– Właśnie że nie. Coś się wydarzyło… Boże, on nic nie rozumie! Co mu powiedziałaś?
– Nie podobało mi się jego zachowanie ani to, co mówił, więc odparłam, że nie mam najmniejszego pojęcia, gdzie możesz być. Oczywiście wiedział, że kłamię, ale nic nie mógł na to poradzić.
– Dobrze. On wie chyba wszystko o kłamstwach.
– Nie wydaje mi się, żeby dwadzieścia tysięcy dolarów stanowiło dla ciebie taki problem…
– Nie chodzi o pieniądze, tylko o sposób zapłaty.
– Za co?
– Za nic.
– Wydaje mi się, Randy, że to właśnie nazywa się logiczną niespójnością.
– Zamknij się!
Rozległ się dzwonek telefonu. Gates zerwał się z fotela i wlepił oczy W aparat, ale nie podszedł do biurka, tylko powiedział do żony zduszonym głosem:
– Ktokolwiek to jest, nie ma mnie w domu… Wyjechałem z miasta i nie wiesz, kiedy wrócę…
Edith położyła dłoń na słuchawce.
– To twoja prywatna linia – zauważyła. Podniosła japo trzecim dzwonku. – Rezydencja państwa Gates – powiedziała, stosując używany od lat podstęp. Przyjaciele i tak wiedzieli, kto mówi, a obcy nic ją nie obchodzili. – Tak… Tak? Przykro mi, ale wyjechał i nie wiemy, kiedy wróci… – Odsunęła słuchawkę, spojrzała na nią ze zdziwieniem i odłożyła na widełki. – To była telefonistka z centrali międzynarodowej w Paryżu. Dziwne… Ktoś chciał z tobą rozmawiać, ale kiedy powiedziałam jej, że cię nie ma, nawet nie zapytała, kiedy będzie mogła cię zastać, tylko raptownie przerwała rozmowę.
– Boże! – wyszeptał pobladłymi wargami Gates. – Coś się wydarzyło… Coś jest nie tak, ktoś musiał skłamać!
Wypowiedziawszy te tajemnicze słowa, odwrócił się i niemal pobiegł w przeciwny kąt pokoju, szukając czegoś rozpaczliwie w kieszeni spodni. Zatrzymał się przed środkową częścią sięgającego od podłogi do sufitu wypełnionego książkami regału, w którym znajdował się obszerny sejf o stalowych drzwiach zamaskowanych imitacją brązowego drewna. Ogarnięty paniką odwrócił się do żony i wrzasnął rozpaczliwie:
– Wynoś się stąd! Wynoś się, słyszysz?
Edith Gates podeszła niespiesznie do drzwi, przystanęła i spojrzała na swojego męża.
– Wszystko zaczęło się w Paryżu, prawda, Randy? Siedem lat temu w Paryżu. Wtedy coś się zdarzyło, nieprawdaż? Wróciłeś stamtąd przerażony i ogarnięty bólem, którego nie chcesz z nikim dzielić.
– Wynoś się! – wyskrzeczał ochryple Randolph Gates.
Edith wyszła, zamykając za sobą drzwi, lecz nie puszczając klamki. W chwilę potem uchyliła je o kilka centymetrów i zajrzała do gabinetu.
Widok, jaki zobaczyła, wstrząsnął nią tak jak jeszcze żaden w życiu. Człowiek, z którym żyła od trzydziestu trzech lat, tytan intelektu, nie palący papierosów i unikający alkoholu jak ognia, właśnie wbijał sobie w przedramię igłę jednorazowej strzykawki.