Изменить стиль страницы

A gdy otworzyły się ich oczy, Płowy Jack przygroził im surowo, mówiąc:

– Dbajcie, aby nikt się o tym nie dowiedział.

Ale oni obracali jęzorami dopóty, aż utworzyło się czwarte zbiegowisko.

I rozchodziła się wieść o nim po całym Kroywenie: dookoła Yota Nufo, od Uggioforte do Aiwa Paz i od Riwazolu do Tawedy, a i dalej jeszcze – aż po sam Quenos.

A on stał pośrodku mnóstwa i nauczał je, mówiąc:

– Grajcie, albowiem przybliżył się wiek gotowości tego widowiska i nadchodzi dzień Montażu Ostatecznego. Szukajcie prawdy we własnych sercach, bo ona was wyswobodzi. Wiara w Wewnętrzny Głos przeniesie was na ekran świata, na którym rychło spocznie oko Widza. Tam żyć będziecie wiecznie, jak na tej scenie, która dziś leży u Jego nóg.

Błogosławieni statyści, gdy nie wychodzą na pierwszy plan. Cisi pozostaną na ekranie świata. I ci, co się smęcą, pocieszeni będą, bo ich me dosięgną nożyce Montażysty. Lecz nie mniemajcie, iż ja mam moc zmieniać prawa filmowej gry albo w imieniu Widza darować wam popełnione w sztuce aktorskiej błędy.

Słyszeliście, gdy mówiono dawniej: “Bądź Wola Twoja". A ja wam powiadam, iż każdy aktor lub statysta, który na planie zdjęciowym sprzeciwi się własnemu sumieniu i zagra niezgodnie z Duchem Scenariusza, zostanie wycięty z ujęcia i rzucony w ciemności zewnętrzne. Jeżeli zatem gorszy cię twe prawe oko – wyłup je, a jeśli cię gorszy prawa ręka – utnij ją: pożyteczniej jest bowiem dla ciebie, aby zginał jeden z twych członków, niż gdyby cała twa postać została usunięta z sekwencji tego filmu przy jego Montażu Ostatecznym.

Widz nie oceni cię za wyznaczoną rolę, tylko za walory twej gry w ramach otrzymanego talentu, którego zdasz sprawę w sądny dzień. Dlatego powiadam wam: nie zbierajcie sobie skarbów na scenie, gdzie mól i rdza zniszczy wszystko i gdzie – oprócz waszej wiary w skarby – wszystko fałszywe jest. Spójrzcie na ptaki, iż nie sieją ani żną, ani zbierają do gumien, a Twórca wasz żywi je. I po co się martwicie o odzienie? Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną: nie haftują ani przędą. A czyż królowa piękności w całej swej sławie bywa tak przyodziana jako jedna z nich?

Jeżeli tedy trawę polną, która dziś jest, a jutro bywa w piec rzucona, Ojciec mój tak ubiera, czy nie bardziej zadba o was, o mało wierni!

Gazeta, za którą schowałem się przed Płowym Jackiem, nagle zainteresowała mnie. Przypadkiem była prawdziwa i zawierała najnowsze wiadomości. Tkwiła w szeroko rozłożonych dłoniach mojego czarnego sąsiada. Jego szklane oczy Wpatrywały się w papier pokryty rzeczywistym drukiem równie bezmyślnie, jak oczy dwóch innych manekinów, którym uliczny sprzedawca za plastykowe krążki wsunął do rąk imitacje ostatniego wydania “Kroywen – Expressu". Jedyny prawdziwy egzemplarz gazety, jaki trafił do baru, złapał zaraz kauczukowy Murzyn.

Gdy czarny obrócił płachtę gazety na drugą stronę, zobaczyłem nagłówek wydrukowany wielkimi literami:

ZUCHWAŁY NAPAD RABUNKOWY W CENTRUM KROYWENU

Przekonany, że dziennik donosi o moich popisach, niespokojnie przywarłem wzrokiem do szpalty, lecz zaraz zdziwiłem się, bo w artykule była mowa tylko o kolejnej udanej akcji słynnego gangstera Dawida Martineza:

Wczoraj wieczorem, o godzinie osiemnastej dwadzieścia, sześcioosobowa szajka gangsterów pod przywództwem nieuchwytnego bandyty Dawida Martineza dokonała zbrojnego napadu na ambulans załadowany sztabami złota. Napadu dokonano na Pięćdziesiątej Pierwszej Ulicy, w chwili gdy konwój wozów eskortujących transport złota, przejeżdżał pod domem towarowym Riva Aha. Po krótkotrwałej wymianie ognia miedzy uzbrojonymi w pistolety maszynowe gangsterami oraz strażnikami i policją bandyci uprowadzili ambulans w nieznanym kierunku, zostawiając na miejscu dwóch zabitych kolegów. W walce poległo ośmiu konwojentów i trzech policjantów.

Przypominamy, że jest to już dziewiąty krwawy napad rabunkowy przeprowadzony przez szajkę Dawida Martineza w czasie ostatnich czterech lat. Tym razem łupem gangsterów padło czterysta kilogramów złota przewożonego do banku Quefeda Nos Paza. Władze prowadzą energiczne śledztwo.

Poprosiłem kauczukowego Murzyna o gazetę, aby ją dokładnie przejrzeć. Nim czarny zdążył zareagować, inny pogrążony w lekturze manekin podsunął mi uprzejmie swoją imitację dziennika. Pod życzliwą kontrolą jego szklanych oczu przez.dobry kwadrans wpatrywałem się w czarne paski i szare prostokąty pokrywające papier w miejscach nagłówków i kolumn. Wreszcie Murzyn poszedł do bufetu po butelkę. Wtedy zamieniłem dyskretnie oba egzemplarze, kładąc namiastkę dziennika na stoliku czarnego.

Dopiero na przedostatniej stronie znalazłem notatkę o sobie umieszczoną pod tytułem:

FURIAT W TEMALU

Wiele kłopotu sprawił karabinierom niejaki Carlos Ontena, zamieszkały w Tawedzie robotnik fabryki wagonów w Pial Edin. Powodowany zazdrością o swoją narzeczoną, referentkę z Temalu, którą podejrzewał o romans z kierownikiem tamtejszego działu, w czasie swej niespodziewanej wizyty w gmachu centrali handlowej, zastawszy narzeczoną z kierownikiem, dostał ataku szału. Po zamordowaniu kierownika oraz siedmiu innych osób, które bądź to próbowały obezwładnić furiata, bądź przypadkiem wpadły w jego ręce, zamknął się z trzema zakładnikami w jednym z lokali biurowych, gdzie pod groźbą zastrzelenia tych niewinnych ludzi nie dopuszczał oblegających do wyważenia drzwi. Dopiero dzisiaj o świcie – po zmobilizowaniu znacznych sił – karabinierzy ujęli zbrodniarza bez dalszych śmiertelnych ofiar.

We wczorajszym doniesieniu (zredagowanym w czasie oblężenia złoczyńcy) podaliśmy bliższe szczegóły tragedii rozgrywającej się w Temalu. Według potwierdzonych wielokrotnie wiarygodnych informacji, uzyskanych na miejscu przez naszego wysłannika, Carlos Ontena (dotąd nigdy jeszcze nie karany), zanim dokonał masakry w Temalu, był jednym ze słuchaczy często przebywających w towarzystwie trzydziestotrzyletniego ulicznego proroka, zwanego Płowym Jackiem, który nazywa siebie “reżyserem świata" i cieszy się znaczną popularnością wśród włóczęgów koczujących na wschodnim brzegu Vota Nufo.

Nie chcemy akcentować tutaj wpływu nauki ulicznego proroka na postępowanie robotnika fabrycznego. Rzuca się jednak w oczy fakt, że Carlos Ontena, który dysponuje niewiarygodną siłą fizyczną, wyróżnił się w Temalu wyjątkowym okrucieństwem. Podajemy po raz drugi listę jego zbrodni w reporterskim skrócie:

Sekretarce zagradzającej mu drogę do gabinetu kierownika wyrwał całą rękę z ciała razem z łopatką. Samemu kierownikowi roztrzaskał głowę jednym ciosem gołej pięści. Nóż w ręku urzędnika biegnącego z pomocą zagrożonym kobietom podniecił tylko Ontenę do długiej serii morderstw. Zgodnie z zeznaniami naocznych świadków osiłek podniósł urzędnika pod sam sufit i trzasnął nim o schody z tak wielką siłą, że metalowe wsporniki rozbitej poręczy przeszyły ciało nieszczęśliwego na wylot.

Po dokonaniu tego czynu Ontena zalany krwią swej ofiary zbiegł na taras widokowy gmachu. Tam podczas próby aresztowania go przez funkcjonariuszy prawa ujął za klapy mundurów dwóch rosłych karabinierów i po przeniesieniu ich do krawędzi dachu wieżowca – zepchnął w przepaść. Następnie obezwładnił trzeciego, niecelnie strzelającego doń karabiniera i wykręcił mu z ręki rewolwer. Nie darował też bezbronnej kobiecie, która wskazała władzom miejsce ukrycia zbrodniarza: zabił ją, zanim zdążyła uciec z tarasu.

Jakby jeszcze niesyty krwi przelewanej w jakimś szalonym natchnieniu, zszedł dwa piętra niżej i w pustym korytarzu, nie atakowany przez nikogo i niczym, już nie zagrożony, z najniższych, sadystycznych pobudek – zamordował ośmioletnie dziecko. Ontena zastrzelił chłopca, przykładając mu rewolwer do czoła.

Wkrótce potem, ścigany przez drugi patrol karabinierów, uciekając korytarzem sześćdziesiątej drugiej kondygnacji gmachu centrali handlowej, wtargnął na miejsce pierwszego zabójstwa, gdzie raz jeszcze posłużył się zdobytą bronią: zastrzelił z niej lekarza z ekipy pogotowia ratunkowego? który operował ranną sekretarkę. W sekundę później (chyba tylko w celu wykazania swej upiornej wszechstronności) zmienił błyskawicznie narzędzie mordu z rewolweru na nóż chirurgiczny wyrwany z ciała operowanej. Strasznym ciosem tego noża przebił na wylot gardło karabinierowi, kładąc trupem ósmego z kolei człowieka.