Изменить стиль страницы

ROZDZIAŁ 30

Reynolds nie używała samochodowego koguta, ale musiałaby to zrobić, gdyby chciał ją zatrzymać jakiś patrol. Na kilku prostych odcinkach Beltway przekraczała dozwoloną prędkość o prawie czterdzieści kilometrów na godzinę, w końcu jednak musiała zwolnić, kiedy wpadła w pułapkę kolejnych czerwonych świateł. Spojrzała na zegarek. Była siódma trzydzieści wieczorem, czy w tej cholernej okolicy zawsze jest godzina szczytu? Żeby uniknąć korków, ludzie coraz wcześniej wychodzą do pracy albo coraz później wracają. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo obie te grupy spotkają się, wtedy oficjalnie będzie można otworzyć dwudziestoczterogodzinny parking na autostradzie. Na szczęście dom Anne Newman znajdował się zaledwie o parę zjazdów od jej domu.

Po drodze agentka myślała o wizycie w domu Adamsa. Zdawało jej się, że już wszystko widziała i słyszała, ale to, co powiedziała Angie Carter o FBI, zaskoczyło ją i Conniego i wprawiło ich w stan najwyższej gotowości. Zawiadomili przełożonych w Biurze i okazało się, że pod tym adresem nie było żadnej operacji FBI. Wtedy dopiero rozpętało się piekło. Fakt, że ktoś podszywał się pod agentów FBI, przyciągnął uwagę samego dyrektora, i to on osobiście wydał w tej sprawie rozkazy. Pomimo że tylne drzwi mieszkania Adamsa były wyłamane z zawiasów i mogli bez problemów wejść do środka, zadbano – z osobistym błogosławieństwem dyrektora – o wydanie nakazu rewizji. Reynolds odetchnęła, bo w tej sprawie nie życzyła sobie żadnych wpadek. Każdy błąd mógł się natychmiast odbić osobiście na niej.

Mieszkanie zostało dokładnie przeszukane przez jeden z zespołów śledczych Biura, wycofany na tę okoliczność z innego bardzo ważnego śledztwa. Niewiele znaleźli. W automatycznej sekretarce nie było taśmy, i to naprawdę wkurzyło Reynolds. Jeśli fałszywi agenci FBI zabrali taśmę, to musiało na niej być coś naprawdę ważnego.

Zespół śledczy ponosił kolejne porażki. Nie było dokumentów podróży, map, niczego, co w jakikolwiek sposób mogłoby zasugerować, dokąd udali się Adams i Lockhart. Znaleźli odciski palców odpowiadające odciskom Faith Lockhart, to w końcu było coś. Sprawdzali przeszłość Adamsa: niedaleko mieszkała jego rodzina, może oni coś wiedzą.

W sąsiednim, pustym mieszkaniu odkryli wyjście na dach. Sprytne. Reynolds zauważyła też dodatkowe zamki, kamery wideo, stalowe drzwi i futryny oraz miedzianą tarczę na panelu alarmu. Lee Adams znał swój fach.

W pojemniku na śmieci za mieszkaniem znaleźli torbę z włosami i farbą do włosów. W połączeniu z taśmami z lotniska upewniło ich to, że Adams jest teraz blondynem, a Lockhart brunetką. Niewiele to pomagało. Sprawdzali, czy któreś z nich ma inne domy lub mieszkania. Reynolds wiedziała, że było to szukanie igły w stogu siana, nawet gdyby używali prawdziwych nazwisk. Wątpiła, żeby byli tacy głupi, a jeśli używali tych fałszywych nazwisk, jakie podali na lotnisku, to były one zbyt popularne, by mogło to wiele pomóc.

Ściągnęli do Biura i przesłuchali policjantów, którzy przyjechali po wezwaniu do mieszkania Adamsa. Ludzie przedstawiający się jako agenci FBI powiedzieli, że Lee Adams jest poszukiwany w związku ze sprawą porwań i przewożenia porwanych przez granice stanów. Obaj policjanci skwapliwie stwierdzili, że dokumenty fałszywych agentów wyglądały na prawdziwe, na dodatek byli uzbrojeni i pewni siebie, co zazwyczaj łączy się z federalnymi pracownikami wymiaru sprawiedliwości. Przeszukiwali mieszkanie profesjonalnie i nie wykonali najmniejszej próby ucieczki na widok radiowozu. Zachowywali się i mówili pod każdym względem normalnie, stwierdzili policjanci, którzy od dawna pracowali w patrolach. Podali nawet nazwisko agenta specjalnego, który dowodził akcją. Natychmiast przeszukano bazę danych FBI i wynik był negatywny, co nie było niespodzianką. Policjanci opisali mężczyzn, których widzieli, i technik Biura stworzył ich obrazy komputerowe. W sumie jednak był to ślepy zaułek, za to z przerażającymi implikacjami, które sięgały otoczenia Reynolds.

Ponownie odwiedził ją Paul Fisher. Oświadczył, że przynosi rozkazy od Masseya. Reynolds miała działać w celu znalezienia Faith Lockhart z odpowiednią szybkością, ale z największą ostrożnością. Zapewniono jej też wszelką pomoc, jakiej będzie potrzebowała.

– I żadnych pomyłek więcej – dodał.

– Nie zauważyłam, bym popełniła jakieś błędy.

– Agent zabity, Faith Lockhart wpada ci w ręce, a ty pozwalasz jej uciec. Jak to nazwać?

– Śmierć Kena spowodowana była przeciekiem – odparowała. – Nie dostrzegam w tym mojego błędu.

– Brooke, jeśli naprawdę tak myślisz, to w tej chwili powinnaś zwrócić się o przeniesienie do innych zadań. Ty jesteś odpowiedzialna za wszystko. Z punktu widzenia Biura, w razie przecieku, na szczycie listy podejrzanych są wszyscy członkowie twojej grupy, z tobą włącznie. I tak właśnie Biuro to bada.

Kiedy wyszedł, Reynolds rzuciła za nim butem w drzwi. Po chwili rzuciła i drugim, żeby Fisher był pewny, jak bardzo jest jej nieprzyjemnie. Paul Fisher został oficjalnie skreślony z jej listy fantazji seksualnych.

Zjechała z autostrady, skręciła w lewo, w Braddock Road, pokonała kilka późnych korków i wreszcie skręciła w spokojne osiedle, na którym mieszkał zamordowany agent FBI. Zwolniła, kiedy wjechała na właściwą ulicę. Dom był ciemny, na podjeździe stał jeden samochód. Reynolds zaparkowała służbowy wóz na ulicy i podbiegła do drzwi.

Anne Newman musiała na nią czekać, bo drzwi otwarły się, zanim Reynolds zdążyła zadzwonić. Wdowa nie próbowała nawet zaczynać kurtuazyjnej rozmowy czy zaproponować czegoś do picia. Zaprowadziła agentkę FBI bezpośrednio do małego pokoju w tylnej części domu. Pokoik urządzony był jako gabinet: biurko, metalowe przegrody na akta, komputer i faks. Na ścianach wisiały oprawione karty baseballowe i inne pamiątki sportowe. Na biurku w plastikowych opakowaniach leżały wyraźnie opisane pliki srebrnych dolarówek.

– Przeglądałam gabinet Kena, nie wiem dlaczego. Myślałam…

– Nie musisz się tłumaczyć, Anne. Nie ma reguł na to, co ty przechodzisz.

Anne Newman otarła łzę. Reynolds uważnie jej się przyglądała. Jasne było, że ta kobieta bliska jest załamania. Była w starym szlafroku, miała nieumyte włosy i czerwone, podkrążone oczy. Jeszcze wczoraj najważniejszą decyzją, jaką musiała podjąć, było prawdopodobnie menu na kolację. Boże, wszystko jest tak ulotne, wygląda, jakby to nie tylko Ken miał być pochowany, jakby w gruncie rzeczy Anne też z nim była, jedyna różnica polegała na tym, że ona musi dalej żyć.

– Znalazłam albumy ze zdjęciami, nie wiedziałam nawet, że tu są. Były w pudełku z innymi rzeczami. Wiem, że może nie jestem w porządku, ale… ale jeśli to może pomóc w stwierdzeniu, co się właściwie stało z Kenem… – Na chwilę zamilkła, więcej łez spadło na album z okładką w psychodelicznym stylu lat siedemdziesiątych. – Dobrze zrobiłam, że do ciebie zadzwoniłam – powiedziała w końcu z pewnością w głosie.

Reynolds słuchała z bólem, ale jednocześnie jakoś jej to pochlebiało.

– Wiem, że to dla ciebie potwornie trudne. – Brooke patrzyła na album, nie chciała niepotrzebnie przedłużać tej sytuacji. – Mogę zobaczyć, co znalazłaś?

Anne Newman usiadła na małej sofie, otwarła album i wyjęła przezroczystą plastikową okładkę zabezpieczającą zdjęcia. Na stronie, na której otwarła album, było duże zdjęcie, dwadzieścia cztery na trzydzieści, na którym widać było grupę mężczyzn w strojach myśliwskich ze strzelbami. Jednym z nich był Ken Newman. Anne wyjęła zdjęcie i ukazał się kawałek papieru i mały kluczyk. Podała obie te rzeczy Reynolds i uważnie obserwowała, jak agentka je bada.

Papier był potwierdzeniem złożenia depozytu w sejfie w lokalnym banku, a kluczyk prawdopodobnie pasował do tegoż sejfu. Reynolds spojrzała na wdowę.

– Nie wiedziałaś o tym?

– Mamy sejf. – Anne Newman potrząsnęła głową. – Ale nie w tym banku. Popatrz, to nie wszystko.

Reynolds spojrzała ponownie na dokument z banku i jęknęła. Jako właściciel nie figurował Ken Newman, a podany adres nie był adresem domu, w którym teraz była.

– Kto to jest Frank Andrews?

– Boże, nie mam pojęcia. – Anne Newman wyglądała, jakby miała się ponownie rozpłakać.

– Czy kiedykolwiek słyszałaś od Kena to nazwisko?

Anne przecząco pokręciła głową. Brooke westchnęła. Jeśli Newman miał sejf na fałszywe nazwisko, to potrzebował jednej rzeczy, by móc złożyć tam depozyt. Usiadła obok Anne i chwyciła ją za rękę.

– Znalazłaś jakiś dowód tożsamości na nazwisko Frank Andrews?

– Masz na myśli taki ze zdjęciem Kena? Potwierdzający, że to on jest tym Frankiem Andrewsem? – W oczach kobiety pojawiły się łzy.

Reynolds naprawdę jej współczuła.

– Tak, to właśnie mam na myśli – powiedziała miękko.

Anne Newman wyciągnęła ze szlafroka prawo jazdy stanu Wirginia. Było na nim nazwisko Franka Andrewsa, był tam też numer, który w stanie Wirginia jest jednocześnie numerem ubezpieczenia. Z małej fotografii patrzył na nie Ken Newman.

– Myślałam o tym, żeby otworzyć ten sejf, ale uświadomiłam sobie, że mi przecież nie pozwolą. Nie figuruję na tej umowie. Przecież nie mogę udowodnić, że to był mój mąż, tyle że pod fałszywym nazwiskiem.

– Wiem, Anne, wiem. Dobrze zrobiłaś, że mnie wezwałaś. Gdzie znalazłaś ten dokument?

– W innym albumie. Oczywiście, to nie były albumy ze zdjęciami rodzinnymi. Te są u mnie, oglądałam je miliard razy. W tych tutaj są zdjęcia Kena i jego kumpli od polowania i łowienia ryb. Co roku wyjeżdżali na wyprawy. Ken był dobrym fotografem. Nigdy nie wiedziałam, że trzyma je w albumach. Rozumiesz, za bardzo mnie nie interesowało oglądanie tych właśnie zdjęć. – Patrzyła w ścianę. – Czasami wydawało mi się, że Ken jest szczęśliwszy, kiedy strzela do kaczek ze swymi kumplami albo kiedy jest na wystawach monet i kart sportowych niż w domu. – Odetchnęła szybko, położyła dłoń na ustach i patrzyła w podłogę.

Reynolds wyczuła, że Anne nie chce się dzielić tymi bardzo osobistymi informacjami z na wpół obcą osobą. Nic nie powiedziała. Doświadczenie podpowiedziało jej, że musi dać Anne Newman czas na to, aby sama dała sobie radę. Po minucie kobieta zaczęła mówić dalej.