Jan Franciszek pozostawił ogródek i stary dom. Kiedyś miał kawałek ziemi na wzgórzu Vela. Przez całe lata czyścił go z kamieni, by wreszcie motyka sięgnęła pulchnej ziemi. Nie miało to sensu, znów pełno tam kamieni, właściwie po co człowiek przychodzi na ten świat.

W ostatnich latach rzymska bazylika św. Piotra niezbyt często opuszczała kufry. W przeciwieństwie bowiem do tego, co sądzi ciemny lud, królowie są zwykłymi ludźmi, jak wszyscy dorastają, dojrzewają i w zależności od wieku zmieniają im się gusta, choć bywa, że chcąc się przypodobać innym skrywają je lub też udają ze względów politycznych. Poza tym mądrość ludowa i indywidualne doświadczenia dowodzą, iż wszystko, co zbyt często się powtarza, staje się nudne. Bazylika św. Piotra nie ma już najmniejszych sekretów dla króla Jana V. Potrafi ją złożyć i rozłożyć z zamkniętymi oczami, samodzielnie lub z czyjąś pomocą, zaczynając od pomocy lub południa, od kolumnady lub absydy, z najdrobniejszych kawałków względnie z większych elementów, rezultat jest zawsze taki sam, ta sama drewniana konstrukcja, klocki lego, składanka, kościół na niby, w którym nigdy nie odbędzie się prawdziwa msza, choć Bóg jest wszędzie.

Jedyna pociecha, że człowiek może przedłużyć swoje życie dzięki dzieciom i o ile wiadomo, że im starszy i bardziej zgorzkniały, tym mniej mu się podoba, jeśli idąc w jego ślady popełniają czyny będące dla innych kamieniem obrazy lub solą w oku, o tyle cieszy go, gdy powtarzają niektóre z jego gestów, słów i zachowań, łudzi się bowiem, że wszystko, co niegdyś zrobił i czym był, zyskuje w ten sposób nowe uzasadnienie. Jest rzeczą jasną, że dzieci udają. Innymi słowy chodzi o to, że król Jan V, straciwszy już upodobanie do składania bazyliki św. Piotra, znalazł drogę pośrednią, by dawało mu to jeszcze pewną przyjemność, zaprosił mianowicie do pomocy swoje dzieci, infanta Józefa i Doñę Marię Barbarę, okazując im w ten sposób ojcowskie i królewskie uczucia. O każdym z nich już mówiliśmy i jeszcze będziemy mówić, tu chcemy tylko nadmienić, że biedna Maria Barbara została bardzo oszpecona przez ospę, lecz księżniczki mają takie szczęście, że nie omija ich małżeństwo z powodu brzydoty i dziobów na twarzy, o ile tylko leży to w interesie korony. Oczywiście, udział dzieci w składaniu bazyliki nie jest zbyt duży. Jeśli nawet król potrzebował pomocy pokojowców przy ustawianiu kopuły Michała Anioła, a propos, przypomnijmy proroczy huk, który temu towarzyszył owej pamiętnej nocy, kiedy król wybierał się do sypialni królowej, to tym bardziej pomocy potrzebują słabe dzieci w wieku szesnastu i czternastu lat. Jest to rodzaj przedstawienia, połowa dworu przygląda się zabawie infanta i infantki siedzących pod baldachimem, są też obecni mnisi, którzy zwierzają się sobie z klasztornych przyjemności, podczas gdy dworzanie starają się przybrać taką minę, która by wyrażała jednocześnie szacunek dla książąt, rozczulenie ich młodym wiekiem oraz religijny pietyzm dla świętej budowli w miniaturze, zaiste, trudno pogodzić i odmalować tyle wrażeń na jednej twarzy, nic więc dziwnego, że wyglądają tak, jakby czuli jakiś skrywany i być może niestosowny ból. Kiedy Doña Maria Barbara własnoręcznie ustawia którąś z figur zdobiących kapitel, cały dwór bije brawo, gdy zaś infant Józef osobiście wstawia krzyż wieńczący szczyt kopuły, mało brakuje, by wszyscy padli na kolana, wszak to następca tronu. Ich książęce moście uśmiechają się, później król przywołuje dzieci, chwali ich zręczność i udziela im błogosławieństwa, przy którym one klękają. Świat wydaje się tak pełen harmonii, przynajmniej w tym salonie, jakby był odbiciem tego zwierciadła doskonałości, jakim jest niebo. Każdy wykonywany tu gest jest szlachetny, może nawet boski w swej powadze i ważkości, każde zaś wypowiadane słowo stanowi jakby część zdania, którego końca nie widać i właściwie nie ma żadnego powodu ku temu, żeby się miało skończyć. W taki sposób mówią i zachowują się mieszkańcy niebios, gdy przechadzają się po diamentowych ulicach i gdy ojciec wszechświatów przyjmuje ich na audiencji w swoim złocistym pałacu, gdzie jako członkowie dworu przyglądają się zabawie syna, który układa, psuje i na nowo układa drewniany krzyż.

Król Jan V wydał rozkaz, by nie rozbierano bazyliki, została więc na swoim miejscu. Dworzanie opuścili salę, wyszła też królowa oraz infant i infantka, w ślad za nimi ruszyli mnisi mruczący litanie, król natomiast z powagą przygląda się bazylice, w czym starają się go naśladować szlachcice, których służba przypada na bieżący tydzień. Ponad pół godziny trwała ta zbiorowa kontemplacja króla i pokojowców. W myśli tych ostatnich nie będziemy wnikać, skąd można wiedzieć, co im tam chodzi po głowach, może przykry kurcz łydki, może ulubiona suka, która lada moment się oszczeni, przesyłka z Goa czekająca w urzędzie celnym, nagły apetyt na karmelki, miękka rączka zakonnicy na klasztornej kracie czy swędzenie pod peruką, wszystko jest możliwe, wyjąwszy wzniosłą myśl zaprzątającą króla, która jest następująca, Chcę mieć taką samą bazylikę obok pałacu, tego się zupełnie nie spodziewaliśmy.

Nazajutrz król kazał przywołać architekta Mafry, niejakiego Jana Fryderyka Ludovice, tak z portugalska brzmi jego niemieckie nazwisko, i powiedział mu bez ogródek, Moim życzeniem jest, aby w Mafrze, obok pałacu, zbudowano taki sam kościół jak św. Piotra w Rzymie, co rzekłszy, surowo popatrzył na artystę. No cóż, królowi nigdy nie należy mówić nie, a tenże Ludovice, który podczas pobytu w Italii nazywał się Ludovisi, a więc dwukrotnie zmieniał nazwisko rodowe po niemiecku brzmiące Ludwig, dobrze wie, że powodzenie w życiu nie może się obejść bez kompromisu, zwłaszcza gdy się żyje między stopniami ołtarza i tronu. Jednak wszystko ma swoje granice, ten król nie zdaje sobie sprawy z tego, czego żąda, jest głupcem, durniem, przecież jakaś zachcianka, choćby i królewska, nie sprawi, że urodzi się drugi Bramante, Rafael, Sangallo, Peruzzi, Buonarroti, Fontana, Della Porta, Maderna, uważa, że wystarczy mi powiedzieć, Ludwigu bądź Ludovisi, czy tam Ludovice, jeśli ma być po portugalsku, Chcę św. Piotra, i św. Piotr już stoi, podczas gdy ja wiem, że tylko potrafię budować Mafry, racja, że jestem artystą, i to równie próżnym jak każdy inny, znam wszakże moje możliwości, a także usposobienie tutejszych ludzi, mieszkam tu już przecież dwadzieścia osiem lat, chełpliwi, lecz leniwi, trzeba jednak zręcznie mu odpowiedzieć, żeby moje nie bardziej mu schlebiło niż najuniżeńsze tak, nie jest to wcale łatwe, oby Bóg mi dopomógł, Zamysł Waszej Królewskiej Mości godny jest wielkiego monarchy, który kazał zbudować Mafrę, wszelako życie jest krótkie, Miłościwy Panie, a św. Piotr, od poświęcenia pierwszego kamienia do konsekracji bazyliki, pochłonął sto dwadzieścia lat pracy i bogactw, Miłościwy Pan, o ile wiem, nigdy tam nie był i opiera swoje wyobrażenie wyłącznie na składanym modelu, myślę, że nam nie udałoby się to nawet i za dwieście czterdzieści lat, Wasza Królewska Mość już dawno byłby w grobie, a także syn, wnuk, prawnuk, praprawnuk i prapraprawnuk Waszej Królewskiej Mości takoż, zapytuję więc z całym szacunkiem, czy warto budować bazylikę, która może być gotowa dopiero w roku dwutysięcznym, zakładając, że świat będzie jeszcze wtedy istniał, Wasza Królewska Mość raczy zdecydować, Czy świat będzie jeszcze istniał, Nie, Miłościwy panie, czy budować w Lizbonie drugą bazylikę św. Piotra, mnie osobiście wydaje się bardziej prawdopodobny koniec świata niż zbudowanie drugiej takiej bazyliki, Cóż, nie uczynię więc zadość mojemu życzeniu, Wasza Królewska Mość żyć będzie wiecznie w pamięci poddanych, opromieniony wiekuistą chwałą niebios, pamięć jednakowoż nie jest dobrym terenem do stawiania fundamentów, mury rychło by się zawaliły, niebo zaś jest jednym wielkim kościołem, toteż rzymska bazylika jest tyle warta co ziarnko piasku, Skoro tak, to po co budujemy na ziemi kościoły i klasztory, Gdyż nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ziemia była już kiedyś kościołem i klasztorem, miejscem wiary i odpowiedzialności, miejscem kultury i wolności, Nie bardzo rozumiem te słowa, I ja nie bardzo rozumiem to, co mówię, ale wracając do sprawy, jeśli Wasza Królewska Mość chce pod koniec życia zobaczyć choćby piędź muru, należy już teraz wydać stosowne rozkazy, w przeciwnym razie nie wykroczymy poza wykopy, Czyżbym miał żyć tak krótko, Budowa trwa długo, a życie krótko.