Изменить стиль страницы

– W sądzie nie ma, jeśli nie ma na to dowodów – odparował.

– Do cholery, nie chcę w to wierzyć. – Walnęła pięścią w stół. – Poza tym, dowody istnieją, trzeba tylko je znaleźć.

– To jest właśnie problem. Jeśli uda ci się to zrobić w całkowitej tajemnicy, to dobrze. Ale śledztwo tej wielkości, przy tak ważnych osobach w niezaangażowanych, nigdy nie jest całkowicie tajne. A teraz na dodatek mamy jeszcze śledztwo w sprawie o zabójstwo.

– To znaczy myślisz, że będą przecieki. – Zastanawiała się, czy Fisher podejrzewa, że naprawdę może się to zdarzyć.

– To znaczy, że kiedy masz do czynienia z ważnymi ludźmi, lepiej żebyś była cholernie pewna swej sprawy, zanim dojdzie do jakichkolwiek przecieków. Nie możesz mierzyć do takich celów, jeśli nie jesteś po zęby uzbrojona. W tej chwili twoja strzelba jest pusta i nie jestem pewien, czy uda ci się ją naładować. Instrukcje Biura mówią wyraźnie, że nie możesz polować na urzędników państwowych tylko na podstawie plotek i poszlak.

– Dobrze, Paul. – Spojrzała nań chłodno. – Powiedz mi bez ogródek, co chcesz, żebym zrobiła?

– Jednostka do spraw Brutalnych Przestępstw będzie cię informowała o śledztwie, ty masz znaleźć Lockhart. Ponieważ te dwie sprawy są nierozerwalnie połączone, sugeruję wam współpracę.

– Nie mogę im nic powiedzieć o naszym śledztwie.

– Nie proszę cię o to, po prostu pracuj z nimi dla wyjaśnienia sprawy śmierci Newmana. No i znajdź Lockhart.

– A co dalej? Jeśli nie uda się jej znaleźć? Co będzie z moim śledztwem?

– Nie wiem, Brooke. W tej chwili trudno wróżyć z fusów.

Wstała i wyjrzała przez okno. Ciężkie chmury przesłaniały niebo. Widziała w oknie odbicie swoje i Fishera. Nie, oderwał od niej oczu, ale wątpiła, czy w tej chwili interesowało go, jak wyglądają jej plecy i długie nogi w czarnej spódnicy do kolan.

Kiedy tak stała, dotarło do niej, że słyszy coś, czego zazwyczaj nie słyszała: „biały szum”. W ważnych budynkach rządowych okna były potencjalnymi źródłami wycieku istotnych informacji. Żeby uszczelnić tę drogę, w oknach montowano głośniki, których zadaniem było zakłócanie dźwięków rozmów tak, by nawet najdoskonalsze urządzenia podsłuchowe nie mogły przechwycić ani słowa. Głośniki emitowały dźwięk podobny do małego wodospadu, stąd nazwa „biały szum”. Reynolds, jak większość pracowników takich instytucji, przestała słyszeć ten szum, był on bowiem częścią codzienności. Teraz nagle zauważyła go z zadziwiającą jasnością. Czy był to sygnał czegoś jeszcze? Rzeczy, ludzi, których spotykała codziennie i więcej o nich nie myślała, przyjmując, że są tacy, za jakich się podawali? Odwróciła się do Fishera.

– Dzięki za zaufanie, Paul.

– W twojej karierze nie brakowało spektakularnych sukcesów. Jednak sektor publiczny jest podobny do prywatnego pod jednym względem: ten syndrom można nazwać „co dla mnie ostatnio zrobiłeś?” Nie mam zamiaru owijać tego, co mam powiedzieć, w bawełnę: zaczynam słyszeć grzmoty, Brooke.

– Doceniam twoją szczerość – powiedziała chłodno, skrzyżowawszy ręce na piersiach. – Jeśli pozwolisz, agencie Fisher, zobaczę, co dla ciebie ostatnio zrobiłam.

Fisher podniósł się i zbierał do wyjścia, po drodze zbliżył się do niej i lekko dotknął jej ramienia. Reynolds skurczyła się pod dotykiem, wciąż czując gorycz po jego słowach.

– Zawsze cię popierałem i nadal będę cię popierał. Nie myśl, że rzucam cię lwom na pożarcie. To nieprawda. Cholernie cię szanuję, nie chcę jednak zatracić przez to jasności widzenia. Nie zasługujesz na to, to przesłanie jest przyjacielskie.

– Dobrze, że to powiedziałeś, Paul – stwierdziła bez entuzjazmu.

Podszedł do drzwi, ale jeszcze raz się odwrócił.

– Relacje z mediami utrzymujemy poprzez Biuro Waszyngtońskie, mieliśmy już zapytania ze strony prasy. Na razie wiedzą, że podczas tajnej operacji został zabity jeden z agentów. Nie podano żadnych dalszych szczegółów, włącznie z jego tożsamością. Tak jednak długo nie będzie, a kiedy tama pęknie, nie mam pojęcia, komu się uda nie zamoczyć.

Kiedy tylko drzwi się za nim zamknęły, Reynolds poczuła chłodny dreszcz. Miała wrażenie, jakby powieszono ją nad kotłem wrzącej cieczy. Czy to znowu stara paranoja? Czy też po prostu zdroworozsądkowy osąd sytuacji? Zrzuciła buty i chodziła po biurze, depcząc przy okazji papiery na podłodze. Kołysała się na piętach, starając się sprowadzić do podłogi olbrzymie ciśnienie, które czuła w całym ciele. Niestety, nie pomagało.