Co się stało z Adolfem? – zainteresował się Hrabia.Założył na siebie kurtkę i jeansy Marka, bo łachy, w których spędził 60 lat w sarkofagu, wyglądały nieco niewyjściowo.Popełnił samobójstwo. Ruscy zabezpieczyli jego zwłoki i potem spalili. Zachowali tylko fragmenty szczęki.Myślę, że dałoby się zdobyć kawałek. Poskrobał się po głowie.Odtworzenie ciała z tak niewielkiego kawałka, w sytuacji, gdy nie dysponujemy pełną mocą kręgów, będzieskrajnie trudne – powiedział. Nie potrzeba mocy – uśmiechnęła się. – Wystarczy go sklonować. Nauka poszła w międzyczasie trochę do przodu. Zresztą, chrzańmy Hitlera. Nie nadawał się do naszych planów. Na dłuższą metę był nieprzewidywalny. I tylko zaszkodził zakonowi Thule.A kto się nadaje? – zaciekawił się. Wyjęła opasły skoroszyt wycinków prasowych.
– Tu znajdziemy odpowiedniego kandydata – powiedziała. – A na razie chyba pora trochę namieszać… jedziemy do kręgu? – Zgoda – ruszył do wyjścia.
– A więc mówię tym debilom, studentom – Olszakowski snuł swoją opowieść – U nas obowiązuje zasada "jeden obiekt – jeden litr". Kto tego nie zrozumie, nigdy nie będzie prawdziwym archeologiem. – Hy, hy, hy, hy, hy – zaśmiał się Kowalski. Wchodzę do tego MacDonalda – Jakub tymczasem mówił o czymś zupełnie innym – i mówię do faceta za ladą: "Poproszę dwa dogburgery". A tamten zdziwił się, a potem, widząc, że ja jestem wtajemniczony, podaje dwa takie jak dla innych klientów. Podobno wołowina, ale gdzie tam. Ja rotweilera rozpoznam z zawiązanymi oczyma… Polejcie jeszcze. Kowalski, który usłyszał koniec opowieści, odszedł na bok. Paw złożony z bimbru i wołowiny chlupnął pomiędzy głazy. – Kurde – mruknął zawiedziony archeolog, patrząc naopróżnioną flaszkę. – Wóda wyszła… – A to nie problem – uśmiechnął się egzorcysta. – Ty wAtlantydę nie wierzysz? Hę, hę. To zaraz niedowiarku zobaczysz. Wóda to H2OH? – Nie, nie – zaprotestował Olszakowski. – C2H5OH. Tojest wzór etanolu. tIr
– Czyli w powietrzu są wszystkie składniki? – upewnił się egzorcysta. – Jasne. A co?
– W tych kamulcach jest dość mocy, by zrobić tysiąc litrów wódy. Wystarczy wyładować i ukierunkować moc… – Nie pierdol – obraził się Tomasz. – Pal diabli, możenawet istnieje magia. Czemu nie. Może łażą tu duchy megalitycznych szamanów, ale nie bredź, że można tego użyćdo doraźnych konkretnych celów. – Można – syknął Jakub. Stanął pośrodku kręgu, skrzyżował dłonie na piersi i wyrzucił z siebie kilka tajemniczych wyrazów. Nad jego głową pojawiła się bańka. Wyszedł spod niej.Gotowe – powiedział – pięćset litrów etanolu.Semen wyciągnął z kieszeni rewolwer i wycelował w powierzchnię balonu.Żeby się napić, to trzeba dziurkę zrobić – powiedział i wystrzelił, zanim kumpel zdążył go powstrzymać. Kula rozprysła się, na głowy lunęła im chłodna fala spirytusu.Chodu – wrzasnął archeolog, podrywając się odognia. W ostatniej chwili odskoczyli. Napój spadł na ziemię wodospadem. Fala runęła w stronę ogniska… Stali za głazami, podziwiając dwudziestometrowy słup błękitnego ognia.Zwracam honor – powiedział Olszakowski – Faktycznie, magia działa… Tylko następnym razem zamóww butelkach… Jakub popatrzył na zegarek.Trzecia nad ranem – powiedział – Ty, Paweł, zdajesię jesteś tu nauczycielem. Aha.
– A w szkole można by się przenocować?
– Jasne, zapraszam…
– To może i ja skorzystam – mruknął Olszakowski,… bo jechać do miasteczka to trochę nie jestem w stanie. Czterej kumple, obejmując się, ruszyli przez łany perzu w stronę wsi.
Zygfryd von Hosenduft z kapłanką u ramienia weszli pomiędzy głazy kręgu. – A co tu się stało? – dziewczyna zaskoczona oświetliła ziemię pokrytą warstwą spalonej trawy. – Pewnie przebicie mocy zwęgliło roślinność powiedział.To bez znaczenia. Naturalny objaw, można powiedzieć… Stanął pośrodku i wyciągnął dłonie do góry.Dziwne – powiedział – Zupełnie nie czuję mocy,a przecież jeszcze godzinę temu… Kapłanka drepcząc wokoło znalazła pękniętą flaszkę po wódce, a po chwili jeszcze jedną. – Święty krąg został sprofanowany – jęknęła.
– Użyjemy drugiego – rozkazał. Ruszyli lasem, omijając łukiem wieś. Niebawem drogę zagrodził im płot z drutu kolczastego. Dziewczyna wyjęła z kieszeni nożyce do blachy i utorowała drogę. Nieoczekiwanie zatrzymała się jak wryta. – Co się stało? – zapytał hrabia.
– Miejscowi gadali, że gdzieś tu jest pole minowe mruknęła.Bajdy. Po tylu latach od wojny z pewnością wszystkie niewypały dawno są niegroźne – odparł i podjął marsz.
Małgorzata Piącha, licząca w swoim sklepie wieczorny utarg, usłyszała huk eksplozji, a po chwili drugi.
– Hy! – powiedziała. – Sarna musi na minę wlazła. Jutro poszukamy… Jakub obudził się pod szkolną ławką. Przez chwilę z przerażeniem zastanawiał się, czy przypadkiem nie powróciły czasy, gdy musiał uczęszczać do takich przybytków wiedzy, ale zaraz się uspokoił. Co to było wczoraj? – poskrobał się po głowie. Głowa bardzo go bolała. Wnętrzności też. Nie należało mieszać daktylowego bimbru z żubrówką… – Ty, wstawaj – powiedział do niego Semen siedzący na biurku. – Pochlaliśmy się w cztery dupy wczoraj,a przecież miałeś załatwić tego von Smródpogaciach. – Co? – Jakub na kacu wolno kojarzył.
– No Hosendufta – przypomniał kozak. – Gadałeś o mocy,potem spadł z nieba alkohol. – A, faktycznie – pamięć wróciła. Przymknął oczy. Nie wiedział, czy zielony ocean przed jego powiekami to efekt kaca, czy wszedł w trans. Nie miało to większego znaczenia. – Hrabiego tu nie ma – powiedział. – Mocy też nie…
– Jak to? – zdziwił się Semen. – Wczoraj mówiłeś, że będzie trzecia wojna światowa, a teraz wykręcasz się sianem?… – Wczoraj było wczoraj, a dzisiaj jest dzisiaj – Jakub zrezygnował z wyjaśnień – Widać się pomyliłem. Przyłożył dłonie do skroni.
– A swoją drogą nie sądziłem, że ta moc Atlantydów taka słaba – mruknął. – Szybko się zużyła… Ale fajnie, że zdaliśmy test i możemy być archeologami. Wracajmy dodomu – zaproponował. – O, i to jest głos rozsądku – ucieszył się jego przyjaciel.
Lekarz ciekawie zajrzał przez okienko w drzwiach separatki. Na pryczy siedział zgaszony, przygarbiony mężczyzna. – A więc to wasz ptaszek?
– Owszem – uśmiechnął się ordynator. – Kompletny wariat. Twierdził, proszę sobie wyobrazić, że jest Osamą bin Ladenem… Bardzo ciężki przypadek. Nie dość, żenauczył się arabskiego, to jeszcze wyhodował sobie brodę i nawet się obrzezał. – Coś podobnego – zdumiał się wizytator. – I co zrobiliście? – Do terrorysty upodobniała go przede wszystkim broda. Zgoliliśmy mu ją. I powiesiliśmy w celi lustro, żeby mógł się przyzwyczajać do swojego prawdziwego wyglądu. Zastosowaliśmy silne środki psychotropowe i elektrowstrząsy. Uzyskaliśmy znaczącą poprawę. Przestałtwierdzić, że jest Talibem, choć na razie nie przypomniałsobie jeszcze, kim jest. – Ciekawe…
– A wygadywał kompletne brednie. Twierdził, że polska komórka AlQuaidy produkowała w Chlewiskach wąglik… – Przez tę cholerną telewizję tylko ludzie wariują mruknął wizytator. – W Kobierzynie, w Tworkach, wszędzie mają świrów, którzy twierdzą, że robili wąglik… Jakie rokowania? – Terapia będzie kontynuowana. Chcemy na nim wypróbować nowe, silniejsze psychotropy najnowszej generacji… Wprawdzie kosztują nieziemsko i kasa chorych będzie sarkała, ale my naprawdę dbamy o pacjentów i staramy się im pomóc.