– Oszczędź mi udawanego oburzenia.
– Mieliśmy nikomu nie robić krzywdy.
– Na przykład Monice Seidman?
– Nie mieliśmy z tym nic wspólnego.
Lydia pokręciła głową.
– Albo jego siostrze, jak jej było, Stacy Seidman?
Bacard otworzył usta, jakby chciał się sprzeczać. Potem pochylił głowę. Wiedziała, co zamierzał powiedzieć. Stacy Seidman była narkomanką. Była balastem, zagrożeniem, a poza tym i tak sama się zabijała – tak chciał się usprawiedliwiać. Tacy jak Bacard potrzebują usprawiedliwień. On uważał, że nie handluje dziećmi. Wierzył, że pomaga ludziom. A jeśli przy okazji zarabiał pieniądze – mnóstwo pieniędzy – i łamał prawo, to cóż, przecież podejmował ogromne ryzyko, żeby lepiej żyć. Czy nie należała mu się za to solidna rekompensata? Lydia jednak nie miała ochoty zgłębiać jego psychiki ani go pocieszać. W samochodzie policzyła pieniądze. On ją wynajął. Jej udział wynosił milion dolarów.
Bacard brał drugi milion. Zarzuciła na ramię torbę z pieniędzmi należącymi do niej – i Heshy'ego. Wysiadła z samochodu. Steven Bacard patrzył prosto przed siebie. Nie odmówił przyjęcia pieniędzy. Nie zawołał, żeby wróciła, i nie powiedział jej, że umywa ręce. Na fotelu obok niego leżał milion dolarów. Bacard potrzebował tych pieniędzy. Jego rodzina miała teraz wielki dom w Alpine. Jego dzieci chodziły do prywatnej szkoły. Dlatego Bacard nie wycofał się. Patrząc prosto przed siebie, pojechał ulicą. Kiedy odjechał, Lydia wezwała Pavla, posługując się telefonem komórkowym jak krótkofalówką. Pavel wyszedł zza krzaków rosnących wzdłuż ulicy.
Wciąż miał na sobie tę flanelową koszulę. Szedł rozkołysanym krokiem. Jego uzębienie mocno ucierpiało w wyniku wieloletniego palenia papierosów i braku należytej troski. Miał nos jak bokser.
Był bałkańskim kryminalistą. Wiele widział w życiu. To jednak nie miało żadnego znaczenia. Jeśli nie wiesz, co się dzieje, jesteś na przegranej pozycji. – Ty – prychnął gniewnie. – Ty mi nie mówić.
Pavel miał rację. Ona mu nie mówić. Innymi słowy, nie miał o niczym pojęcia. Jego angielszczyzny nie można było nazwać nawet łamaną i dlatego był idealnym wykonawcą tej roboty. Przed dwoma laty przyjechał tu z Kosowa, razem z ciężarną kobietą. Podczas pierwszego podjęcia okupu otrzymał dokładne instrukcje. Kazano mu czekać, aż opisany samochód wjedzie na parking, podejść do wozu, nie odzywając się do kierowcy, wziąć od niego torbę i wsiąść do furgonetki. Och, i żeby zmylić obserwatorów, miał trzymać w ręku telefon i udawać, że coś do niego mówi. I tyle.
Pavel nie wiedział, kim jest Marc Seidman. Nie wiedział, co jest w torbie, że chodzi o porwanie i okup, nie wiedział nic. Nie nosił rękawiczek – jego odcisków palców nie było w żadnej amerykańskiej kartotece – i nie miał żadnych dokumentów.
Zapłacili mu dwa tysiące dolarów i odesłali z powrotem do Kosowa.
W oparciu o dość dokładny opis Seidmana, policja sporządziła rysopis człowieka, którego praktycznie nie można było znaleźć.
Kiedy postanowili ponownie zażądać okupu, znowu wykorzystali
Pavla jako wykonawcę. Miał być identycznie ubrany i wyglądać tak samo, żeby namieszać Seidmanowi w głowie na wypadek, gdyby doktorek tym razem chciał się stawiać. Mimo wszystko Pavel był realistą. Potrafił się przystosować. W Kosowie zajmował się stręczycielstwem. Pod przykrywką nocnych klubów kwitł tam w najlepsze handel żywym towarem, chociaż Bacard wymyślił lepszy sposób wykorzystania tamtejszych kobiet. Pavel, przyzwyczajony do nagłych zmian sytuacji, zrobi, co będzie trzeba. Trochę stawiał się Lydii, ale przestał, gdy dostał kolejny zwitek banknotów – razem pięć tysięcy. Już się nie spierał. Teraz pozostała tylko kwestia, jak to przeprowadzić. Dała Pavlowi broń.
Umiał s ię nią posługiwać.
Usiadł na ziemi w pobliżu podjazdu, utrzymując łączność przez telefon. Lydia zadzwoniła do Heshy'ego i powiedziała mu, że są gotowi. Piętnaście minut później Heshy przejechał obok nich.
Wyrzucił przez okno nadajnik. Lydia złapała pluskwę i posłała mu całusa. Heshy pojechał dalej. Lydia poszła z nadajnikiem na podwórze za domem. Wyjęła pistolet i czekała. Nocny chłód zaczął pokrywać ziemię poranną rosą. Poczuła znajome mrowienie, żywsze krążenie krwi w żyłach. Wiedziała, że Heshy jest niedaleko.
Chciał się przyłączyć, ale to była jej gra. Na ulicy panowała cisza. Była czwarta rano. Pięć minut później usłyszała nadjeżdżający samochód.