Jak kiedyś stałam w oknie i było tak cudownie pięknie, zachodziło słońce, brzozy od stawały od nieba takie drobne, osikowate, drżące, było lato, kłosy zboża mieniły się mgliście jak gruby moher, ptaki zanosiły się przedwieczornym ujadaniem – stałam w oknie i pomyślałam, że jest tak cudownie, że w taki dzień powinno się umrzeć – a ty stanąłeś za mną. przytuliłeś mnie do siebie, oparłam plecy o twoją pierś, jedną ręką trzymałeś mnie za brzuch, drugą położyłeś na moim obojczyku, czułam jak jesteśmy jednością, zachodzimy razem ze słońcem, zstępujemy w wieczór spokojny, leniwy, zawsze nasz…

I powiedziałeś:

– Dlaczego ci smutno? Zobacz, mamy wszystko czego nam trzeba…

A ja powiedziałam:

– Ale nie dożyjemy już naszych dużych drzew, które posadzimy.

A ty pocałowałeś mnie w szyję i powiedziałeś:

– Ale będziemy razem patrzeć jak rosną, to ważniejsze… Tak bardzo cię kocham…

Tak było… Ale tu pełno petów… muszę chyba wywalić popielniczkę…

A propos śmieci.

U Anki w bloku mieszkał facet, który miał kochankę na dole. Żonę oszukiwał lat parę, wyjeżdżając na delegacje piętro niżej. Aż pewnej nocy, jak był na tej delegacji, kochanka go wysłała z kubłem śmieci.

Zsyp na szóstym był zatkany, poszedł na siódme, wywalił kubeł w pidżamce, stanął pod drzwiami i zadzwonił do własnego mieszkania. Otworzyła żona, spokojnie przeszedł do kuchni, otworzył szafkę pod zlewem i zobaczył pełny kubeł. Potem zemdlał. Potem się rozwiódł.

Mieszkania w blokach są nieszczęściem dla zdrajców.

No dobra, Misiu, nie jestem w dobrym stanie… Co ja chciałam powiedzieć?… Jak trzymam ręce w górze to mniej boli…

O tak, tak niedawno to wszystko, tańczyłam przed lustrem, spódnicę opuściłam na biodra, goły brzuch – ale wciągnęłam – gołe piersi – ręce podniesione – wyglądałam rewelacyjnie, kręciłam tymi biodrami, a ty, wydawało mi się, patrzysz z zachwytem. Boże… nie wytrzymam tego… z pierdolonym zachwytem – niski ton głosu – chodź już do mnie, nie męcz mnie tak… chodź już…

Taki seksowny ton faceta, któremu już stoi i który nie chce czekać… Bo oczywiście kocha i pożąda. A ja, idiotka, z tymi gołymi cyckami, z uśmiechem – czułam się tak pewnie, tak bezpiecznie… Nigdy tego nie robiłam… Nie śmiałabym wcześniej robić takich rzeczy…

No, może tatuś nie byłby zadowolony. Czy tatuś byłby zadowolony, że córeczka świeci gołymi cyckami przed obcym w końcu facetem?

Wtedy też były tańce… karnawał…

– Karnawał!- odkrywczo ktoś powiedział.

– To może u nas? – Ty przytuliłeś mnie w pasie. OK. Może u nas.

Po tym spotkaniu w naszym domu dostałam szału. Jeszcze oczywiście nic nie wiedziałam, ale jeśli gość w moim domu nie odzywa się do mnie przez siedem godzin, a jest osiem osób raptem, to czy myślałeś, że ja lego nie zauważę?

Tańczył ze mną cały czas, a kiedy poszłam odgrzać chińskie jedzenie, odwróciłam się – zobaczyłam o tu, w szybach, jak ona się podnosi i natychmiast podchodzi do niego, i jak on obejmuje ją- czekała na ten moment.

Boże, przecież nie będę idiotką. Przecież człowiek, z którym żyję, ma prawo tańczyć z kim chce, przecież nie będę robić awantury, przecież nie posiadam go na własność, przecież muszę zachowywać się godnie, przecież muszę zająć się sobą, a nie śledzić go, nie kontrolować, nie sprawdzać, nie pilnować!

Mieszałam żarcie – to nie jest miłość, pomyślałam. Przecież jesteś człowiekiem wolnym! Miłość to zaufanie do drugiej osoby – tak mówiłeś! Przecież wiem, że mnie nie zranisz. Przecież mówiłeś – wiem, na pewno wiem, że cię nigdy nie skrzywdzę. Będziemy żyli przez pięćdziesiąt sześć lal.

Ale jak weszłam z jedzeniem, to już siedziała pod kominkiem, jakby nigdy dupy z tamtego miejsca nie podniosła. Siedziała z tymi włosami jak glut.

A o drugiej w nocy: do widzenia, do widzenia, sralis mazgalis, jak było miło, naprawdę, do zobaczenia, ble ble ble… trzeba to koniecznie powtórzyć… Trzeba to koniecznie powtórzyć!!!

Szlag mnie trafił.

– Nie obrażaj mojej inteligencji – wrzeszczałam. – Wiem, że będziesz robił, co chcesz, ale nie życzę sobie widzieć jej więcej w moim domu!

– Ale dlaczego? To taka miła kobitka.

– Przecież nie będę cię kontrolować! Nie będę cię śledzić! Możesz robić co chcesz, to… Ale nigdy jej nie zapraszałam, zawsze przychodziła na doczepkę do towarzystwa, nigdy z mężem…

A ty:

– Och wiesz jak go praca wciąga… On nigdy nie ma czasu…

– Ale ja nie chcę jej więcej w moim domu! A ty nagle zrozumiałeś:

– Kochana, kochana, wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza, przysięgam ci, że nigdy już ona do tego domu nie wejdzie, chyba że zmienisz zdanie. To nie ona jest ważna, tylko ty, jak możesz w ogóle tak myśleć, przecież ty jesteś moja, tylko ty, już zawsze… Nie psuj lego, co jest między nami, kochana… Nie pamiętasz, że umówiliśmy się na pięćdziesiąt sześć lat?

Pamiętam…

To co to ja miałam zrobić?

A pamiętasz, jak kiedyś się obudziłam nad ranem i otworzyłam oczy. W sypialni już nie było ciemno i jeszcze nie było jasno. W tej szarości napotkałam twój wzrok i uśmiechnąłeś się do mnie.

– Patrzę na ciebie – powiedziałeś. – Jak śpisz. Żal mi czasu, kiedy jesteś obok… Patrzę na ciebie…

A teraz ja widzę rzeczy, które nie są…

Szklanka to nie jest szklanka, stół nie jest stół… co napisał Herbert o stole? To było ważne… Przypomnę sobie… Nie chcę sobie przypominać. Pieprzyć Herberta.

Nie wiem, dlaczego mam się w tym wszystkim babrać. Należy brać życie, takie jakie jest. Nie czepiaj się przeszłości – jest martwa. Cohen wylądował w klasztorze buddystów i żyje tam od dwóch lat. W prawdziwym poznaniu siebie tkwi wolność, miłość i niezależność – tak mówiłeś.

A ja mam nowe zmarszczki koło oczu… Mam nowe zmarszczki. Jaka szkoda. lulaj mi się takie coś zrobiło… Nie miałam tego. Skórka jak z Biurka. Chociaż właściwie mnie to gówno obchodzi. Prawdziwe dbanie o siebie nie polega na wklepywaniu kremów… Ale tutaj tego nie miałam. Mam nadzieję, że mi się nie zrobi taki małpi pyszczek, obwisłe policzki, zacięte usta – taki małpi pyszczek zdradzanych kobiet…

A może mi się zrobi. Nic mnie to nie obchodzi.

Ja? Ja mam paranoję?

Ostatki. Sratki. Telefon, ostatki! Oczywiście pójdziemy. Oczywiście, jakżeby inaczej.

Podjeżdżamy.

Czerwonego mercedesa nie ma. Oddycham.

Ale krótko, bo ona siedzi.

– O, niektórzy mężowie nawet w ostatki ciężko pracują- zauważył mój mąż.

– Ha, ha – Ola, co za imię, obłe jakieś Ooola, Ola się śmieje skrzekliwie – jak mężczyzna nie ma grubego między nogami… portfela, to co z niego za mężczyzna, ha, ha, ha.

No doprawdy, ha, ha, ha. Ale śmieszne. Boki zrywać.

Witamy, witamy. Drinki, soczki, sroczki, sałatki, złote myśli.

– Mąż powinien bardziej uważać na żonę.

– Albo żona na męża, ha, ha, ha – skrzekliwe. – Nigdy nic nie wiadomo.

Ano, nie wiadomo.

A propos, ktoś rzuca: A jedna pani, jak zastała męża z inną panią, to wykazała klasę i powiedziała spokojnie: „proszę się ubrać, zrobię kawę i czekam na państwa w salonie.” Zrobiła kawę, pomodliła się w duchu i dalej spokojnie: „Wydaje mi się, że powinniśmy o tym porozmawiać – tu zwróciła się do obcej – mam wrażenie, że obie jesteśmy oszukiwane.”

Mąż milczał jak grób, a panienka z akcentem warsiaskim powiedziała: „No to chiba niech pani mówi za siebie, no bo ja to wiedziałam, że jest żonaty”

No i co, no i co? No i pstro…

Pamiętasz, jak wszyscy oczekiwali końca tej historii? No i nic.

A ty na to:

– A bo głupi był. Ja to bym się podniósł i powiedział: „Kochanie, to nie ja”. Uwierzyłabyś prawda? Wszyscy gruchnęli śmiechem, najbardziej skrzeeząco Ola i mówi do mnie, specjalnie do mnie: – No i co, no i co?

A ja wtedy patrzę jej prosto w oczy i mówię:

– Zastaję swojego męża in flagranti i mówię do niego: cześć kochanie, zapłać pani, kolacja na stole. Towarzystwo: hi, hi, ha, ha…

Całkiem miły wieczór poza tym.