Więc obie stoją i patrzą, jak Ewa przyciąga do okna stół. Dziewczynka szamoce się i szarpie z ciężkim, starym meblem, lecz matka i babcia nadal stoją bez ruchu.

Ewa wspina się na stół i sięga ręką za brązową zasłonę, skąd wyraźnie sączy się złocisty, słaby blask.

– Jest takie miękkie, ciepłe i tak piękne, tak bardzo piękne – szepcze, gdy już trzyma w dłoni smukłe, długie pióro, otoczone drżącym, srebrnozłotym puchem. – To ONO. Wiem, że to ONO – powtarza i schodzi ze stołu. Matka i babcia podchodzą teraz ku niej i spoglądają na białe pióro, które dziewczynka trzyma w ręce.

– Oczywiście, że nie jest ptasie. Przecież to widać – szepcze Anna.

– Tak – przyznaje babcia i dopiero teraz uświadamia sobie, dlaczego osiem lat temu zabrała do domu to duże pióro, a potem tak długo je przechowywała.

– Co teraz? – pyta wnuczki, nie mogąc oderwać oczu od drżącego, srebrzystozłotobiałego puchu.

– Teraz musimy znaleźć Anioła, który je zgubił – odpowiada Ewa.

Mrok nie cofał się, lecz nie narastał. To było dziwne. Blask, którego nie powinno tu być, wzmocnił się. Ave nie wiedział, czy ma się z tego cieszyć. Był już tak zmęczony, że rozproszenie się, choć oznaczało koniec, wydawało mu się lepsze niż stan, w jakim się znajdował. Nie miał w sobie siły człowieka, lecz jedynie wszystkie jego słabości; z anielskiej Mocy pozostała mu tylko pamięć. I właśnie pamięć sprawiała ból; większy niż ból fizyczny, który doskwierał mu jako półczłowiekowi. Głęboka rana na plecach jątrzyła i piekła, przypominając o cudownym, upajającym locie pomiędzy Niebem a Ziemią. Ostatnim locie. Jego stopy, nienawykłe do stąpania, otarte do krwi, nabrzmiałe, przyczyniały mu nieustannego cierpienia. A samotność i bezradność potęgowały lęk.

Ave do tej pory nigdy nie zaznał samotności. Anioły żyły w gromadach; gromada przydawała im pewności siebie i zwiększała Moc. Dlatego Ave rozumiał, co czuje jego bliźniaczy brat, Vea, gdy mówi, że ciągnie go do gromady, choć tamta gromada budziła wyłącznie ponure skojarzenia i strach. Nawet Vea bał się natężenia Zła, mimo że tęsknił za jego Mocą.

Anielska gromada była czymś zupełnie innym. W gromadzie kształtowało się anielskie poczucie Prawdy i Miłości. Gromada strzegła najmłodsze Anioły przed popełnianiem zbyt wielu błędów, gdyż za błędy Anioła płacił człowiek. Zdarzało się też odwrotnie: bywały Istoty ludzkie oporne na anielską pieczę. Ave wiedział, że dawały one posłuch Czarnym Gromadom. Powoli przekonywał się – wprawdzie niechętnie i bardziej z przymusu niż z własnej woli – że każda z ludzkich Istot ma przy sobie dwa Anioły, Czarnego i Białego. I tak jak one toczyły walkę, tak i w człowieku toczył się nieustający spór między Dobrą a Złą stroną jego natury. Ave pojął też, że Prawdę tę miał poznać na Drabinie, przechodząc na coraz wyższe jej szczeble – i zarazem rozumiał, dlaczego nie obdziela się tą wiedzą zbyt wcześnie najmłodszych Aniołów. Świadomość posiadania na Ziemi brata bliźniaka dla niektórych byłaby zgubna. Być może zaczęłyby one poszukiwać swej drugiej połowy i zamiast toczyć z nią walkę, pokochały ją?

Ave na Drabinie dowiedział się już, że zadanie Anioła nie polega na chronieniu ludzi od wszelkiego zła.

– Jeśli ustrzeżesz ludzką Istotę przed wszelkim Złem, które jej zagraża lub które ona może popełnić, to ją odczłowieczysz. Niektóre z nich powinny cierpieć. Jeśli odbierzesz im całe cierpienie, uchronisz przed każdym bólem czy złą przygodą, to odbierzesz im mądrość, czucie i wrażliwość – tłumaczył Uriel, uśmiechając się pobłażliwie na widok zdumienia młodych Aniołów. – Chroniąc nadto gorliwie ludzką Istotę, uniemożliwiacie jej wejście na wyższe szczeble ludzkiej Drabiny. Albowiem jeśli ludzie nie będą umieli rozpoznać Zła, to pozbawieni choćby na chwilę anielskiej pomocy, szybko zbłądzą. Nadgorliwy Anioł czyni więc ludzkiej Istocie krzywdę równie wielką jak Czarny.

Ave dopiero tutaj, na Ziemi, zrozumiał, co Archanioł miał na myśli. W gruncie rzeczy mówił to samo, co Vea, choć innymi słowami. Z drugiej strony myśl, że Vea nie kłamie, była Avemu przykra. Przywykł wierzyć, że Prawda związana jest z Aniołami, a kłamstwo z Czarnymi. Świadomość, że jest to bardziej skomplikowane, niż sobie wyobrażał, niepokoiła go. W ogóle nowo poznana rola Zła u boku Dobra była dla niego zaskoczeniem. Zatem człowiek, wystawiony na zakusy Zła, mógł, jeśli chciał, wyjść z tego spotkania mocniejszy, a nie słabszy? Jeśli chciał. Jeśli był do tego przygotowany.

Gdy Ave przebywał jeszcze na Drabinie wraz z innymi, Barbiel tłumaczył im, jak przez niewiedzę młodych i naiwnych Aniołów ludzkie Istoty nabierają błędnego mniemania o swych niebiańskich opiekunach.

– Oczekują one, niestety, pomocy tam, gdzie doskonale radziły sobie same. Przyzywają nas z wielu błahych przyczyn. Natomiast zapominają o nas, gdy decydują się sprawy ważne, gdy stąpnięcie na ten lub inny Kamień Życia przesądza o ich przyszłym losie. Najmłodsi bracia w anielskiej gromadzie, nie chcąc zawieść swych podopiecznych, zbyt często słuchają ich wezwań. Na Ziemi szerzy się zatem przekonanie, że Anioł Stróż strzeże od wszelkich dużych i małych nieprzyjemności, nie zaś, że pomaga ludzkiej Istocie wybierać właściwą Drogę. To właśnie naiwne, młode Anioły doprowadziły, przez nadgorliwość, do umniejszenia naszej Mocy w wyobrażeniach ludzi…

Ave zdawał sobie sprawę, że nie zna wszystkich tajemnic anielskiej profesji, że jeszcze wiele musi się uczyć, by mądrze kierować losami powierzonej sobie ludzkiej Istoty. Wiedział też, że nie każdemu Aniołowi trafia się łatwy podopieczny. Ludzie byli tak różni jak chmury na niebie. Ale zanim strącił go Czarny, pozbawiając Mocy, Ave zdobył pewność, że dostał pod opiekę niezwykłą Istotę, przy której sam może się wiele nauczyć. Czuł, że ich współpraca zaowocuje nadzwyczajną harmonią.

Albowiem ludzie uczyli się od Aniołów, a Anioły uczyły się od ludzi. To, czy trafią na wyższe szczeble Drabiny – jak Gabriel, Uriel, Barbiel – zależało nie tylko od nich, ale i od ich podopiecznych. Człowiek miał tylko jednego Anioła Stróża, Anioł zaś nieskończoną ilość podopiecznych – ludzie w gruncie rzeczy czynili więcej dla Aniołów niż Aniołowie dla nich.

Na szczeblach Drabiny pamiętano też o Aniołach, które z miłości do rodzaju ludzkiego oddały swoje istnienie i nieśmiertelność. Rozproszyły się wprawdzie nie w Mroku, lecz w Świetle, i to z własnej woli, towarzysząc ludzkiej Istocie w jej męce i cierpieniu. Abriel został na Ziemi wraz ze swoim szalonym Prorokiem, towarzysząc mu w więziennym lochu. A gdy Zła Kobieta zażądała głowy Proroka, Abriel z rozpaczy sam się rozproszył, gdyż nie chciał już nikogo kochać. Galmiel dla odmiany stopił się w ogniu wraz z Istotą, która nie chciała wyprzeć się poglądu, iż Ziemia jest okrągła. Ziemia naprawdę była okrągła, i Galmiel wiedział o tym lepiej niż jego nieszczęsny podopieczny. Z miłości do niego Anioł zezwolił, by ogień stosu spalił mu skrzydła, a potem, już bezbronny, spłonął razem z człowiekiem, którego pokochał. Bywało więc, że hart ducha i uczynki ludzi pociągały Anioły do złożenia ofiary ze swego istnienia.

…tylko ja zawiodłem i nikt nie wspomni mego imienia na szczeblach Drabiny, a jeśli nawet, to jako przykład próżności, a nie poświęcenia”, myślał z goryczą i czekał na rozproszenie. Nie w Świetle, jak Abriel, lecz w obcym i wrogim Mroku.

Nagle szeroko otworzył oczy: tajemniczy, niepojęty Blask znów sączył się nie wiadomo skąd! Wpatrzył się weń zdumiony. Nie pojmował, w czym mógłby mieć swoje źródło. A jednak, żarząc się, wstrzymywał gęstnienie Mroku. Drewniane koraliki dziewczynki też stały się cieplejsze. “Ona nawet nie wie, że istnieję i jestem tak blisko”.

– Ludzie nie wiedzą, że każdy z nich ma Anioła Stróża – tłumaczył kiedyś Gabriel. – Niektórzy sądzą, że mają go tylko wyznawcy właściwej religii. Inni myślą, że Anioł Stróż to nagroda za dobre sprawowanie. Jeszcze inni, nie wierzący w nic, uważają, że sami najlepiej wiedzą, jak powinni postępować.