy się na tyle, na ile pozwoliła mu ta odrobina czasu, jaką dysponował, ponadto mając na względzie czas zmarnowany na obserwacje fizjonomii, w końcu odpowiedział, Nikt bardziej niż ja nie chciałby odnaleźć satysfakcjonującej odpowiedzi, ale skoro nie znalazłem jej do tej pory, wątpię, by mi się to udało, myślę, że rozpętała się we mnie walka pomiędzy moją dobrą stroną, jeśli rzeczywiście ją posiadam, i stroną złą, bo tę posiadamy wszyscy, pomiędzy doktorem Jekyllem i panem Hyde'em, jeśli mogę sobie pozwolić na klasyczne porównania, albo lepiej, własnymi słowami, pomiędzy złem, które kusi, wabi zmiennością, oraz konserwatywnym duchem dobrego, czasem zadaję sobie pytanie, jakie błędy popełnił Fernando Pessoa, redakcyjne i inne, przy takim zamieszaniu heteronimów, jak sądzę, była to diabelna bójka. Kobieta uśmiechała się podczas całej wypowiedzi i z uśmiechem zapytała, Oprócz tego, że jest pan Jekyllem i Hyde'em, jest pan jeszcze kimś innym, Jak dotąd udawało mi się jeszcze być Raimundem Silvą, Znakomicie, no to niech się pan postara nim zostać, w imię interesów tego wydawnictwa i naszych przyszłych stosunków, Zawodowych, Mam nadzieję, że nie przyszło panu do głowy, iż mogłyby to być inne stosunki, Ograniczyłem się tylko do uzupełnienia pani zdania, obowiązkiem redaktora jest sugerowanie rozwiązań eliminujących dwuznaczność, zarówno stylistyczną, jak i znaczeniową, Rozumiem, że wie pan, iż miejscem, gdzie rodzą się dwuznaczności, jest głowa słuchacza albo czytelnika, Szczególnie gdy pisarz albo mówca go do tego pobudzi, Albo jeśli należy się do rodzaju ludzi, którzy sami siebie pobudzają, Nie sądzę, by tak było w moim przypadku, Nie sądzi pan, Rzadko zdarza mi się wygłaszać stanowcze sądy, Był pan stanowczy, pisząc nie w Historii oblężenia Lizbony, a nie potrafi pan się zdobyć na stanowczość, aby usprawiedliwić oszustwo, przynajmniej je wyjaśnić, bo usprawiedliwienia być nie może, Przepraszam, ale wracamy do początku, Dziękuję za spostrzeżenie, zaoszczędził mi pan wysiłku ponownego wypowiadania się na temat tego, co sądzę o pańskim czynie. Raimundo Silva otworzył usta, by odpowiedzieć, lecz w tym momencie zauważył wyraz osłupienia na twarzach dyrektorów i zdecydował się zamilknąć. Zaległa cisza, kobieta nie przestawała się uśmiechać, lecz może dlatego, że uśmiechała się tak już długo, na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju skurczu i Raimudo Silva poczuł nagle, że się dusi, atmosfera gabinetu bardzo mu ciążyła, Nie znoszę tej baby, pomyślał i celowo popatrzył na dyrektorów, jakby dając do zrozumienia, że od tej chwili oczekuje pytań tylko od nich i tylko na ich pytania zamierza odpowiadać. Wiedział, że na tym polu bitwa została wygrana, obaj dyrektorzy już wstawali, jeden z nich powiedział, Sprawę uznajemy za zamkniętą, a teraz do pracy, lecz nie wyciągnął ręki do Raimunda Silvy, ten wątpliwy pokój nie był wart celebracji, kiedy redaktor wyszedł, dyrektor literacki powiedział do dyrektora produkcji, Może lepiej byłoby go zwolnić, byłoby łatwiej, potem wtrąciła się kobieta, Stracilibyśmy dobrego redaktora, Źle się będzie pani z nim współpracować, sądząc po tym, co się wydarzyło, Może nie.